środa, 24 grudnia 2014

Epilog

/Lowie/

To, co powiedziała wstrząsnęło mną. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Było mi po prostu wstyd, że tak się zachowywałem. Od tamtej rozmowy pomiędzy mną a Leną wytworzyła się jakaś więź. Przez kolejny tydzień odwiedzałem ją w szpitalu. Postanowiłem, że po wyjściu zamieszka u mnie, w tamtym domu nie  czułaby się bezpiecznie.
Zabrałem ją ze szpitala. Kiedy niepewnie otwierała drzwi, uśmiechnąłem się zachęcająco.

/Lena/

Nie wiem, dlaczego mu powiedziałam. Nie wiem czy powinnam była to robić. Ale już za późno... Chciałam jak najszybciej zapomnieć o ostatnich 3 tygodniach. O tym. że zamieszkam z Lowiem dowiedziałam się po wypisie. Nie protestowałam. Z jednej strony ciągnęło mnie do niego, ale z drugiej miałam pewne obawy. Że wszystko się powtórzy...
Weszłam do przestronnej kuchni w jego mieszkaniu. Usiadłam na krześle i czekałam. Rozglądając się zauważyłam zdjęcie kobiety. Była bardzo podobna do Lowiego, miała ten sam uśmiech i oczy. Pewnie to jego matka. Moje rozważania przerwał ciepły głos.
- Chodź, pokażę ci gdzie co jest. Czuj się jak u siebie.
Pewnie chwycił mnie za rękę. Powoli wstałam. Najpierw skierowaliśmy się do salonu. Połowa jednej ze ścian była wyłożona oknami. Spodobało mi się to. Naprzeciw stały półki z medalami i statuetkami, bardzo podobne do tych w domu Hendrika. Na środku był stół otoczony kanapą i pufami. Ściany koloru jasnej zieleni dawały poczucie bezpieczeństwa.
Po zwiedzeniu reszty pomieszczeń został tylko jeden pokój. Jego pokój. Nie chciałam tam wchodzić. Powiedziałam, że jestem zmęczona i wróciłam do siebie. Kładąc się na łóżku miałam mętlik w głowie. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam...
Od mojego przyjazdu minął tydzień. Dziwny tydzień. Mało rozmawialiśmy, często siedzieliśmy przytuleni na kanapie w salonie, każde pogrążone w swoich myślach.
Pewnej nocy nie mogłam spać. Miałam przeczucie, że stanie się coś niezwykłego. Cicho wstałam i poszłam do kuchni. Po wypiciu szklanki soku brzoskwiniowego coś kazało mi udać się do salonu. Na parapecie (takim ,jak mój) siedział Lowie z twarzą w dłoniach. Płakał... Powoli podeszłam do niego i położyłam dłonie na barkach. Chłopak obrócił się, dopiero teraz zauważając mnie. Weszłam na parapet, usiadłam pomiędzy jego nogami i oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie w pasie i położył głowę na czubku mojej. Poczułam łzy moczące moje włosy...
- Co się dzieje ? Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić...
- Lena... Ja nie dam rady... Proszę pomóż mi...
Lowie rozpłakał się na dobre. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. Niebiesko-szare, zwykle przepełnione chłodem, teraz smutne, na granicy rozpaczy...
Wyplątałam rękę z jego objęć i pogłaskałam kciukiem po policzku, czując kilkudniowy zarost. Libero przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
- Dzisiaj mija rok od śmierci mojej matki. Ona... zginęła w wypadku samochodowym. Ktoś brutalnie pozbawił mnie najważniejszej osoby w życiu, rozumiesz ?! Tamta dziewczyna... Lena, ona wyglądała bardzo podobnie do ciebie. Chciałem zemsty. Rozumiesz ? Tylko to się liczyło. Mama jako jedyna przejmowała się mną. Ojciec w ogólne mnie nie akceptował. Interesowały go tylko pieniądze. Przepraszam...
- Cii, nic nie mów.
- Ale...
- Wybaczyłam ci już w szpitalu.
Lowie delikatnie podniósł mnie i położył na swoich biodrach. Jedną ręką objęłam go a drugą wplotłam w jego jasnobrązowe włosy. Siedzieliśmy tak kilka godzin. Poczułam, że Lowie chwyta mnie pod kolanami i w pasie. Nic nie mówiąc przeniósł mnie do swojego pokoju, w którym byłam pierwszy raz.
- To Lily, moja mama. - Pokazał mi zdjęcie tej kobiety z kuchni.
- Jesteście bardzo podobni. Lowie... Nie smuć się. Ona by tego nie chciała.
- Chodźmy już spać.
Nim zdążyłam coś powiedzieć ułożył mnie pod kołdrą i sam położył się obok. Delikatnie objął mnie w pasie. Zamknęłam oczy i kładąc głowę na jego torsie życzyłam mu dobrej nocy. Pocałował mnie w czubek głowy i zasnęliśmy.

/Lowie/
Ona jest wyjątkowa. Jedyna. Niezastąpiona...
Kiedy wszedłem do domu po treningu na stole w kuchni zauważyłem kartkę pokrytą ładnym, drobnym pismem.
Lowie...
Przepraszam. Boję się... Boję się swoich uczuć.
Proszę, nie szukaj mnie.
Lena
To był impuls...

/Obserwator/

Chłopak wrzucił do torby parę ubrań, dokumenty, pieniądze. Trzymając w ręku skrawek kartki, wybiegł pospiesznie zamykając mieszkanie. W ciągu 20 minut był w samolocie do Łodzi. "Tylko tam ma rodzinę" myślał. Zmęczony emocjami zasnął. Kiedy samolot lądował chłopak obudził się. Jako pierwszy wybiegł z pokładu. Szybkim krokiem wszedł do jubilera. Z czerwonym pudełkiem w ręku złapał pierwszą taksówkę i podał adres.
Był spokojny. Czuł, że dzisiejszego dnia nigdy nie zapomni. Kiedy delikatnie uchylił czarną bramę zobaczył ją. Jego miłość. Siedziała na huśtawce, w białej sukience i wianku na marchewkowo rudych włosach, lekko bujana przez wiatr. Bezszelestnie podszedł od tyłu i zasłonił jej oczy. Była zdziwiona na jego widok, ale w oczach miała iskierki szczęścia. Chłopak klęknął przed nią i powiedział:
- Lena... Wyjdziesz za mnie ?
- Tak...


__________________________________
Koniec. Co więcej by napisać... Nie jestem do końca zadowolona z epilogu, ale nic lepszego już nie napiszę. Pisząc tę historię często miałam łzy w oczach. A pisząc te słowa wreszcie znalazły one swoje ujście. Dziękuję Wam. Bez Was ta historia nie miałaby sensu. Dziękuję za każde miłe słowo, komentarz. Nie wiem, czy wrócę do blogowego świata jako autorka. Jestem jednak otwarta na propozycje. Gdyby ktoś chciał jeszcze zostawić symboliczny komentarz, opinię o całej historii... Wiecie, co robić.

Do zobaczenia :"

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 12

/Lowie/

Mieszkanie dziewczyny było w opłakanym stanie. Porozrzucane rzeczy leżały wszędzie. Lena siedziała w całym tym bałaganie, przypatrując się ścianie z napisem "Ty będziesz następna suko ". Zadzwoniłem na policję a następnie podszedłem do dziewczyny.
- Wszystko w porządku ? Nic ci ni...
- Nie! Nic nie jest w porządku! Odczep się wreszcie ode mnie! - Lena wstała. Nie była w stanie się opanować. - Co a ci zrobiłam ? Nie wiesz jak to jest! Nigdy tego nie zrozumiesz! Nigdy nic podobnego cię nie spotka!
Dziewczyna wybiegła z mieszkania wprost pod samochód.
- Lena uważaj!
Było za późno. Kierowca samochodu odjechał. Podbiegłem do dziewczyny i usiadłem na zakrwawionym asfalcie. Przecież to moja wina... Drżącymi dłońmi wybrałem numer pogotowia. Łzy stanęły mi w oczach. 'Co ja zrobiłem?' Próbowałem ją ocucić...Bezskutecznie. Była taka drobna, cała blada. Jakby miała się rozsypać przez najlżejszy podmuch wiatru. Zrozumiałem, że to nie mogła być ONA. 'Była taka niewinna...To moja wina. To ja doprowadziłem ją do takiego stanu.' Łzy ukradkiem wypłynęły z kącików oczu. 'Muszę to odkręcić. Muszę się nią zaopiekować.' Usłyszałem wycie syreny. Pół minuty później przyjechało pogotowie. Delikatnie przenieśli ją na łóżko. Wstałem i urywanym głosem spytałem:
- Czy ona... Ona wyjdzie z tego ? Panie doktorze...
- Kim pan jest dla tej dziewczyny ? - Lekarz spojrzał na mnie znad okularów. Chwila niepewności ciągnąca się niczym wieczność...
- Jestem chłopakiem Leny. W okolicy nie ma bliższej rodziny. Proszę mi powiedzieć....
- Natychmiast musimy przetransportować ją do szpitala, tam będzie wiadomo więcej. Rozumiem, że jedzie pan z nami ?
- Oczywiście.
Siedziałem obok niej, kurczowo trzymając jej lodowato zimną dłoń. Miałem wrażenie, że niknie w oczach. Biłem się z myślami. 'Może wybaczy mi to kłamstwo... Ale ktoś musi się nią teraz zająć, ona nie może zostać sama po tym co jej zrobiłem.'  Dojechaliśmy do szpitala, gdzie od razu zabrali Lenę na jakieś badania. Kręciłem się w te i z powrotem przed recepcją. Pielęgniarka siedząca za biurkiem spojrzała na mnie i ciepło się uśmiechnęła.
- Proszę być dobrej myśli, nie z takich rzeczy się wychodzi. Trzeba mieć tylko wsparcie kogoś bliskiego.
Uspokoiły mnie słowa kobiety. Usiadłem na jednym z krzeseł i patrzyłem na ścianę. Nie zauważałem niczego dookoła. Byłem pogrążony w myślach, prawie w transie. Nagle ocknąłem się. Nade mną stało dwóch policjantów.
- Pan Stuer ? Chcielibyśmy pana przesłuchać w sprawie włamania do domu pani Leny van der Hooven. Jest pan w stanie teraz rozmawiać ?
- Tak. Czy musimy jechać na komisariat ? Chciałbym być przy Lenie.
- Myślę, że nie ma takiej konieczności. Siostro, czy znajdzie się jakiś wolny pokój ? Dosłownie na pół godziny.
Przeszliśmy do jednej z sal. Złożyłem zeznania, podałem adres mieszkania dziewczyny i wyszedłem. Na korytarzu stał lekarz prowadzący Lenę.
- Panie doktorze ! Wiadomo cokolwiek ? Czy to coś poważnego ?
- Na szczęście nie. Straciła dużo krwi, ma złamaną rękę. Niestety konieczna będzie operacja. Czy wyraża pan zgodę ?
- Oczywiście. - Lekarz podsunął mi jakiś papier. Szybko nabazgrałem podpis. - Panie doktorze, czy ja mogę ją zobaczyć ?
- Może pan, ale ona jest nieprzytomna. Leży za rogiem, pierwsze drzwi po lewo.
- Dziękuję.
Szybkim krokiem przeszedłem korytarz. Otworzyłem drzwi do sali. Lena leżała na białej pościeli. Prawie zlewała się z nią. Usiadłem obok jej łóżka i delikatnie wziąłem jej dłoń. Dalej była chłodna. Wyglądała tak krucho... Przypatrywałem się jej uważnie. Dopiero teraz zauważyłem jej długie, czarne rzęsy, schowane za opadającą grzywką. Mały, lekko zadarty nosek, blade policzki. Była naprawdę ładna, naturalna. Miała w sobie to coś.
Nagle skrzypnęły drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Niech pan idzie odpocząć. To był ciężki dzień. Zabieramy Lenę na blok operacyjny. Może pan przyjść jutro.
Posłuchałem doktora. Ostatni raz spojrzałem na nią.
- Proszę się nie martwić, dziewczyna jest pod dobrą opieką.
Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się do swojego mieszkania. Jedząc pospieszną kolację przypomniałem sobie, że przecież Hendrik nic nie wie o wypadku. Szybko wystukałem jego numer. Słyszałem w jego głosie wyraźną troskę o Lenę. Po rozmowie z atakującym wziąłem szybki prysznic i położyłem się, niemal od razu zasypiając. Słabo spałem, miałem koszmary. Śniło mi się, że dziewczyna umarła przeze mnie... Gwałtownie obudziłem się oblany zimnym potem. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 7 rano. Szybko ubrałem się i prawie pobiegłem do szpitala.
Cicho wszedłem do sali. Lekarz obrzucił mnie wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Nic nie powiedział i wyszedł. Na łóżku Leny była kartka z napisem "Wszystko będzie dobrze. Operacja powiodła się." Po przeczytaniu łzy stanęły mi w oczach. Usiadłem obok niej. W pamięci rejestrowałem każdy szczegół jej wyglądu. Długie, rude włosy, teraz spięte na czubku głowy w koka, z którego delikatnie wysuwał się pojedynczy kosmyk. Zamknięte oczy, ledwie widoczne zmarszczki przy kącikach. Cienie pod nimi, przysłonięte rzęsami. Ciągle blade policzki, małe, wąskie usta w bladoróżowym kolorze. Zaniepokoiły mnie blizny na podbródku. Wziąłem jej zdrową rękę. Na nadgarstku i zgięciu łokcia miała podobne znamiona. Nie wiedziałem co o tym sądzić. W takim stanie siedziałem prawie pięć godzin. Byłem wyczerpany psychicznie. Cały czas obwiniałem się o ten wypadek. Nagle poczułem delikatny ruch jej zdrowej ręki. Szybko ocknąłem się i spojrzałem na Lenę. Niebieskie oczy tak przepełnione smutkiem...
- Nie chcę nikogo widzieć. Powiedz im, żeby nie przychodzili. I... Wyjdź.
Wyszedłem. Jednocześnie smutny i szczęśliwy. Po przyjściu do mieszkania po prostu położyłem się i zasnąłem. Nie wiem, ile wtedy spałem, bardzo długo. Pierwszy raz od paru dni zjadłem posiłek w całości. Wróciłem do szpitala, pomimo jej próśb. Nie mógłbym sobie potem wybaczyć, że zostawiłem ją samą.
Leżała zawinięta w kłębek. Nie zwróciła na mnie uwagi. Widziałem jak z jej oczu spływają pojedyncze łzy. Kucnąłem na podłodze, tak żeby mieć jej twarz przed swoimi oczami. Kiedy próbowałem zetrzeć łzy, powstrzymała mnie krótkim, lecz stanowczym ruchem ręki. Zaakceptowałem jej wybór. Usiadłem na podłodze naprzeciw niej. Nie wiedziałem, który raz z rzędu przyglądałem się jej. Byliśmy w jednej sali, ale w swoich światach. Po kilku godzinach wstałem, delikatnie pocałowałem Lenę w czoło i wyszedłem. W taki sam sposób spędziłem następne dwa dni. Trzeciego dnia nie mogłem już patrzeć na jej płacz. Delikatnie obróciłem jej głowę i wytarłem spływającą łzę. Nie odtrąciła mnie. Spojrzała tylko głęboko, dając mi coś do zrozumienia. Ból... Bił od niej ból, nie tylko fizyczny ale i psychiczny. Był tak duży, że w podświadomości odczułem go. Powoli wstałem z podłogi. Rzuciłem wzrokiem na łóżko. Było na tyle duże, że pomieściło dwie osoby. A właściwie półtora - Lena była taka krucha, drobna... Położyłem się obok niej i objąłem ramieniem. Na lewym barku poczułem niewielki ciężar jej głowy. Ciepłe łzy moczyły koszulkę. Nie zwracałem na nie uwagi. Otoczyłem ją drugą ręką. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Chciałem, żeby poczuła się bezpieczna. Wtuliła się mocniej. Leżeliśmy kilka godzin. Potem powoli wygrzebałem się z oplatających mnie nóg dziewczyny. Ponownie zawinęła się w kłębek.
- Wrócisz ?
- Wrócę. Obiecuję. Odpoczywaj.
W mieszkaniu położyłem się na łóżku i wbiłem spojrzenie w sufit, utwierdzając się w przekonaniu, że to nie mogła być ONA. Wstałem, zjadłem kolację i poszedłem pod prysznic. Po umyciu się coś mnie tknęło. Wróciłem do kuchni i przygotowałem jakieś jedzenie dla Leny. Ona musi teraz dużo jeść, musi wyzdrowieć. Z tą myślą zasnąłem.
Następnego dnia w szpitalu próbowałem ją karmić, ale zjadła tylko 3 brzoskwinie. Tak jak poprzedniego dnia, położyłem się obok. Dzisiaj nie płakała. Patrzyła smutno w tylko sobie znany punkt. Chciałem zostać z nią cały dzień.
- Zaraz wrócę.
Poszedłem do bufetu szpitalnego i zjadłem jakąś drożdżówkę. Wyszedłem na chwilę na zewnątrz i zauważyłem piękny jaśmin kwitnący przy wejściu. Nieświadomie zerwałem kilka gałązek. Z kwiatami w rękach ponownie wszedłem do sali. Kiedy Lena zobaczyła jaśmin, jakby ożywiła się. Gestem przywołała mnie. Wzięła jedną gałązkę i wsadziła nos pomiędzy płatki. Przymknęła oczy i z ledwo widocznym uśmiechem powąchała kwiat. Oddała mi łodyżkę. Na czubku nosa osiadł jej żółty pyłek. Delikatnie strąciłem go. Dziewczyna podniosła kącik ust i poklepała miejsce obok siebie. Odłożyłem jaśmin i usadowiłem się po prawej stronie łóżka. Lena wyłożyła swoje nogi na moje i oparła głowę na barku. Objąłem ją delikatnie. Dziewczyna bawiła się kosmykiem włosów. Widać było, że intensywnie zastanawia się nad czymś. Siedzieliśmy tak przez pół godziny. Nagle odezwała się. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to co usłyszę, zmieni całe moje zdanie o Lenie.
- Ja... Muszę Ci coś powiedzieć. Nie przerywaj mi, proszę. Od czego by zacząć... Pięć lat temu wydarzyło się coś co zmieniło całe moje życie. Które nie było cudowne i usłane różami. Pierwsze co pamiętam w całości to wizyta u lekarza. Miałam wtedy 5 lat. Pamiętam smutnego chłopaka siedzącego w poczekalni. Miał odrapane ręce, nogi, szyję... Ogólnie wszystko. Było mi go żal. A potem weszliśmy do gabinetu. I diagnoza - wyrok. Atopowe zapalenie skóry z uczuleniem. Pamiętam, że patrzyłam na zgięcia łokci i widziałam identyczne zadrapania co u tego chłopca. On chyba to widział bo tylko życzył mi szczęścia w życiu. Ale ono zupełnie nie trzymało się mnie. Po wizycie moi rodzice trzymali mnie na dystans. Chyba tylko próbowali być przy mnie. Z mojej perspektywy wyglądało to inaczej... Zupełnie jakby przestali mnie kochać. Z początku tego nie zauważałam, ale z czasem ciężko było to przeoczyć. Interesowali się tylko moją starszą siostrą. W szkole też nie było lekko. Praktycznie cały czas siedziałam sama. Zamknęłam się, nie dopuszczałam do siebie nikogo. Zresztą, i tak nikt się mną nie interesował. Tak żyłam przez 5 lat. Mając 10 lat wydarzyło się kolejne nieprzyjemnie wspominane przeze mnie wydarzenie. Kolejna wizyta u lekarza, kolejny wyrok. Astma. Rodzice stwierdzili, że dam sobie sama radę. Przecież mam już 10 lat. Interesowały ich tylko pieniądze z mojego stypendium, które dostawałam za dobre oceny. Ciągle słyszałam "Megi potrzebuje pieniędzy, ty nie " albo "Megi to, Megi tamto". Miałam tego serdecznie dosyć. W szkole było coraz gorzej. Otwarcie byłam obiektem żartów. Każde wyjście z domu równało się z kpinami na temat wyglądu. Wuefy kończyły się półgodzinnym dochodzeniem do siebie w szkolnej toalecie. W tym okresie odkryłam Green Day -  mój ulubiony zespół. Przemówiły do mnie teksty ich piosenek. Były przepełnione smutkiem, takie prawdziwe... Cały czas byłam sama. Ciężko było mi dojrzeć w ciągu kilku miesięcy. Ale musiałam. Wolałam jednak samotność niż fałszywe zainteresowanie. Nikt by mnie nie zrozumiał. Rodzice tylko potrafili krytykować. Kiedy miałam 12 lat bardzo poważnie zastanawiałam się nad samobójstwem. Wydawało mi się to najlepszą opcją. Miałam dość udawanej troski, litości. Czułam się osaczona. Fałszywi przyjaciele, "kochający" rodzice... Ciągle zdawałam sobie pytanie, dlaczego to wszystko musiało spotkać akurat mnie ? Czemu to nie mógł być ktoś inny ? Pół roku później zaczęłam się ciąć. Tak, to było głupie, ale dawało chwilową ulgę. Rodzice zwrócili na mnie uwagę, bo miałam gorsze oceny. Robili mi awantury, wyzywali. Wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę nigdy ich nie kochałam. Nigdy nie dostałam od nich żadnego wsparcia. Byli mi obcy. Chciałam uciec stamtąd. Przez kolejne pół roku planowałam wszystko. Niepostrzeżenie wynosiłam swoje ubrania, ważne dla mnie przedmioty. Dopięłam swego. Nadszedł dzień 13 urodzin. Dzień wyzwolenia. Po szkole szybko wróciłam do domu. Nie wiedziałam, że czeka mnie najgorsze. Od progu dopadli mnie rodzice. Zrobili mi kolejną awanturę. Dowiedzieli się. Byli w moim pokoju. Nie spodziewałam się jednak tego... Matka po prostu uderzyła mnie. To przeważyło. Wzięłam ostatnią torbę, wygarnęłam tamtym ludziom wszystko, co leżało mi na sercu i wybiegłam. Miałam swoją kryjówkę nad pobliską rzeką, w domku na drzewie. Było mi obojętne, co się stanie. Nie chciałam już żyć. Miałam ostatni raz słyszeć moją ulubioną piosenkę, wykonać ostatnie cięcie... Już stałam nad brzegiem rzeki. Łzy zamazywały mi obraz. W oddali było słychać jakieś krzyki. Nie zwracałam na nie uwagi. Ostatni raz unosiłam rękę z żyletką... I wtedy przybył On. Hendrik Tuerlinckx. Czułam za sobą jego obecność. Odwróciłam się i zamarłam. To co zobaczyłam w jego oczach... Troska, ból. Nie litość. Miłość... Wypuściłam żyletkę z dłoni, a on po prostu mnie przytulił. Staliśmy tak przez kilka sekund, które były najlepszymi w moim życiu. W oddali zobaczyłam dwóch chłopaków, Matthijsa i Rubena. Kiedy podeszli, widziałam, że są równie przejęci co Hendrik. Wiedziałam jedno - oni na pewno mnie nie zostawią. Mimo tego, że mieli kolejno 21, 20 i 18 lat, byli bardzo dojrzali. Razem z nimi pojechałam do Roeselare. Hendrikowi bez problemu sąd przyznał opiekę nade mną. Stopniowo wychodziłam na prostą. Cała trójka bezustannie troszczyła się o mnie. Czułam bijącą od nich miłość. Z czasem stali się dla mnie prawdziwą rodziną, jakiej nigdy wcześniej nie miałam... Byłam kochana, kochałam. Spełniłam swoje marzenia... I nagle wszystko się posypało. Hendrik został ojcem, Ruben miał dziewczynę. Matthijs... On był przy mnie, lecz czułam, że stanie się coś nieoczekiwanego. Niekoniecznie dobrego. Koszmary przeszłości ciągnęły się za mną przez ostatni rok. Twoje zachowanie... Tak, to bolało. Bardzo. A teraz... Ja nie wiem. Nie wiem, co będzie dalej...
Lena zamilkła. Ja też nie wiedziałem co powiedzieć. Przytuliłem ją mocniej, wyklinając się w myślach.
- Idź już, proszę. I ty i ja mamy dużo do przemyślenia...  


___________________________
Witajcie. Przepraszam za to wyżej. Dziękuję za komentarze. Do epilogu, który pojawi się w nieokreślonej przyszłości...


Knack Roeselare - filmik promocyjny na sezon 2014/2015

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 11

/Lena/

Do egzaminów zostało jeszcze tylko 19 godzin. Trochę się denerwowałam. Od czasu kłótni z Lowiem jestem w ponurym nastroju. Dlaczego Matthijs nie powiedział mi wcześniej ? Od dwóch dni praktycznie nie wychodziłam z domu, odcięłam się od świata. Wyłączyłam telefon, chciałam mieć święty spokój. Zegar wybił 15, wytrącając mnie z rozmyślań. Zjadłam jogurt brzoskwiniowy i poszłam spać.
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła i głuche dudnienie z mieszkania wyżej. Zerwałam się z łóżka i poszłam do kuchni. Pozbierałam szczątki szklanki i spojrzałam na zegar. Zaspałam ! Szybko ubrałam się, uczesałam i popędziłam na autobus. Wysiadłam przed doskonale znaną mi uczelnią. O dziwo nie byłam zdenerwowana. Spokojnym krokiem weszłam do gabinetu egzaminatorów...
Po trzech godzinach byłam świeżo upieczoną panią weterynarz. Ulżyło mi, cały stres związany ze studiami miałam za sobą. Byłam po prostu szczęśliwa. Pierwszy raz od trzech dni włączyłam telefon. 20 nieodebranych połączeń, które od razu usunęłam. Wróciłam do mieszkania, włączyłam muzykę i świętowałam swój sukces. Pierwszy raz od wielu dni nie martwiłam się niczym. Czułam się wspaniale. Około 16 zadzwonił Hendrik. Odebrałam i obiecałam, że przyjdę. O 16:30 byłam w mieszkaniu Tuerlinckxsów. Helen za miesiąc miała rodzić. Atakujący był w związku z tym trochę zestresowany, ale szczęśliwy. Ogólnie atmosfera tego mieszkania nie pozostawiała nic do życzenia.
- A jak twoje studia Lena ? Dajesz radę ?
- Od dziś możesz do mnie pani weterynarz. - Uśmiechnęłam się. - Rano zdałam egzaminy.
- Co dalej ? Masz jakieś plany ?
- Jeszcze nie. - Zamyśliłam się. - Na pewno polecę do Polski trochę odpocząć. A tak w ogóle to co się dzieje w klubie ?
- Za tydzień wyjeżdżamy na Antwerpi na finały. Mam nadzieję, że będziesz nam kibicować.
- Wątpisz ? - Uniosłam lekko brwi.
- Niee, upewniam się tylko. Wiesz, że Lowie na wczorajszym treningu zwichnął kostkę ?
- Dobrze mu tak... To znaczy nie ! Stop, wróć! Chodziło mi o to, że dobrze, że Stijnowi nic nie jest.
Kiedy to usłyszałam, poczułam cichy głosik mściwej satysfakcji...ale też jakby... zmartwienie ? O 19 wróciłam do mieszkania. Wykąpałam się i ciągle w świetnym nastroju obejrzałam "Goście, goście". Dawno nie śmiałam się tyle razy w tak krótkim czasie. Po seansie poszłam spać.
Kilka następnych dni spędziłam na gruntownym sprzątaniu każdego zakamarka mojego mieszkania. Świetny humor zaczynał mnie jednak opuszczać - znowu miałam dziwne sny, w dodatku odnalazłam rzeczy przypominające mi o przeszłości. W akcie desperacji wszystkie te przedmioty spłonęły nad "moim" jeziorkiem. Posiedziałam tam wpatrując się w nieruchomą taflę wody. Wszystkie szczęśliwe chwile migały mi przed oczami. Poczułam straszną pustkę... Brakowało mi Rubena, Matthijsa, naszych wygłupów i różnych przypałów. Postanowiłam, że po ich powrocie z Antwerpii porozmawiam z nimi.
Wróciłam do domu ze spokojem wewnętrznym, pogodzona z losem. Przeglądnęłam facebooka, wzięłam długą kąpiel i o 23 poszłam spać.
Następnego dnia Knack wyjeżdżał do Antwerpii. O 12 na rynku było oficjalne pożegnanie siatkarzy. Nie chciałam brać udziału w tej szopce, nie miałam na to nastroju. No i nie chciałam widzieć niektórych osób... Ostatnia noc była straszna - miałam kolejny dziwny sen. Coś o kłótni, wypadku... To było okropne. Otrząsając się z nocnych strachów wstałam i zjadłam szybkie śniadanie. O 11 wyszłam z mieszkania. Postanowiłam pożegnać się nieoficjalnie z Hendrikiem. Kiedy weszłam, przypomniały mi się wcześniejsze lata - za każdym razem wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Od rana atakujący biegał z różnymi częściami swojej garderoby po całym mieszkaniu. Atmosfera wyjazdu była wyczuwalna na każdym kroku. Jednak w tym chaosie Hendrik pamiętał o mnie i o Helen.
-  Helen, no leż...Nie dyskutuj, przecież nie wolno ci się przemęczać! Czekaj, nie ruszaj się, idę otworzyć. O, cześć Lenka, co tam u Ciebie ?
- Wszystko dobrze. - Minus jeden do uczciwości. - Denerwujesz się ?
- Nawet nie, pierwszy sezon był zdecydowanie gorszy niż ten. Myślałem, że przyjdziesz na oficjalne pożegnanie. Czy jest coś o czym nie wiem ?
- (Tak, aż za dużo.) Nie, wszystko w porządku. Przecież doskonale wiesz, że nie lubię tłumów. I właśnie dlatego przyszłam się pożegnać teraz. Nie cieszysz się ?
- Chodź tu głuptasie i nie opowiadaj niemądrych rzeczy. - Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Czułam się jak mała dziewczynka... Pierwszy raz od kilku dni.- Oczywiście, że się cieszę. Kibicuj nam z całych sił. Z twoim dopingiem na pewno wygramy, ba! Musimy wygrać!
- Dobra, dobra, już mi nie słódź. Pomóc ci w czymś ? Zresztą - po co pytam, jak co roku jesteś nieogarnięty i nie ma ci kto pomóc. Czego jeszcze nie spakowałeś ?
- Na piętrze mam koszulę z kołnierzykiem, koszulki do chodzenia i parę innych rzeczy. Za chwilkę ci je przyniosę, bo mi jakoś nie chcą się zmieścić do walizki.
Kiedy atakujący znosił ubrania, zerknęłam do ich wspólnej sypialni. Obok łóżka stało małe, białe łóżeczko dla dziecka. Nie wiedziałam dlaczego, ale rozczulił mnie ten widok. Będą dobrymi rodzicami.
Uporałam się ze stertą ubrań siatkarza, przekazałam życzenia szczęścia całej drużynie i wyszłam. Spacerowałam po okolicy do późnego popołudnia, nie myśląc o niczym. Z transu wyrwał mnie burczący brzuch - od śniadania praktycznie nic nie jadłam. Szybko dotarłam do domu, zjadłam ryż z jogurtem brzoskwiniowym i wykąpałam się. Postanowiłam napisać do Maćka, dawno nie rozmawialiśmy. Popisaliśmy trochę, opowiedziałam mu co się u mnie ostatnio działo i zapewniłam, że niedługo przyjadę.
Następnego dnia głównie kręciłam się bez celu po domu. O 18 zaczynał się finał. Czekałam z niecierpliwością na pierwszy gwizdek. Trochę denerwowałam przed meczem - bałam się, że któryś z moich przyjaciół będzie kontuzjowany. Jednak żadne czarne scenariusze nie sprawdziły się. Drużyna z Roeselare wygrała w trzech setach, w każdym Antwerpia nie przekroczyła granicy 20 punktów. Cieszyłam się do telewizora jak głupia, skakałam, tańczyłam. Obejrzałam ceremonię dekoracji i zmęczona padłam na łóżko, od razu zasypiając. Tej nocy miałam kolejny sen. Zapamiętałam szpital, jakieś urządzenia medyczne i siedzącego chłopaka. Miał twarz ukrytą w dłoniach, przez palce ciekły mu łzy. Wyglądał na ogólnie załamanego. Nagle obraz zamazał się i z masy kolorów zaczął odsłaniać się kolejny. Ten sam chłopak z jakąś dziewczyną siedział na huśtawce w pięknym ogrodzie. Był jednak trochę starszy. Nie pamiętam dalszej części, znów obraz się zamazał.
Rano obudziłam się dość wcześnie. Byłam rozkojarzona, średnio kontaktowałam. Przejrzałam ubrania i doszłam do wniosku, że nie mam się w co ubrać. Postanowiłam iść na zakupy. Było na tyle wcześnie, że zdążyłam się spokojnie ogarnąć. Chciałam iść do galerii handlowej w sąsiednim mieście. Wsiadłam do autobusu i po pół godzinie byłam na miejscu. Chodziłam od sklepu do sklepu, przeglądałam całe sterty ubrań, lecz nic nie znalazłam. Zrezygnowana wróciłam do Roeselare. Spokojnym krokiem szłam od dworca do mieszkania.
To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w stan głębokiej rozpaczy. Drzwi od mieszkania były wyważone do wewnątrz. Na podłodze walały się moje ubrania, pamiątki. Notatki ze studiów były porozrywane. Jednak najbardziej dobiły mnie szczątki mojego pamiętnika. Z oczu zaczęły płynąć łzy. Weszłam do sypialni. Wszystko było z okropnym stanie. Zauważyłam również brak laptopa. Przeszłam do kuchni. Na płytkach leżały rozbite naczynia, porozrzucane sztućce. Zniknął mój ulubiony kubek, najważniejsza rzecz od Hendrika. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nagle na ścianie zauważyłam napis wymalowany czerwonym sprayem. "Ty będziesz następna, suko." Sparaliżowana strachem, usiadłam na podłodze i zadzwoniłam do atakującego. Łamiącym się głosem zaczęłam mówić:
- Heendrik, przyjedź, prooszę... Ktoś włamał się do mojego mieszkania...Ja...Jestem przerażona.
- Zaraz kogoś wyślę. Nie ruszaj się z stamtąd.

/Lowie/

Dzisiaj zdjęli mi gips. Pech chciał, że akurat przed finałem skręciłem kostkę. Na szczęście to nic poważnego. Wczoraj kibicowałem chłopakom przed telewizorem. Widząc ich radość z medalu i mnie poprawił się humor. W końcu byliśmy drużyną.
Moją popołudniową drzemkę brutalnie przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałem na komórkę i zmarszczyłem brwi. Wysłuchałem Hendrika i zamarłem w pół kroku. Co takiego ?! Zerwałem się z kanapy kończąc rozmowę, narzuciłem bluzę i jak najszybszym krokiem pognałem do Leny.

/Lena/
Siedziałam na podłodze nie wiedząc co robić. Byłam w totalnej rozsypce. Cisza panująca w mieszkaniu doprowadzała mnie do paniki. Przerwał ją czyjś donośny głos.
- Lena, jesteś tu ? Lena !
- Czego chcesz ? - Spojrzałam na libero ze świeżymi łzami w oczach.
- Wszystko w porządku ? Nic ci ni...
- Nie! Nic nie jest w porządku! Odczep się wreszcie ode mnie! - Wrzeszczałam nerwowo wstając. - Co ja ci zrobiłam ? Nie wiesz jak to jest ! Nigdy tego nie zrozumiesz! Nigdy nic podobnego cię nie spotka!
Wybiegłam z mieszkania. W oddali było słychać czyjś krzyk.
- Lena uważaj!
Ostatnie, co pamiętam to oślepiający błysk światła i ogromna fala bólu....


_________________________________
Kolejny rozdział za mną. Myślę, że następny będzie tym ostatnim. Wszystkie tajemnice zostaną ujawnione, zagadki rozwikłane. Przepraszam za długie oczekiwanie. Komentarze mile widziane.
Do następnego.


      

piątek, 5 września 2014

Rozdział 10

/Lena/

Święta minęły bardzo szybko. Tak samo sylwester, który spędziłam ze słuchawkami i butelką wódki. Odpuściłam na wszystkich frontach. Rano, a właściwie w południe obudziłam się z okropnym kacem i wyrzutami sumienia. Obiecałam mu... Niewiele myśląc wyjęłam następną butelkę i odpłynęłam.

/Matthijs/

Nie odezwała się. Znowu. Coś musiało być nie tak. Wziąłem zapasowe klucze do jej mieszkania, wsiadłem do samochodu i łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe pojechałem.
Po pół godzinie jazdy gwałtownie zahamowałem pod jej domem. Przeskakując po dwa stopnie dotarłem do mieszkania. Nie otworzyła.
Kiedy wszedłem doznałem szoku. W mieszkaniu było duszno, po podłodze walało się rozbite szkło. Znalazłem ją w sypialni. W strasznym stanie. Trzęsącymi się rękami zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechało dość szybko. Od razu wzięli ją na płukanie żołądka. Siedziałem przed salą przez godzinę, dwie, trzy. Wreszcie wyszedł lekarz.
- Czy ja...
- Tak, ale krótko. Jest bardzo słaba.
Zobaczyłem ją. Leżała, jakby martwa na śnieżnobiałej pościeli. Całe ręce, nogi i brzuch z szyją miała pozalepiane opatrunkami. Usiadłem na krześle i rozpłakałem się. Trzymałem jej bladą, zimną dłoń, obwiniając się w duchu. Nagle poruszyła się. Otworzyła oczy i szepnęła 'przepraszam'. Łza spływająca po policzku wsiąknęła w poduszkę.
Drzwi otworzyły się. Koniec wizyty. Pocałowałem ją w czoło i szepnąłem 'pamiętaj, że masz mnie'. Wróciłem do jej mieszkania, wywietrzyłem je i posprzątałem. Pod jej łóżkiem znalazłem zapisaną kartkę z zeszytu.

26.11
Koszmary z przed 5 lat wracają. ONA wraca. Źle śpię, cały czas śnią mi się okropne rzeczy. Mam dość tej wiecznie uśmiechniętej maski. ONA....

Nie mogłem dalej tego czytać. Położyłem kartkę na biurku i wyszedłem z mieszkania.

/Lena/

Znowu. Znowu to zrobiłam. A on i tak przy mnie był. Podziwiałam go.
Z rozmyślań wyrwała mnie kolejna fala bólu na całym ciele. Nie mogłam się ruszyć przez opatrunki, więc z irytacją przygryzłam wewnętrzną część policzka. Po godzinie przyszła pielęgniarka. Zmienili mi kroplówkę, dali jakieś leki. Zasnęłam.

W szpitalu przebywałam jeszcze tydzień. Codziennie odwiedzał mnie Matthijs. Nie pytał o nic, wspierał mnie. W dniu wypisu przyjechał po mnie. Lekarz widząc przyjmującego uśmiechnął się lekko.
- Proszę się nią dobrze opiekować.
- Już ja się o to postaram.
Wyszliśmy przed budynek.
- Matthijs, mamy wszystko ? Halo, ziemia do ciebie. - Cień przemknął po jego twarzy.
- Co? A tak, tak.
- Na pewno?
- Tak...nie byłem pewny, czy zakręciłem wodę w łazience. Chodź, jedziemy. Lekarz mnie zabije jak się przeziębisz teraz.

/Matthijs/

Wychodząc ze szpitala miałem złe przeczucie. Byłem pewny, że ktoś nas obserwuje. Nie chciałem jednak martwić Leny, która po tym "wypadku" jeszcze nie doszła do siebie. Postanowiłem, że przez tydzień będzie mieszkała u mnie, ktoś musi się nią zająć.
Lena rozpakowała się w międzyczasie mamrocząc coś o samodzielności i padła zmęczona na łóżko. Prawie siłą wepchnąłem w nią miskę gorącego rosołu. Kiedy pomagałem jej zmienić opatrunki, zadzwonił mój telefon. Z niemałym zaskoczeniem przyglądałem się wyświetlaczowi.
- Kto dzwoni ?
Zignorowałem pytanie Leny. Odrzuciłem połączenie i szybko odpisałem. Odpowiedź przyszła w ciągu kilkunastu sekund. "...na hali, o 14. Ok ?"
"Ok"
Odłożyłem telefon na szafkę i kontynuowałem przerwaną czynność. Lena spojrzała na mnie z irytacją w oczach. Delikatnie objąłem ją od tyłu.
- To nic ważnego. Rozluźnij się i nie denerwuj. Szkoda twojego zdrowia szczególnie teraz... - dobiegł mnie cichy szloch. - Ciii... Już spokojnie. Zmieniamy resztę opatrunków ?
Kiwnęła głową. Potem pokręciła się jeszcze trochę po mieszkaniu i położyła. Kiedy zasnęła, wyszedłem.

***
- ... stało ?
- Czemu cię to interesuje ? Daj jej spokój. Nie rozmawiaj z nią, nie pisz. I nie rób tego co dotychczas, naprawdę.
- Ale..
- Żadne "ale''. Ona już dość wycierpiała. Znacznie więcej niż ci się wydaje.
- Skąd wiesz ? Skąd ją znasz ? O co w ogóle chodzi ?!
- To pytanie do Leny, nie do mnie. Cześć.
- Cześć. Matthijs ? -Obróciłem się na pięcie. - Ja...przeproś ją ode mnie.
- Dobrze.

***

Pochodziłem jeszcze trochę po mieście. Musiałem przemyśleć parę spraw. Zrobiłem zakupy, wróciłem do mieszkania i zajrzałem do Leny. Dalej spała. Przygotowałem kolację i sprawdziłem facebooka. Pogadałem trochę na skype i postanowiłem się wykąpać. Oczywiście jak to ja, zapomniałem piżamy. Przemykając szybko w ręczniku do pokoju spotkałem Lenę.
- Oh, mógłbyś się ubrać. Nie jestem jeszcze w pełni sił na takie widoki.
- Taaak ? Dzisiaj jest strasznie ciepło. Może jednak zostanę w tym stroju ?
Dziewczyna zdjęła na chwilę rękę z oczu i przybiła face palm. Poszła do kuchni skąd było słychać jej śmiech. 
- Lenka, ja jednak coś założę na siebie. I proszę się nie śmiać.
- Przestań gadać i idź się ubierz. A tak na marginesie - masę już masz, teraz czas na rzeźbę. 
Pokręciłem głową słysząc kolejną salwę śmiechu.

/Lena/

Po tygodniu wszystko wróciło do normy - z powrotem byłam w swoim mieszkaniu, w pełni sił. Postanowiłam nie wracać do wcześniejszych zdarzeń. Żeby odciąć się od tego, co było, pojechałam na tydzień do Bełchatowa. Wspaniale było poczuć znów tą atmosferę. Oczywiście spotkałam się z Muzajem, powspominaliśmy nasze wygłupy i narobiliśmy wiele kolejnych. Przy okazji poznałam dziewczynę Maćka, Milenę. Bardzo sympatyczna, wysoka brunetka o brązowych oczach. Smutno mi było stamtąd wyjeżdżać. Ale studia same się nie skończą ! Pełna ochoty do pracy rozpoczęłam drugi, oby ostatni semestr. Nauki było bardzo dużo, z perspektywy czasu sama się dziwię, że dałam radę. Często odwiedzał mnie Matthijs. Razem robiliśmy wiele szalonych rzeczy, ogólnie - jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, byliśmy prawie jak rodzeństwo.
W takiej sielance minęły mi 3 miesiące, nadszedł kwiecień. Nie czułam się już tak dobrze, ale ukrywałam to, nie chciałam, żeby Matthijs się martwił. Ostatnio znowu miałam koszmary, źle spałam. Za to studia szły mi nadzwyczaj dobrze. Na 20 kwietnia miałam zapowiedziane egzaminy. Tydzień przed nimi miałam cały wolny. Stwierdziłam, że przez pierwsze pół tygodnia przypomnę sobie wszystko, co ważne. Drugą połowę przeznaczyłam na odpoczynek. Postanowiłam iść na trening chłopaków. Zbliżał się koniec sezonu, przed nimi były jeszcze dwa mecze z Precurą. Cały trening przebiegał w ciszy i skupieniu. Kiedy zbierałam się do wyjścia, zawołał mnie Matthijs.
- Poczekaj na mnie przed wyjściem, proszę. Muszę ci coś powiedzieć.
Usiadłam na murku przed wyjściem i czekałam, bawiąc się końcówkami włosów. Po 5 minutach wyszedł. Był... spięty ? Chyba tak. Wstałam, lecz gestem kazał mi usiąść.
- Nie będę mógł teraz tak często przychodzić. - Odwrócił wzrok.
- Dlaczego ?
- Ja... - podniósł się o kilka centymetrów - ...chciałbym ci kogoś przedstawić.
Odwróciłam głowę. W naszym kierunku szła wysoka blondynka. Podeszła i pocałowała Matthijsa w policzek.
- Lena, poznaj Meg. Jesteśmy parą od 2 miesięcy.
- Ja...muszę już iść. Przepraszam was bardzo, egzaminy się zbliżają, muszę się uczyć. Cześć.
Szybkim krokiem odeszłam. Dlaczego mi nie powiedział ? Trochę się na nim zawiodłam. Do mieszkania wracałam przez park. Nagle ktoś mnie potrącił. Podniosłam głowę - oczywiście nie kto inny jak mój ulubiony Lowie.
- Cześć.
- Cześć.
- Coś się stało ? - Jaka odmiana, no patrzcie państwo.
- Czemu cię to interesuje ?
- Tak tylko pytam.
- Jako następny chcesz mi dokopać ? Proszę bardzo!
- O co ci znowu chodzi ? To nie moja wina, że jesteś życiowym nieudacznikiem! - A jednak nie odmiana.
- Niech cię szlag jasny trafi ! Ciebie i was wszystkich !
- I nawzajem !
  

___________
Wielki powrót :) Jeśli ktoś czyta, miło by było zostawić komentarz. Zbliżamy się do końca "Belgijskiej historii". Jakie chcecie zakończenie ? Czy mam założyć następnego bloga ? Piszcie w komentarzach.
Zastanawiam się nad założeniem bloga ze spisem opowiadań siatkarskich, proszę o Waszą opinię :) Do następnego.

poniedziałek, 1 września 2014

Wielki powrót !

Wracam. Rozdział pojawi się w piątek około godziny 19. Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda to proszę, niech zostawi komentarz. To bardzo motywuje i podnosi aktywność na blogu.
Do piątku :)

sobota, 7 czerwca 2014

Przepraszam

Przepraszam. Wiem, że zawiodłam. Na razie zawieszam bloga. Ale wrócę - tego jestem pewna. Do następnego postu...

niedziela, 25 maja 2014

Przerwa

W nadchodzącym tygodniu niestety nie będę mogła dodać następnego rozdziału. Chciałabym Was przeprosić za to. Jednocześnie przypominam o 2 komentarzach pod rozdziałem 9 - bez nich przerwa zamieni się w zawieszenie bloga. Ale macie dodatkowy tydzień :) Pozdrawiam wszystkie czytelniczki.