piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 6

/Lena/

Obudziłam się później niż zwykle - o godzinie 7:30. Nie wiem dlaczego, ale dalej byłam zmęczona. Przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór. Łzy popłynęły najpierw pojedynczo, potem całym strumieniem. Nie byłam w stanie ich powstrzymać. Na korytarzu usłyszałam tupot małych, bosych stópek po płytkach. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Oliwier wgramolił się na łóżko i położył główkę na moich kolanach.
- Ciociu, dlaczego płaczesz ? Coś się stało ?
- Nie, nic Oli. Mógłbyś mi przynieść chusteczki ?
Młody Winiarski wrócił po chwili z dużą paczką chusteczek i Dagmarą. Żona Michała przytuliła mnie, uspakajając. Kiedy doprowadziłam się do porządku, Daga popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Chodź na śniadanie. Musimy cię czymś zająć.
Posłusznie wstałam, przetarłam oczy i zeszłam do salonu. Michał i Oli już jedli. Kiedy dosiadłam się, Michał puścił mi oczko a Oli podał "uśmiechniętą" kanapkę. Poczochrałam małemu włoski i z lekkim uśmiechem zaczęłam spożywać śniadanie. Po skończonym posiłku razem z Dagmarą posprzątałyśmy, Oli poszedł pobawić się do kolegi, a Michał wybył na trening.
- Co powiesz na to, żebyśmy zrobiły wspólnie obiad?
- Jestem za. Czekaj, mam pomysł: znam świetny przepis na murzynka, mogłybyśmy go podać na deser!
Dagmara przyjęła mój pomysł z dużym entuzjazmem. Podczas przygotowywania potraw rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Z Dagmarą świetnie się rozumiałyśmy, co więcej - pani Winiarska traktowała mnie jak młodszą siostrę. Kiedy obiad był gotowy, ciasto w piecu a my byłyśmy całe w mące, wybiła 13. Daga poprosiła, żebym poszła po Oliego, więc musiałam się umyć i przebrać. Po szybkim prysznicu, w dobrym humorze wyszłam po młodego Winiarskiego. Po drodze spotkałam Maćka, porozmawialiśmy chwilę. Kiedy wróciłam z Olim, zastałam Michała w salonie. Zjedliśmy wszyscy obiad, po którym wyszliśmy na spacer. Idąc pomiędzy Winiarskimi z ich synem na rękach, poczułam co to jest szczęście i miłość. Pierwszy raz, pośród swojej prawdziwej rodziny.

Dwa tygodnie później

Stałam obok Hendrika i reszty drużyny w oczekiwaniu na nowych graczy. Po około 5 minutach trener, Emile Rousseaux wyszedł z gabinetu prezesa z jakimś chłopakiem, na oko w moim wieku.
- To Lowie Stuer, młody libero. Poznajcie się.
Nie wiedziałam dlaczego, ale od początku Lowie denerwował mnie. Przywitał się z chłopakami, a gdy doszedł do mnie, rzucił drwiącym głosem:
- Z tego co wiem to jest klub męski, nie pomyliło ci się coś ? - Miałam ochotę uderzyć go w policzek, ale uspokoiłam się.
- Jestem klubowym fotografem, ale mam nadzieję, że nie długo.
- Ja też. - Zerknęłam na Hendrika, który również nie wyglądał na zachwyconego. Lowie też to zrobił i widząc minę Tuerlincxsa zmieszał się wyraźnie.- Przepraszam.
Widziałam, że nie zrobił tego szczerze. Nie odpowiedziawszy nic, gwałtownie obróciłam się na pięcie, uderzając libero końcówką warkocza. Ten tylko syknął z bólu, kiedy dostał w rękę trzema metalowymi zawieszkami. Usiadłam na krzesełkach obok boiska i patrzyłam jak trener rozdaje stroje na nowy sezon. Dzisiaj miał się odbyć pierwszy trening. Zawodnicy przebrali się, ja przygotowałam aparat. Klub szukał nowego fotografa, ale na razie przejęłam tę funkcję, przynajmniej do czasu. Cały czas byłam zła na Stuera, irytował mnie swoim zachowaniem. Na boisku zachowywał się tak, jakby nikt nigdy nie mógł mu dorównać. Słabo przyjmował, jeszcze gorzej bronił.
Po zakończeniu treningu spakowałam aparat do torby i zostawiłam w gabinecie prezesa. Wychodząc z hali, usłyszałam głos Stuera.
- ... w porządku, z wyjątkiem niejakiej pani fotograf. - Umilkł na chwilę, a ja stanęłam za nim w bezpiecznej odległości. - Jakaś totalna porażka. Niska, ruda, pewnie jeszcze nic nie umie.
Te słowa rozwścieczyły mnie jeszcze bardziej. Nie bacząc na konsekwencje, podeszłam do libero i z całej siły uderzyłam go w twarz. Ten przerwał rozmowę, trzymając się za policzek. Popatrzył na mnie wściekły. Oddaliłam się, żegnając go wyciągniętym środkowym palcem.
Doszłam do swojego mieszkania i włączyłam muzykę na cały regulator. Ciągle byłam zdenerwowana na Stuera. Zadzwoniłam do Michała i opowiedziałam mu wszystko. Winiarski wysłuchawszy mnie, zamilkł na parę chwil.
- Nie daj się obrażać - rzekł w końcu.- Jeżeli coś takiego się powtórzy, idź na policję. I pamiętaj - masz mnie, Dagę, swoich przyjaciół z Belgii i całą Skrę. Jeżeli trzeba będzie, to ja sobie porozmawiam z tym idiotą.
Rozmowa z Michałem uspokoiła mnie, lecz przyniosła melancholijny nastrój. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Przed oczami miałam całe dzieciństwo, potem szkołę. Czułam się coraz gorzej. Oddychałam szybko łykając łzy. W końcu uspokoiłam się, wstałam i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki, do wanny nalałam jaśminowego płynu i zapaliłam świeczki tego samego zapachu. Kiedy wanna wypełniła się po brzegi, zanurzyłam się i zamknęłam oczy. Rozkoszując się zapachem jaśminu, leżałam przykryta pianą. Myślałam o wszystkim, co się dzisiaj zdarzyło. Kiedy woda wystygła, wyszłam i przebrałam się w piżamę. Była 19, więc bez namysłu napisałam do Rubena.

Przyjdziesz ?

Odpowiedź nadeszła w ciągu kilkunastu sekund.

To co zwykle ?

Tak. - Odpisałam. 
Kilka minut później chłopak przyszedł z reklamówką z lodami toffi. Bez słowa do odtwarzacza DVD włożyłam płytę z filmem "Ósmoklasiści nie płaczą". Przyniosłam dwie łyżki, usiadłam na dużym fotelu obok Rubena i włączyłam film. Oparłam głowę o klatkę piersiową przyjaciela i po raz tysięczny oglądałam film. Doskonale pamiętałam cały film, szczególnie momenty w których łzy same cisnęły mi się do oczu. Ruben przytulał mnie wtedy i wycierał policzki. Kiedy film się skończył, przyjmujący zapytał łagodnie:
- Co się stało ? - Byłam na tyle spokojna, że opowiedziałam mu wszystko beznamiętnym głosem. Gdy skończyłam, przyjmujący był oburzony zachowaniem Lowiego. - Jeżeli zrobi coś takiego jeszcze raz, to przyjdź do mnie natychmiast. 
- Proszę, nie rób nic głupiego. I nie mów Hendrikowi ani Matthijasowi, nie chcę, żeby się martwili. 
- Na pewno ?
- Tak. - Uśmiechnęłam się lekko. - Zresztą wiesz, jak Stuer chce wojny, to będzie ją miał. Już ja się o to postaram.
Ruben zaśmiał się cicho. Powspominaliśmy trochę, kiedy dochodziła 23, przyjmujący zaczął się zbierać.
- Jak chcesz, możesz zostać na noc. Zawsze mi zimno pod tą kołdrą i tak pusto jakoś. - Pomrugałam chwilę i już wiedziałam, że chłopak sprzeciwia się tylko dla zabawy. 
- No dobra, zostaję. - Uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że masz jeszcze gdzieś mój podkoszulek ?
Kiedy szukałam ubrań Rubena, ten poszedł wziąć prysznic. Gdy je znalazłam, zostawiłam wraz z karteczką, że idę spać. Jakieś 20 minut później chłopak zamknął cicho drzwi do pokoju i położył się obok mnie. Poczułam jego rękę, przyciągającą mnie do niego. Nie protestowałam, ułożyłam się wygodnie i zasnęłam.

/Ruben/

Było mi żal Leny. Tyle razy dostała po dupie od życia i ciągle dostaje. Długo nie mogłem zasnąć, miałem natłok myśli. Przez głowę przewijał mi się cały obraz znajomości z Leną:  od poznania, różnych zawirowań aż do teraz. Od zawsze wszystkim się przejmowała, była młodziutka lecz dojrzalsza od wielu dorosłych. Moje rozmyślania przerwało ciche westchnienie dziewczyny. Spała obok, jej długie, rude włosy odstawały we wszystkich kierunkach. Oddychała miarowo, ręce miała włożone pod głową. Wziąłem jeden z długich kosmyków i obwijałem go wokół palca. Z uśmiechem na twarzy przypomniałem sobie, jak mając 14 lat Lena przez miesiąc przekonywała Hendrika żeby pozwolił jej zafarbować włosy. Kiedy zobaczył efekt, był nieco zdziwiony ale ogólnie spodobało mu się. Od 4 lat nie zmieniła koloru ani raz, twierdząc, że rudy najbardziej odpowiada jej charakterowi. I tak rzeczywiście było - kiedy ktoś z nią zadzierał, odpowiadała gwałtownie nie pozostawiając żadnych złudzeń. Oczywiście wszystkie "ataki" pozostawały w duszy, obciążając Lenkę coraz bardziej aż do momentu takiego jak dzisiaj. Oglądanie filmu, jedzenie lodów i wspólny sen - po takiej "kuracji" zawsze wracała do życia jeszcze silniejsza niż przedtem. Wszystkie myśli zaowocowały zmęczeniem. Zasnąłem.

/Lena/

Obudziłam się czując na sobie jakiś ciężar. Odwróciłam głowę i zobaczyłam śpiącego Rubena. Niewiele myśląc wzięłam markera i dorysowałam chłopakowi kilka niezbędnych elementów. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam przyjmującemu w MMSie. Potem szybko lecz w miarę cicho pobiegłam do łazienki. Po minucie za drzwiami usłyszałam:
- Zamorduję cię Lena! Zobaczysz, nie dostaniesz prezentu na urodziny! Gdzie jesteś cholero ?!
Trzęsłam się ze śmiechu. Wiedziałam, że Ruben nic mi nie zrobi ani nie będzie zły. Powoli uchyliłam drzwi od łazienki i ostrożnie się rozejrzałam. Nigdzie nie widziałam przyjmującego, od jakiś 3 minut było zdecydowanie za cicho. Wyszłam, zajrzałam do sypialni i poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Tylko nie bij prooooszę!
- Nie, spokojnie, mam lepszą broń - i zaczął mnie łaskotać. Wczorajszy zły humor zniknął bez śladu. Kiedy powygłupialiśmy się do końca przy robieniu gofrów na śniadanie, zadzwonił mój telefon. Byłam zdziwiona widząc, że trener do mnie dzwoni w dodatku o 8 rano! Chcąc nie chcąc odebrałam. Ruben przypatrywał się jak rozmawiam z trenerem, a widząc mój cwany uśmiech wycofał się szybko do kuchni.
- Co tym razem ?
- Zobaczysz.
- Ale powiedz noo!
- Nie, zobaczysz na hali. Zbieraj się powoli, o 9 zbiórka. I powiedz Matthijasowi.
Zjedliśmy gofry, przyjmujący poszedł do siebie się ogarnąć tak samo jak ja. Ubrałam się, wzięłam torbę i wyszłam. Kiedy weszłam na halę, byli tam już prawie wszyscy. Ignorując drwiące spojrzenie Stuera, podeszłam do Rubena i cmoknęłam go na powitanie w policzek. 'Jeden zero dla mnie, panie Stuer'  pomyślałam widząc wściekłą minę młodego libero. Po 10 minutach czekania wszyscy dotarli.
- Dzisiejszy dzień razem z całym zarządem postanowiliśmy poświęcić na nakręcenie filmiku promującego drużynę. Czy wszyscy mają swoje stroje? To świetnie.
Każdemu z chłopaków trener wręczył kartkę ze wszystkimi scenami do filmiku. Większa część była już gotowa, oprócz 2 scen na końcu. Przez cały dzień uśmiech nie schodził mi z twarzy - nagrywanie filmiku było świetne. Chłopacy musieli między innymi szaleć w autobusie, udawać że śpiewają, biegać na bieżni i tym podobne. Kilka razy cała ekipa musiała się przenosić do różnych sklepów. Kiedy byliśmy na hipermarkecie, wpadłam na kilka pomysłów scenek do filmiku. Przypomniałam sobie zakupy w Polsce, z Maćkiem i Michałem. Trener i prawie wszyscy zawodnicy podeszli do pomysłu wożenia się wózkami bardzo entuzjastycznie. Zgadnijcie kto nie był zadowolony - jedyny, ukochany, niezapomniany niejaki Lowie Stuer. Pomimo jego protestów scenka została nakręcona zgodnie z moją wizją. To samo stało się kiedy wróciliśmy na halę nagrywać ostatnią scenę. Nikt nie miał zabawnego pomysłu. Nagle w mojej głowie wykluł się zupełnie szalony pomysł, nie wiedziałam co na to powiedzą chłopaki. Podeszłam do Hendrika i powiedziałam mu o swojej wizji. Najpierw był zaskoczony, a potem zaczął się śmiać na głos. Kiedy reszta drużyny dowiedziała się o pomyśle, przyjęli to ze śmiechem i dystansem do samych siebie. Efekt wyszedł więcej niż zadowalający.
- Myślę, że coś z tego będzie. Dobra robota panowie i Lena - trener spojrzał na mnie i całą drużynę, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Idźcie do domów, wypocznijcie. Jutro o 10 trening.
Rozeszliśmy się. Wracałam do mieszkania razem z Matthijsem i Rubenem. Tak jak dawniej. Śmialiśmy się do rozpuku, po drodze jedliśmy watę cukrową i rozmawialiśmy. Nagle Matthijsa olśniło.
- Co powiecie na grilla ? Takiego całą drużyną ?
- Ciekawe czy Emile by się zgodził. Znając was po takim grillu przez 2 dni nie będziecie w stanie wstać z łóżek.
- Oj tam, oj tam, wyolbrzymiasz Lena. - Matthijs urzekł mnie swoim uśmiechem nr. 9.
- Taaaak ? A pamiętasz może coś takiego jak impreza integracyjna na koniec sezonu reprezentacyjnego ?
- To było dawno i nie prawda. - Przyjmujący trochę się speszył.
- No nie wiem, nie wiem. Pogadajcie z Emile, może się zgodzi, w końcu to jeszcze początek sezonu.
Rozeszliśmy się do swoich mieszkań. Po intensywnym dniu wzięłam prysznic, zjadłam kolację i układając się wygodnie w fotelu czytałam książkę. Będąc w Bełchatowie, Michał z Maćkiem i resztą zapakowali mi całą sagę o wiedźminie. Po polsku. Okazało się, że książka jest bardzo wciągająca, w dodatku napisana lekkim i zrozumiałym językiem. Około 22 poszłam spać. W głowie miałam barwną wizję wiedźmina Geralta zabijającego strzygę.  

______________________
Witam z kolejnym rozdziałem. Czekam na wasze opinie, których jest jak na lekarstwo.
Jeżeli czytasz, to proszę, zostaw po sobie komentarz, nawet może być to emotikona.
Dziękuję za uwagę, kłaniam w pas. Do następnego :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 5

/Lena/

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające przez okno. Leniwie przeciągnęłam się i wstałam. Telefon wskazywał godzinę 5:30. Wygrzebałam w walizce rurki, niebieską bluzkę i czarne trampki. Po związaniu włosów sięgających bioder, wzięłam torbę, założyłam okulary przeciwsłoneczne i zeszłam do kuchni. Zostawiłam Winiarskim karteczkę i wyszłam. Dom Michała znajdował się w odległości 20 minut spacerowania od krańców Bełchatowa. Włożyłam słuchawki do uszu i przy dźwiękach piosenek mojego ulubionego zespołu, Green Day, powoli, spacerowym krokiem, zwiedzałam miejscowość. Zajęło mi to około 2 godziny. Dochodząc do niedużej piekarni, zauważyłam starszą panią z trzema skrzynkami drożdżówek na rękach. Wtedy odezwał się mój żołądek, domagając się śniadania. Nagle staruszce wypadła jedna drożdżówka, lecz dzięki mojej szybkiej reakcji nie zdążyła dolecieć do ziemi.
- Dziękuję ci moje dziecko. Ostatnio wszystko wypada mi z rąk. Pomożesz babci ?
- Oczywiście. Proszę mi dać te skrzynki, zaniosę je pani do środka.
- Dziecko drogie, jaka tam ze mnie pani, mów mi babciu Krysiu.
Pomogłam pani Krysi wnieść drożdżówki do małego sklepiku. Już chciałam wyjść z pomieszczenia, kiedy babcia zatrzymała mnie i poczęstowała swoimi wypiekami. Siedziałyśmy razem na zapleczu zajadając się smakołykami.
- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc.
- To drobiazg.
- Jak masz na imię dziecko? Ile masz lat? Nigdy wcześniej nie widziałam cię w Bełchatowie.
- Nazywam się Lena, mam 18 lat. Nie mogła mnie pani widzieć wcześniej, ponieważ na co dzień mieszkam w Belgii.
- Wielkie nieba! Po cóż przyjechałaś tutaj taki kawał drogi?
- Przyjechałam do rodziny, mój wujek pracuje tu.
- Co robisz w mieście o takiej wczesnej godzinie? Zupełnie jak mój wnuczek.
- Zwiedzałam miasteczko, teraz jest jeszcze cisza i spokój.- Usłyszałam dzwoneczek przy drzwiach sklepiku, a babcia Krysia poszła obsłużyć pierwszego klienta.
- Cześć babciu! - Już znałam ten głos.
- O wilku mowa! Lenuś chodź, poznasz mojego wnuczka! - Przeszłam przez materiałową zasłonę, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Maćka, który był nieco zaskoczony widząc mnie.
- Babciu Krysiu ale my już się znamy. Cześć Lena. - Chłopak przywitał się całusem w policzek, zaskakując mnie.
- Wielkie nieba! Jaki ten świat jest mały! Dzieci, ale skąd wy się znacie?
- Mój wujek gra razem z Maćkiem w drużynie.
- Jak nazywa się twój wujek Lenka ?
- Michał Winiarski.
- Aaa pan Michał! To jest ten z tymi błękitnymi oczami, prawda Maciuś? A tak w ogóle to gdzie się wybierasz z samego rana, powiesz starej babuni?
- Tak babciu, dobrze pamiętasz. - Maciek uśmiechnął się pod nosem. - Idę na trening, mam na 9.
- Oj dzieci, dzieci. Masz drożdżówkę, żebyś nie chodził głodny po tym treningu. Lenuś, pozdrów pana Michała ode mnie i przekaż mu to.- Poprosiła babcia Krysia, wręczając mi średniej wielkości pakunek.
- Babciu, muszę już iść. Lena, idziesz ze mną na halę? - Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- No pewnie, zostawcie starą babcię samą.
- Nie dramatyzuj, Lena jeszcze kiedyś do ciebie wpadnie, prawda?
- Oczywiście, proszę się nie martwić. Do widzenia pani Krysiu!
- Do widzenia dzieci. Maciuś tylko bądź grzeczny i zachowuj się jak dżentelmen!
- Dobrze babciu. - Mina Muzaja była bezcenna. Idąc pod rękę wyszliśmy z niewielkiego sklepiku i kierowaliśmy się w stronę hali Energia.
- Masz bardzo fajną babcię. - Zerknęłam z ukosa na Maćka a ten tylko uśmiechnął się szerzej.
- Miła i kochana, ale uparta. Jak ją poznałaś?
- Wstałam sobie rano i postanowiłam zwiedzić Bełchatów. Obeszłam spokojnie całe miasto i zobaczyłam twoją babcię niosącą skrzynki z drożdżówkami do sklepiku. Spadła jej jedna i złapałam ją zanim wylądowała na ziemi. Pomogłam pani Krysi, potem przyszedłeś ty a resztę już znasz.
- A Winiar wie, że jesteś tutaj ?
- Jak wstał to wie.

/Michał/

Wchodząc do kuchni zauważyłem jakiś liścik na stole. Przeczytałem i zacząłem się śmiać jak głupi.
- Z czego się tak śmiejesz ? - Daga powitała mnie całusem w policzek.
- Przeczytaj.- Mówienie podczas napadu głupawki jest strasznie trudne.
-"Poszłam w miasto, wrócę trzeźwa ale nie wiem kiedy, nie martwcie się i śpijcie dobrze, Lena.
PS. Ale jakbym jednak coś piła to przyjedziecie, prawda ? :P" Ja nie wiem co ta dziewczyna ma we łbie, ale jest świetna.
- Prawda ? Moja krew. - Wypiąłem dumnie pierś. - Lena okropnie przypomina mi trochę Igłę i trochę mnie. Co o tym sądzisz kochanie ?
- Co do Igły to się zgodzę...chociaż nie, Lena jest chudsza. A co do ciebie to raczej nie, bo młoda jest bardziej odpowiedzialna niż ty.
- Taak ?
- No widzisz, to się dowiedziałeś. A teraz poproszę śniadanie.
- Jak mi pomożesz to będzie.
- Żartowałam. Ogarnij się trochę, przygotuj na trening. Zrobię śniadanie.
Zgodnie ze zdaniem Dagmary przygotowałem się do treningu. Kiedy schodziłem na śniadanie Oli właśnie się obudził.
- Cześć tata! Gdzie jest mama ?
- Cześć mały! Chodź na śniadanie, mama jest w kuchni.
Wziąłem synka na ręce i wspólnie zeszliśmy na posiłek. Po śniadaniu Oli stwierdził, że pobawiłby się z Arkiem, synkiem Mariusza. Nie mogłem się oprzeć urokowi mojego jednorodzonego, sorry. Zadzwoniłem do Mariusza.
- Cześć Mariusz ! Zabierasz dzisiaj Arka na trening ?
- Siema Winiar! Jestem już na hali, razem z Arkiem. Czemu pytasz ?
- Młody chce się pobawić z Arkiem.
- Ok, nie będą się nudzić przynajmniej. A i jeszcze jedno - przyjeżdżaj szybko na halę.
- Coś się stało?
- Nie, tylko będziesz miał niespodziankę. A z resztą - jak przyjedziesz to zobaczysz.
Rozłączyłem się, pogoniłem Olisia żeby się przebrał z piżamy w normalne ubrania i już mogliśmy jechać, gdyby nie to, że znowu zapomniałem torby, a co gorsza - nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
- Daguś, słoneczko moje najmilsze! Wiesz może gdzie zostawiłem torbę ?
- Jest na górze. I nie słoneczkuj mi tutaj tylko leć po nią, spóźnisz się na trening.
- Tak jest, pani kapitan.
- No wreszcie dyscyplina. - Dagmara uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek na do widzenia.

/Maciek/

Przez całą drogę do hali gadałem z Leną. Bardzo polubiłem tę dziewczynę, pomimo tego, że znaliśmy się zaledwie jeden dzień. Nie gwiazdorzyła, była sympatyczna i miała świetne pomysły. Kiedy doszliśmy na halę, do treningu zostało jeszcze nieco ponad pół godziny. Był już Mariusz ze swoim synkiem, Daniel, Wojtek, Facu i Nico. Weszliśmy na halę i powitały nas gwizdy.
- Kiedy ślub? Mogę być świadkiem? - Włodi musiał wiedzieć wszystko jako pierwszy.
- Dobrze się czujesz? Nie masz przez przypadek gorączki? A może zapomniałeś mózgu z domu ? Wiem: idź do szatni i sprawdź czy cię tam nie ma.- Lena zagięła Włodarczyka w tak spektakularny sposób, że aż reszta zaczęła się śmiać i klaskać. Chwilę później Mariusz prosił, żebyśmy się uciszyli, bo chce spokojnie porozmawiać przez telefon. Kiedy nasz kapitan słuchał swojego rozmówcy, jego synek podszedł przywitać się z Leną. Przyglądałem się temu z pewnej odległości. Zwróciłem szczególną uwagę na zachowanie dziewczyny - wzięła małego na ręce i dała mu lizaka. Oczami wyobraźni już widziałem ją idącą ze swoim dzieckiem na spacer. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Leny.
- Nad czym tak myślisz ?
- A tak tylko. - Uśmiechnąłem się.- Jak masz jeszcze jednego lizaka to ja też poproszę.
- Poszukam, ale musisz potrzymać młodego. - Przekazała mi pod opiekę małego Wlazłego i zaczęła grzebać w torbie mrucząc cicho pod nosem. - Jest! Brzoskwiniowo-pomarańczowy może być?
- No pewnie, dzięki.
- Ale podzielisz się? A po co ja się pytam, musisz się podzielić!
- Ok, jedz sobie spokojnie. Akurat się przebiorę.

/Lena/

Kiedy Mariusz rozmawiał przez telefon, jego synek przyszedł się przywitać. Był małą kopią Wlazłego - takie same oczy, dołki na policzkach.
- Ceść plosę pani.
- Cześć mały. Co tam ?
- Tata kazal mi się psywitać.
- To bardzo miło z jego strony. Lubisz lizaki ?
- Tak plosę panią.
- Mów mi ciocia Lena. Lubisz jak mama nosi cię na rękach?
- Baldzo ciociu!
- No to chodź! - Kiedy mały siedział mi na rękach, dałam mu lizaka. Kątem oka widziałam, że Maciek przygląda mi się. Udając, że nie wiedziałam o czynie siatkarza, podeszłam do niego.
- Nad czym tak myślisz? - Udzielił wymijającej odpowiedzi, a następnie spytał, czy mam jeszcze lizaki. Przekazałam mu Arka na ręce i szukałam słodyczy. Kiedy znalazłam, wręczyłam lizaka Maćkowi z pytaniem czy mogę trochę mu zjeść. Wyrażając zgodę, poszedł do szatni. Gdy zniknął mi z oczu, szybko rozpakowałam lizaka i razem z młodym Wlazłym poszłam na trybuny obserwować trening. Nagle z korytarzy prowadzących do szatni wybiegł Oliwier a za nim Michał.
- Tu jesteś! A myślałem że będę musiał szukać cię gdzieś w rowie przy drodze. Mariusz to ją miałeś na myśli mówiąc o niespodziance ? - Starszy Wlazły tylko przytaknął z uśmiechem. Arek i Oli prosili, żebym się z nimi pobawiła. Nie mogłam im odmówić, byli tacy słodcy z proszącymi oczkami. Wzięłam piłkę i zaczęłam odbijać z chłopakami. Jak na swój wiek radzili sobie świetnie, w końcu od czego ma się tatę siatkarza. Po pewnym czasie młodym znudziło się odbijanie i postanowili pobawić się w berka. Wciągnęli mnie w swoje zabawy, jednak po godzinie biegania byłam wykończona. Usiadłam na trybunach i przyglądałam się trenującym siatkarzom. Jeszcze nie byli do końca zgrani, ale ostro ćwiczyli i w meczach treningowych każdy grał na 100 procent. Po półgodzinie trening dobiegł końca. Już chciałam wyjść, kiedy zatrzymał mnie Michał.
- Daga prosiła, żebym zrobił zakupy. Idziesz do domu czy jedziesz ze mną i Olim do sklepu ?
- Jadę z wami.
Poczekałam na Michała i pojechaliśmy do sklepu. Do naszej trójki dołączył jeszcze Maciek. Wzięliśmy 2 wózki i ruszyliśmy na podbój sklepowych półek. Oli stwierdził, że bolą go nogi i Michał posadził go w wózku.
- Ejj, ja też tak chcę! - Michał zaczął się śmiać. - Maciuś, ty wiesz że ja cię kocham prawda ?
- Naprawdę ? Nie wiedziałem.
- A wiesz, że straaaasznie bolą mnie nogi. Za chwilę nie będę mogła ustać. Zlituj się.
- No to wsiadaj maleńka. - Cwaniacki uśmiech na twarzy Maćka nie wróżył niczego dobrego. Usadowiłam się wygodnie na całej długości wózka i przymknęłam oczy. Nagle poczułam, że coś ląduje na moim brzuchu. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam chipsy paprykowe i colę. Rozejrzałam się ukradkiem i otworzyłam jedno i drugie. Zajadając się w najlepsze nie zauważyłam, że Maciek wrócił z kolejnymi produktami w rękach. Niewiele myśląc siatkarz rzucił we mnie dużym grapefruitem, który złapałam w ostatniej chwili. Takim sposobem szybko zrobiliśmy zakupy i rozeszliśmy się w dwie strony: Maciek do swojego domu, a ja, Michał i Oli do domu Winiarskich. W mieszkaniu nie było jeszcze Dagmary, więc postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę w postaci obiadu. Kiedy żona Winiara wróciła, zjedliśmy i rozsiedliśmy się wygodnie w salonie. Oliwier poszedł do swojego pokoju poczytać, a Michał spytał się mnie, czy opowiem im, co się ze mną działo przez całe 17 lat.
- Na prawdę chcesz wiedzieć ? - Ciężko mi było o tym opowiadać, nie chciałam tego robić. Jednak zdecydowałam, że Winiarscy powinni wiedzieć. - No dobrze, ale to będzie długa opowieść.

***

- ... a teraz przyjechałam tutaj. No i to chyba tyle. - Zakończyłam swoją 6-godzinną opowieść, wycierając ostatnie łzy z policzków. Nagle Dagmara wstała i usiadła obok mnie. - Jesteś wspaniałą dziewczyną i pamiętaj, że u nas zawsze znajdziesz wsparcie. - Przytuliła mnie bardzo mocno i rozpłakałyśmy się obie.


__________________
Witajcie! Ten rozdział dedykuję mojej kochanej kuzynce, Kaśce, którą proszę o komentarz. Ta sama prośba tyczy się również każdej osoby, która przeczytała ten rozdział. Proszę, napisanie komentarza zajmuje minutę, góra dwie, a jest bardzo motywujące. Do następnego :) .  

  

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 4

... ale bliżej mnie podszedł tylko wysoki brunet z błękitnymi oczami. Już gdzieś go widziałam.
- Lena ?
- Michał ? TEN Michał Winiarski ?!
- We własnej osobie. A teraz chodź, nie widziałem Cię 17 lat! Strasznie urosłaś. - W międzyczasie razem podchodziliśmy do kolegów Michała. Nagle jeden z nich spytał:
- Winiar co ty odwalasz ?! - Popatrzył na mnie z pytaniem w oczach.
- Nigdy rudego nie widziałeś ? To ślepy jesteś.
- A ty wredna.
- A ty chamski.
- A wy zachowujecie się jak baby spod Gubałówki - jednocześnie z tamtym gościem odwróciliśmy głowy w stronę Winiarskiego. - Normalnie jak dzieci.
- Jak dzieci ?! A przypomnieć ci co robiłeś w ostatnie imieniny ?
- Jaa? A co ja niby robiłem ?
- No właśnie co Michał robił ? - Zainteresowałam się do czego są zdolni siatkarze w Polsce
- Słuchaj ruda, jak ty w ogóle masz na imię ?
- Lena. A teraz mów co Winiar robił w ostanie imieniny.
- No więc na ostatnich imieninach Mariusza, Winiar tak się upił, że chciał wyrzucić Pawła przez okno, a potem...
- Karol, przestań i nie opowiadaj głupot. Z resztą to było dawno i nieprawda.
- Taaak? A to ciekawe.
- A mam powiedzieć Lenie co wymyśliłeś na ostatnich zakupach ? - Mina Karola zmieniła się diametralnie.
- Ty nie mówisz poważnie prawda ? Powiedz że to prawda ! Nieeeeee błagam, nie możesz mi tego zrobić! Prawie przewróciłam się ze śmiechu widząc jak Karol przekonuje Michała. Reszta towarzystwa też miała niezły ubaw. Kiedy w miarę się ogarnęłam, postanowiłam przerwać ten kabaret, szczególnie, że jeszcze byliśmy na lotnisku i ludzie dziwnie się na nas patrzyli.
- Dobra, już wystarczy. Chciałabym się w końcu dowiedzieć jak się nazywa twoja "świta" Michale. Ten najbardziej rozczochrany to Karol a ta dwójka ? - Powiedziałam wskazując na stojących nieopodal siatkarzy.
- Ten po prawej to Paweł a po lewej Maciek - zmierzyłam obu wzrokiem zatrzymując się chwilkę dłużej na Pawle.
- Albo mi się wydaje albo już gdzieś cię widziałam... może w reprezentacji? - Zwróciłam się do najniższego z pośród czwórki siatkarzy, a ten zaczął cieszyć się jak dziecko, wrzeszcząc przy tym:
- Wreszcie ktoś mnie kocha ! Ktoś mnie docenił!
Strzeliłam facepalma i szepnęłam do Maćka:
- On tak zawsze ?
- Czasem - siatkarz uśmiechnął się szeroko.- A tak w ogóle to Maciek jestem.
- Lena. Też grasz w reprezentacji ?
- Tak, tylko juniorskiej, razem z Karolem.
- Szkoda, że nie było cię na Uniwersjadzie.
- Oglądałaś ?
- Oczywiście ! Kibicowałam Polsce, w Belgii nie mamy jeszcze tak dobrego składu.
Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Maćkiem - czasem tylko musiał powtórzyć mi niektóre słowa. Przestawienie się z holenderskiego na polski sprawiało niewielkie trudności. Podczas naszej rozmowy Michał, Karol i Paweł uspokoili się i mogliśmy jechać do Bełchatowa. Droga zajęła półtorej godziny, w czasie której rozmawiałam z każdym siatkarzem po trochu. Kiedy dojechaliśmy do Bełchatowa, Michał spytał, czy chcę jechać do jego domu czy jadę z nimi na halę. Oczywiście wolałam jechać na halę i poznać resztę bełchatowskiej drużyny. Po 5 minutach jazdy ujrzałam ogromny budynek z napisem "Energia". Zatkało mnie.
- Robi wrażenie, co ? - Maciek zagadał z uśmiechem.
- Oj robi, robi. W Roeselare hala jest 3 razy mniejsza.
- Chodź do środka, tam dopiero jest się czym zachwycać.
Wysiadłam z samochodu Winiarskiego i z siatkarzami weszłam do środka. Stanęłam jak wryta. Wszystkie ściany były zapełnione różnymi zdjęciami, dyplomami, gablotami ze statuetkami i medalami. Całość wyglądała naprawdę imponująco.
- No chodź, mam cię zanieść czy jak ? - Maciek pociągnął mnie za rękę.
- A co się stanie jak powiem że tak ?
- A to. - W tym momencie poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Puść mnie wariacie, ciężka jestem ! Połamiesz się i co będzie ?
- Cicho bądź, zrobimy wejście smoka.
- Ale komu i gdzie ?
- Zobaczysz.
Próbowałam jeszcze coś wyciągnąć od atakującego ale na nic zdały się moje próby. Obserwowałam wszystkie tabliczki informacyjne i widząc jedną z nich zaśmiałam się w sobie. To co planował Muzaj było szalone i zabawne jednocześnie. Kiedy byliśmy blisko celu, siatkarz szepnął cicho:
- Zrobimy tak:...

/Michał/

Wszedłem do szatni razem z Karolem i Pawłem. Maciek i Lena zniknęli gdzieś po drodze, ale nie przejmowałem się tym. Do treningu zostało jeszcze jakieś pół godziny, mimo to wszyscy już byli. Po wymienieniu z każdym "cześć" poszedłem przebrać się. Nagle za drzwiami usłyszałem śmiechy i brawa. Zaciekawiony wyszedłem do chłopaków. Na środku stał Maciek z Leną na plecach. Przegadywali się stylizując swoje wypowiedzi na średniowieczne, a cała drużyna zwijała się ze śmiechu.
- Ah Leno, pani serca mego, zejdź z moich plugawych pleców niegodnych noszenia twojego zgrabnego tyłka.
- Macieju, rycerzu mój, ogarnij więc swój wyrzeźbiony tyłek i odstaw mnie na ziemię.
- Bardzo proszę, Leno.
- Bardzo dziękuję, Macieju.
Po tym przedstawieniu przez 10 minut nie mogłem się przestać śmiać. W młodej widziałem cząstkę zarówno Igły jak i mnie samego. Nie spodziewałem się, że Lena zacznie wywijać takie numery pierwszego dnia.
- Dzięki za przedstawienie, od razu bardziej chce mi się trenować. - Mariusz zwrócił się do młodzieży.- A tak poza tym, kim jesteś nieznana Leno ?
- Na to pytanie najlepiej odpowie Winiar.- Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Przywołałem dziewczynę ręką i objąłem na linii ramion.
- To jest Lena van der Hooven, córka mojej siostry. - Każdy z chłopaków chciał uściskać Lenę i przedstawić się.
- Witaj w drużynie złotko - Mariusz niczym rasowy kapitan powitał młodą na pokładzie. W międzyczasie do szatni wszedł Miguel Falasca, nowy trener naszego zespołu. Również przywitał się z Leną.
- A teraz panowie czas na trening. Bez gadania! Chyba nie chcecie narobić sobie wstydu przed tą młodą damą ? - Na te słowa wszyscy poderwali się i z chęcią ruszyli na salę.

/Maciek/

Od razu polubiłem siostrzenicę Michała. Przebojowa, wyszczekana ale z umiarem, miła i sympatyczna. Szczerze mówiąc zaimponowała mi swoją znajomością języków - szczególnie polskiego. Nie wiedziałem czego jeszcze można się spodziewać po tej dziewczynie.
Śmiejąc się w najlepsze szła z nami na salę. Kiedy rozgrzewaliśmy się, rozmawiała z trenerem. Tak się nią zainteresowałem, że nie zauważyłem lecącej piłki i oberwałem w głowę. Chłopaki zaśmiali się, Lena również.
- Może zagrasz z nami ? Brakuje akurat jednej osoby. - Moją prośbę poparła cała drużyna.
- A co się stanie jak się nie zgodzę ? - Kątem oka widziałem porozumiewawcze spojrzenie Daniela i Mariusza, którzy odpowiedzieli:
- Nic, najwyżej będziemy grali bez jednego gracza.
- Chyba jednak zagram.

/Lena/

Po propozycji Maćka i gorącym aplauzie reszty chłopaków, zauważyłam kontakt między Danielem i Mariuszem, a to oznaczało, że coś kombinują. Zgodziłam się i zostałam na pozycji libero. Po drugiej stronie siatki na mojej pozycji stał Paweł. Rozpoczęliśmy naszą rozgrywkę, na szczęście nie 3 sety tylko 2. W mojej drużynie byli: Maciek, Michał, Karol, Daniel, Wojtek i Nicolas. Przyjęcie zagrywki Mariusza przerażało mnie, ale postanowiłam przynajmniej spróbować. Udało się przyjąć, ale ręce już odmawiały posłuszeństwa. Koniec końców wygraliśmy i po wspólnej cieszynce udaliśmy się do szatni. Usiadłam w kącie i podziwiałam wyrzeźbione ciała siatkarzy, szczególnie Michała. Co jak co, ale o swojej rodzinie powinno się co nieco wiedzieć.
- Aż tak odmłodniałem, że mi się przyglądasz ? - Michał był wyraźnie rozbawiony moimi obserwacjami.
- No nie wiem, w sumie Ruben ma lepszą klatę. - Lubiłam się przegadywać, szczególnie z siatkarzami.
- No co ty nie powiesz.
- No widzisz czego się można dowiedzieć, a tak to żyłbyś w nieświadomości.
- Ach dziękuję za oświecenie.
- Nie ma za co.
I po takiej rozmowie pojechaliśmy do domu siatkarza. Denerwowałam się na spotkanie z żoną Michała, Dagmarą i jego synem - Oliwierem. Przyjmujący uspakajał mnie ale to nic nie dało.
- To tutaj.- Rzekł Michał, wskazując na dość duży, dwupiętrowy dom. Przed nim stała szczupła kobieta, mająca na oko 30 lat. U jej boku stał mały chłopczyk z blond czuprynką na głowie.
Dojechaliśmy pod dom. Michał wysiadł z samochodu, ja za nim. Siatkarz przywitał się z żoną i synem, a ja stałam i nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Dagmara podeszła do mnie i z uśmiechem przywitała.
- Lena! Michał dużo mi o tobie opowiadał. Cieszę się, że przyjechałaś,czekałam na ciebie.- W tym momencie całe zdenerwowanie gdzieś uszło,a ja nie myśląc racjonalnie, przytuliłam się do Dagmary. Ta zaśmiała się tylko i zaprosiła mnie do środka. Musiałam przyznać, że dom Winiarskich był naprawdę bardzo dobrze urządzony. Weszłam za małżeństwem do przestronnej kuchni z dużymi oknami i brzoskwiniowymi ścianami. Nagle do moich nóg przytulił się syn Michała i Dagi.
- Ty jesteś ciocią Leną ?
- Tak. Mam dla ciebie prezent.- Mały był dokładną miniaturą Michała - takie same oczy, nos i usta, nawet nieład blond czuprynki. Jeszcze w Belgii kupiłam Oliemu tabliczkę prawdziwej mlecznej czekolady. Wręczając ją małemu spytałam. - Może być ?
- No pewnie. - Młody uśmiechnął się i przybił mi piątkę.
- Na pewno nie będę wam przeszkadzać ? Nie chcę sprawiać kłopotu.- Zwróciłam się do Dagmary.
- Nie wygłupiaj się, dom jest duży, a ja nie będę się nudzić sama - odpowiedziała mężatka. - Pewnie jesteś głodna i zmęczona, szczególnie po treningu z tymi wielkoludami. Mam obiad, zjesz teraz czy wolisz się odświeżyć ?
- Zjem zanim wystygnie.
Obiad był wyborny. Najadłam się i dopiero wtedy poczułam zmęczenie podróżą i innymi atrakcjami. Na szczęście Dagmara pomyślałam o wszystkim i przygotowała dla mnie pokój. Okazało się, że jest w nim osobna łazienka z wanną. Kiedy tylko to zobaczyłam, poczułam się zupełnie jak w domu. Z racji tego, że było późne popołudnie, postanowiłam już wykąpać się i wcześniej się położyć. Po przeszło półtora godzinnej kąpieli sprawdziłam jeszcze facebooka i e-mail, życzyłam wszystkim dobrej nocy i położyłam się. Zasnęłam z myślą, że jest świetnie a może być jeszcze lepiej.

______________________
Witam z kolejnym rozdziałem. Przepraszam za tamten tydzień, ale nie miałam możliwości napisania i dodania rozdziału. Dziękuję łasicy i Natt za komentarze, bardzo motywują do dalszego pisania. No i tradycyjnie kilka pytań na koniec:
- co sądzicie o zainteresowaniu Maćka Leną ?
- jak myślicie co będzie dalej ?
Po raz kolejny proszę o komentarze.
Do następnego :)