niedziela, 25 maja 2014

Przerwa

W nadchodzącym tygodniu niestety nie będę mogła dodać następnego rozdziału. Chciałabym Was przeprosić za to. Jednocześnie przypominam o 2 komentarzach pod rozdziałem 9 - bez nich przerwa zamieni się w zawieszenie bloga. Ale macie dodatkowy tydzień :) Pozdrawiam wszystkie czytelniczki.

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 9

/Lena/

Od samego rana każda komóra mojego ciała emanowała energią. Do ostatnich przygotowań zostały jeszcze 4 godziny. Musiałam trochę oczyścić umysł i zrelaksować się. Postanowiłam przejść się nad jezioro. Moje jezioro, a w sumie moje i chłopaków. Szłam powoli, patrząc w niebo. Zapowiadała się piękna pogoda. Doszłam spokojnie do jeziora i ze skrytki wyjęłam koc. Rozłożyłam go i położyłam się. Wpatrywałam się w niebo bez przyczyny. Nie wiem ile tak leżałam. Nagle usłyszałam jakiś szmer i zza drzew wyszedł Maciek. Jak znalazł to miejsce i skąd wiedział, że tu będę ?
- Nie pytaj. Jedz szybko, trzeba się zbierać. - Dopiero teraz zauważyłam, że w ręku trzyma koszyk. Trochę rozkojarzona wstałam i zajrzałam co dobrego mi przyniósł. Naleśniki! Mmm, dobre. Tak, teraz jestem pewna, że to robota Matthijsa. Już w drodze do mieszkania kończyłam śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni i zobaczyłam godzinę, stanęłam jak wryta. Miałam tylko 2 godziny! Szybko wzięłam sukienkę i pobiegłam do łazienki. Przebrałam się, rozwiązałam włosy i z pomarańczową burzą na głowie zbierałam wszystkie rzeczy z mieszkania. Maciek przypatrywał się mojej gonitwie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Za chwilę wychodzę, ogarnij się trochę, wiesz garnitur i te sprawy. - Rzuciłam w biegu zakładając buty. Chłopak stał jeszcze chwilę wpatrując się w szpilki.
- Proszę, nie zabij się w tych butach. - Spojrzał jeszcze raz z lekkim powątpiewaniem wyrysowanym na twarzy.
- Spokojnie. - Uśmiechnęłam się.- Nie w takich szpilkach się już chodziło. Dobra, ja lecę. Jak będziesz gotowy jedź z Matthijsem. Do zobaczenia.
Spojrzałam ostatni raz na rzeczy znajdujące się w torebce i wyszłam. Po 5 minutach już pomagałam Helen w przygotowaniach. Dziewczyna była zdenerwowana. Martwiła się, że coś pójdzie nie tak. Chwilę po mnie przyszła kuzynka Helen. Miała zrobić nam makijaż i ułożyć fryzury. Na pierwszy ogień poszła panna młoda. Po godzinie wyglądała olśniewająco. Stwierdziłam, że zostawię rozpuszczone włosy, więc do zrobienia został tylko delikatny makijaż. Po kolejnych 20 minutach byłyśmy gotowe. Pod domem czekał już ojciec Helen. Wsiadłyśmy do wcześniej przygotowanej limuzyny. Kiedy pod małym kościółkiem wyszłyśmy z samochodu, powitały nas głośnie brawa i krzyki. Helen nieśmiało pomachała wszystkim zebranym. Goście zawiwatowali głośniej.
- Już czas. - Panna młoda tylko kiwnęła głową. Razem ze swoim ojcem ruszyła do kościółka. Szłam za Helen w odległości ok. 4 metrów. Tuż przy wejściu zatrzymało mnie ciche chrząknięcie. Odwróciłam nieznacznie głowę. Libero z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wskazał kierunek. W miejscu wskazanym przez niego stał Ruben i Lottie. Łzy zebrały mi się pod powiekami. Wymruczałam tylko ciche "kurwa" i nie dając się ponieść emocjom weszłam do kościoła. Był pięknie przystrojony - nad sklepieniem wisiały wstążki, przy każdej ławie doczepiono mały bukiecik kwiatów. A przed ołtarzem stał Hendrik. Idealnie dopasowany garnitur sprawiał, że atakujący wyglądał jak książę. Panna młoda stojąca obok niego emanowała radością i wzruszeniem. Z pierwszych ławek było słychać odgłosy cichego pochlipywania. Kiedy stałam obok kuzyna Hendrika, Toma, który był drugim świadkiem, rozejrzałam się nieznacznie na boki. Oprócz rodzin pary, byli także wszyscy z klubu. Odetchnęłam z ulgą widząc Maćka w tłumie zebranych. Rozległ się dźwięk dzwonków, mamy i babcie Hendrika i Helen załkały głośniej. Cała ceremonia odbyła się zgodnie z planem. Po godzinie nowożeńcy wyszli z kościoła. Wszyscy składali im gratulacje i życzenia. Dyskretnie odeszłam w kierunku polskiego atakującego. Obok niego stał Matthijs. Wspólnie dotarliśmy do domu weselnego. Świętowanie rozpoczął walc w wykonaniu pary młodej. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że Hendrik tak dobrze tańczy. Kiedy świeżo upieczone małżeństwo zakończyło swój popis zdobywając gromkie brawa, większość gości również zaczęła tańczyć. Po półgodzinie podano przystawkę. Jako świadek zostałam usadzona blisko pary młodej, ale w towarzystwie Maćka. Po głównym daniu przyszedł czas na dalsze zabawy. Panna młoda rzucała bukietem, a pan krawatem. Złapałam bukiet, co oznaczało, że jestem pierwsza w kolejności do wyjścia za mąż. Krawat złapał Lowie. Wymieniliśmy spojrzenia. Chcąc nie chcąc musiałam z nim zatańczyć.
- Pozwoli pani ?
- Oczywiście.
Wydawał mi się zwodniczo miły. Ku mojej jeszcze większej desperacji, orkiestra zaczęła grać wolny kawałek.

/Lowie/

Widziałem, że niechętnie się zgodziła. Dzisiaj miałem wyjątkowo dobry dzień i nie denerwowała mnie tak jak zwykle. Kiedy orkiestra zaczęła grać powolny kawałek, Lena zarzuciła ręce na moją szyję. Objąłem ją delikatnie w pasie. Wyczułem zapach jej perfum - lekki, delikatny jaśmin. Kołysaliśmy się w takt piosenki. Zadrżała. Objąłem ją trochę mocniej. Co się ze mną dzieje ? Zabrzmiały ostatnie dźwięki i dziewczyna odeszła. Poczułem delikatne ukłucie w okolicy serca. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Były...smutne? Chyba tak. Kiwnęła w moją stronę głową. Wyszła.

/Miesiąc później/

/Lena/

Listopad. Zima. Śnieg. Z takich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk oznajmiający koniec odgrzewania jedzenia w mikrofalówce. Zeszłam z parapetu, wyciągnęłam spaghetti z kuchenki i zasiadłam do ćwiczeń. Zbliżał się koniec semestru. Egzaminy pozwalające skończyć mi 3 rok zbliżały się nieubłaganie. Przez ostatni czas nie mogłam się na niczym skupić. Dopadła mnie zimowa chandra. Ktoś wysyłał mi smsy z nieznanego numeru. Do tego miałam nawrót choroby. Do testów miałam dokładnie tydzień, w ciągu którego nie miałam zajęć. Wiedziałam jak go spędzę - leżąc w łóżku albo na hamaku i ucząc się. Szybko dokończyłam jedzenie. Zrobiłam sobie herbatę, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Hej Lenka. Wiem, że jesteś w domu. Przyjdź na halę.
- No dobra. Ale po co ? Halo ? Matthijs ?
Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Najchętniej poleżałabym ze słuchawkami na uszach, zapominając o całym świecie. Bez pośpiechu ubrałam się ciepło i wyszłam. W drzwiach budynku spotkałam Lowiego.
- Co tu robisz ?
Minęłam go bez słowa. Nie miałam siły na przegadywanie się z nim. Zostawiłam kurtkę przed drzwiami prowadzącymi na boisko.

/Lowie/

Poszła dalej. A dobra, niech idzie. Dzisiaj jeszcze tylko mi jej potrzeba. Miałem zły dzień. Wkurzało mnie dosłownie wszystko. Chłopaki postanowili zrobić Lenie niespodziankę akurat dzisiaj. A na dodatek akurat ja musiałem wszystko tłumaczyć trenerowi i jeszcze przynieść tort. Wróciłem na halę gdzie reszta kończyła śpiewać "sto lat" i podałem Hendrikowi tort. Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna jest jakaś inna. Nie miała tyle energii co zwykle, chodziła z opuszczoną głową. Przed nami udawała, że wszystko w porządku.
- Lowie, chcesz kawałek tortu ? A z resztą - każdy dostanie po kawałku.
Zjedliśmy rozmawiając na różne tematy. Ukradkiem zerkałem na Lenę. Ale dlaczego? Widziałem, że kiedy nikt nie patrz, ona przygryza policzki, jakby modliła się o koniec. W końcu trener zarządził kontynuację treningu. Dziewczyna wstała kierując się do wyjścia. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej znów się pojawiło. Już miałem iść ją przeprosić. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Przymknęła powieki pod którymi zalśniły łzy. Zrobiło mi się jej żal. Wyszła, a ja patrzyłem na zamykające się za nią drzwi. Nagle poczułem lekkie uderzenie piłki w plecy.
- Chodź już, gramy.

/Dwa tygodnie później/

/Lena/

Po egzaminach trochę odżyłam. W związku ze zbliżającymi się świętami kupiłam wszystkim najbliższym prezenty. Przy okazji nabyłam nowy sweter.
2 dni przed Wigilią postanowiłam gruntownie posprzątać mieszkanie. Zostawałam w nim sama na całe święta. W prawdzie Michał zapraszał mnie, ale powiedziałam, że będę u Hendrika i na odwrót. Nie miałam ochoty znosić tej atmosfery. Włączyłam na cały regulator muzykę, żeby zagłuszyć myśli i zabrałam się za sprzątanie. Po 6 godzinach padłam na hamak kompletnie nieżywa. Zjadłam jogurt, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się dość późno. Po porannej toalecie i śniadaniu wyszłam z mieszkania z kilkoma torbami w ręku. Postanowiłam odwiedzić najbliższych i wręczyć im prezenty. Po 15 minutach spokojnego marszu zapukałam do drzwi od domu Tuerlincxksa. Otworzyła mi Helen, szeroko się uśmiechnęła i zaprosiła do środka. Ciąża jej służyła - tryskała energią, była uśmiechnięta, jakby bez żadnych trosk. Hendrik widząc mnie wstał szybko i przytulił.
- Ej, udusisz mnie!
- Co ty tu jeszcze robisz ? Dlaczego nie ma cie w Polsce ?
- Samolot mam wieczorem. A wy jak widzę wyjeżdżacie ?
- Tak, mamy zaproszenie od babci. Szkoda, że nie możesz z nami pojechać.
- Od babci Lusi ? Pozdrówcie ją ode mnie. Ale nie po to tu przyszłam. Wszystkiego dobrego na święta. - Wręczyłam im dwie torby. Chwilę potem zastałam niecodzienny widok: Hendrik cieszył się jak dziecko.
- Jezu normalnie kocham cię Lenka! Skąd wiedziałaś, że do kolekcji brakuje mi tylko tej jednej płyty ?
- Przeczucie. - Uśmiechnęłam się. - A ty, Helen ? Co powiesz ?
- Dzięki za sweter, jest świetny. Ale śpioszki ? - Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- No co, przyda się.
Posiedziałam u nich jeszcze pół godziny i pożegnałam się. Poszłam w kierunku mieszkania Rubena. Było mi smutno, że całkowicie o mnie zapomniał. Zadzwoniłam. Drzwi uchyliły się. Widząc wytapetowaną twarz Lottie straciłam tą odrobinę dobrego humoru, który pozostał mi po wizycie u atakującego.
- Daj to Rubenowi. - I przekazałam jej torbę. Odeszłam zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Zostało mi ostatnie mieszkanie do odwiedzenia. Szłam nieobecna. Nagle wpadłam na kogoś.
- Jezu Lena nie strasz.
- Matthijs ?
- A kogo się spodziewałaś ?
- Właśnie do ciebie szłam.
- A ja do ciebie.
Roześmialiśmy się.
- Chodź, wracamy do mnie. - Złapałam przyjmującego za rękę i delikatnie pociągnęłam. Szliśmy powoli, rozkoszując się swoim towarzystwem. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu. Jak zwykle jeździłam w koszyku jak mała dziewczynka. W końcu weszliśmy do mieszkania, obładowani wszelakiego rodzaju torbami.
- Nie nabrudź mi tutaj. Wczoraj przez cały dzień sprzątałam mieszkanie.
Poukładałam zakupy, zrobiłam herbatę i usiadłam naprzeciwko Matthijsa.
- Lena, co się z tobą dzieje ?
- Nic.
- Mnie nie oszukasz. Widzę, że jesteś smutna, chociaż dobrze to kryjesz. Co jest ? - Usiadł obok mnie i objął. Oparłam głowę na jego ramieniu i pociągnęłam łyk herbaty. Nie wiedząc kiedy zaczęłam płakać. Przyjmujący siedział obok mnie, czekając spokojnie. Przytulił mnie mocniej i szeptał " Będzie dobrze".
- Właśnie nie będzie!
- Spokojnie, chodź i opowiedz mi wszystko. Nie pozwolę, żebyś tak siedziała przez całe święta.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać i powiedziałam mu co się dzieje. Zrobiło mi się lżej. Płacz oczyścił, pozostawiając tylko tępą pustkę.
- Zostaniesz ?
- Oczywiście. - Odszepnął. Nie wiedząc kiedy zasnęłam na jego ramieniu.

___________________
Witam! Troszkę krótszy niż zwykle, ale więcej się dzieje. Z przykrością zauważam, że pomimo dużej ilości wyświetleń, komentarzy brak. Dlatego zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Jeżeli pod tym rozdziałem będą CO NAJMNIEJ DWA komentarze, nie zrobię tego. W innym razie rozstaniemy się. Wszystko zależy od Was.
( Być może do następnego)

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 8

/Lowie/

Kolejny identyczny dzień. Dobrze, że przynajmniej rozpoczął się sezon. Zgrywałem się z resztą drużyny. Efekty były - w lidze ze słabszymi zespołami grałem w pierwszej szóstce. Dzisiejszy trening  przeprowadzaliśmy bez Tuerlinckxsa, który z niewiadomych powodów nie przybył. Tak samo jak van der Hooven, ale z jej nieobecności nie rozpaczałem jakoś. Nie lubiłem jej, a nawet więcej - nie znosiłem. Na szczęście jedna moja znajoma po kursie fotograficznym chętnie zajmie jej miejsce. Nim spostrzegłem, skończyliśmy ćwiczenia z piłką. Trener wyjątkowo pozwolił zorganizować ognisko integracyjne, które było zaplanowane na dzisiejszy wieczór. Postanowiłem, że pójdę - z tego co wiem ma tam być Lena, więc zrobię jej na złość. Ciekawe kogo dzisiaj wyrwie - van Hirtuma czy Tuerlinckxsa ? W szatni wszyscy zmawiali się na ognisko. Padła nawet propozycja przemycenia jakichś procentów. Po ustaleniu innych szczegółów, rozeszliśmy się. Założyłem słuchawki i spokojnie szedłem sobie do mieszkania. W oddali zobaczyłem idącą powoli parę. Gdzieś już ich widziałem. Po dokładniejszym przyglądnięciu się z mściwą satysfakcją stwierdziłem, że to Lena i Hendrik. Zarówno dziewczyna, jak i atakujący, byli ubrani i eleganckie ubrania. Szli spokojnym krokiem śmiejąc się z sobie tylko znanych spraw. Postanowiłem przerwać im tę sielankę: szybko wybrałem numer do Tuerlickxsa i obserwowałem ich zachowanie. Dziewczyna wyraźnie straciła humor, głos Hendrika w słuchawce był pozbawiony emocji. Po krótkiej rozmowie w której przypomniałem siatkarzowi o ognisku, odeszli dalej. Szybko doszedłem do swojego mieszkania gdzie wykonałem jeszcze jeden telefon.
- Cześć Lottie. Pamiętasz moją propozycję ? Zrobimy tak... Owiniesz go sobie wokół palca. Taak, zemsta będzie piękna. Dzięki. Do środy.
 Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się. Cały czas zastanawiałem się, skąd wracała ta dwójka. Otrząsając się z zamyślenia wziąłem bluzę z szafy, klucze, słuchawki i wyszedłem. Do miejsca rozpalenia ogniska miałem około 15 minut. Po drodze spotkałem  Tomasa i Arno. Razem szliśmy przez miasteczko, nad którym powoli zapadała noc. Na miejscu byli już Joppe, Eemi, Pieter, Stijn, drugi Stijn i Gertjan. Chwilę później przyszedł Hendrki ze swoją dziewczyną. W tle grała muzyka, wszyscy się dobrze bawili. Z uwagą obserwowałem przybycie następnych osób. Ostatni na miejsce dotarli Verhanneman i van Hirtum z Leną po środku. Nie zwróciła ma mnie uwagi. Ze swoją obstawą dosiadła się do Tuerlinckxsa. Śmiała się najgłośniej ze wszystkich. Wziąłem sobie piwo i ze skupieniem patrzyłem na całą zgraję. Nagle Lena wraz z kolejnym wybuchem śmiechu usiadła na kolanach Matthijsa. Ten tylko uśmiechnął się nieznacznie. Impreza powoli zamieniała się w popijawę. Stijn szturchnął mnie, przeciągając za stolik z alkoholem. Schowaliśmy wszystkie butelki i przybiliśmy żółwika. Po kolejnej godzinie Lena była całkowicie pijana. Reszta zaczęła się zbierać do domów. Dziewczyna zasnęła na kolanach Matthijsa z lekkim uśmiechem na twarzy.

/Lena/

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu, z bolącą głową i suchym językiem. Ostrożnie obróciłam głowę. Poznałam to miejsce - mieszkanie Matthijsa. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Powoli usiadłam i rozejrzałam się. Tak, to była sypialnia Matthijsa. Z kuchni dochodziły dźwięki porannej (a właściwie południowej) krzątaniny. Chwilę później przyjmujący przyszedł do swojego pokoju. Nie wyglądał najgorzej - miał lekki zarost, trochę potargane włosy i nieco zaspane oczy.
- Wyspana ?
- Bardzo. I tak, świetnie się czuję, nie pytaj.
- Ile ci przynieść tabletek ?
- Dwie. Jak się tu znalazłam ?
- Byłaś w takim stanie, że zasnęłaś mi na kolanach złotko. - W tym momencie przed oczami mignęło mi całe ognisko do momentu, w którym zaczęłam się śmiać z Lowiego i usiadłam Matthijsowi na kolanach. 'No pięknie, pięknie'. 
- Aha. To ja już nie mam pytań. I... przepraszam. Nie gniewasz się ? - Przyjmujący spojrzał na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy po czym zaczął się śmiać. Rozluźniłam się, wstałam. Przechodząc do kuchni, nagle zamarłam. ZAJĘCIA! Szybko otrząsnęłam się, dobiegłam do pomieszczenia i wepchnęłam całą kanapkę do buzi. Przeżuwając biegałam w tę i z powrotem po całym mieszkaniu przyjmującego zbierając swoje rzeczy. Kiedy wpadłam do kuchni po drugą kanapkę, Matthijs przytrzymał mnie.
- Co ty wyprawiasz ? O której masz te zajęcia ?
- O 15.
- Uspokój się i popatrz która godzina. - W tym całym zamieszaniu nawet nie przyszło mi do głowy coś tak oczywistego jak sprawdzenie godziny. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam wielkie oczy. Była dopiero 10! Usiadłam na blacie i odetchnęłam głęboko. Obok mnie przyjmujący zwijał się ze śmiechu. Byłam na niego zła - kto normalny ma zegar przestawiony o 4 godziny do przodu ?! W dodatku ta wredota nic mi nie powiedziała.
- No to... jedz spokojnie Lena, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - Matthijs wyszczerzył się. - Smacznego.
Bez pośpiechu dojadłam kanapkę, która - trzeba przyznać - była wyborna. Zastanawiam się nad przeprowadzką do przyjmującego - przynajmniej będę miała dobre posiłki za darmo. W nieco lepszym stanie wróciłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic. Po 40 minutach wyszłam w ręczniku do sypialni, żeby znaleźć ubrania na zajęcia. Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Nie wiedziałem że od dziś przyjmujesz gości w takim stroju. - Ruben jak zwykle adekwatnie do sytuacji skomentował to co widzi, a ja zarumieniłam się lekko. - Mogę wejść ?
- No jak musisz. Rozgość się, za 5 minut wrócę już w normalnym stroju.
Wyjęłam z szafy rajstopy, szorty, podkoszulek i sweterek. Przebrałam się w łazience i zrobiłam niedbałego koka. Kiedy uznałam, że wyglądam przyzwoicie, wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na przeciwko przyjmującego.
- Czemu zawdzięczam twą obecność ?
- A nudziło mi się i tak sobie przyszedłem.
- Za dwie i pół godziny mam zajęcia.
- No to cię odwiozę. Jestem w lepszym stanie niż ty. - Wystawił mi język. - Ok ?
- Ok, ok. A..... bardzo wczoraj się zbłaźniłam ?
- Jakby ci to powiedzieć..... - Przyjmujący zastanawiał się w pełnym skupieniu. - No coś ty, pilnowaliśmy cię.
- Osz ty wredny człowieku! Wiesz jakiego miałam stracha ?
- Nie.
- To się ciesz.
- Jak tam wizja 3 roku studiów ?
- Nijak. Z jednej strony cieszę się, z drugiej...
- Z drugiej ?
- Nie wiem co dalej. Nie wiem czy znajdę pracę, czy będę musiała wyjechać. Zbyt dużo nie wiem. - Schowałam twarz pomiędzy kolanami. - Kurwa!
- Spokojnie, poradzisz sobie. Pamiętaj, że masz mnie, Hendrika, Matthijsa, rodzinę w Polsce. Wszystko będzie dobrze. - Ruben usiadł obok mnie i pogłaskał po plecach. - Uszy do góry. A jak nic nie wypali to zawsze możesz zrobić kurs fotograficzny i naciągać się z nami przez całe życie.
Uśmiechnęłam się trochę. Ruben zawsze przedstawiał fakty pod innym kątem - tym lepszym, bardziej znośnym.
- A zrobisz coś dla mnie ? - Przyjmujący kiwnął głową. - Zjadłabym kisiel. Co ty na to ?
- Chodź, nie wiem czy mam takie zdolności.
Przygotowaliśmy sobie po kubku kisielu i pograliśmy w karty. Kiedy dochodziła 14:30, zaczęliśmy się zbierać. Wzięłam torbę z książkami, wsiadłam do samochodu Rubena. Po 20-minutowej podróży wysiadłam i udałam się do dużego gmachu uczelni. Skierowałam się w stronę schodów prowadzących na 3 piętro, do gabinetu profesora Dieryncka. Wygładziłam ubrania, przejrzałam się w lusterku i weszłam. Profesor Dierynck był mężczyzną w średnim wieku, średniego wzrostu. Miał szaroniebieskie oczy, które uważnie patrzyły znad okularów. Wyglądał dokładnie tak samo, jak w dniu w którym zostałam do niego przydzielona. Jak to się stało ? A no tak: jako najlepsza uczennica, w połowie pierwszego roku trafiłam na próbną lekcję prowadzoną przez tego pana. I zostałam. W ciągu jednego roku przerobiłam dwa lata studiów i przy takim samym zacięciu jak dotychczas w ciągu tego roku skończę studia.
- Dzień dobry panie profesorze.
- Dzień dobry pani Leno. Proszę usiąść. Dzisiaj sprawdzimy, co zapamiętała pani z ubiegłego roku.
Przez kolejną godzinę zadawał mi różne pytania. W większości odpowiadałam dobrze - przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy nagle profesor zamilkł, trochę się przestraszyłam.
- Doskonale pani Leno. Doskonale. Wszystko pani pamięta więc już dzisiaj zaczniemy następną lekcję.
Do 19 miałam wykład i ćwiczenia. Potem wsiadłam do metra i w ciągu 10 minut byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic i usiadłam na hamaku. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam z kanału na kanał. Nagle trawiłam na polski kanał sportowy. Puścili mecz Skry i Jastrzębskiego Węgla. Obejrzałam piękne, pięciosetowe spotkanie, po którym poszłam spać.
Kiedy się obudziłam szybko wstałam i ubrałam się. Musiałam dzisiaj oficjalnie zrezygnować ze stanowiska fotografa Knack Roeselare. Nie wyrobiłabym ze studiami i fotografią jednocześnie. Bez zbytniego pośpiechu weszłam do gabinetu prezesa gdzie doznałam szoku. Spotkałam tam Lowiego Stuera z jakąś blondyną z toną tuszu na rzęsach. Libero przerwał w połowie zdania, spojrzał na mnie wzrokiem mordercy po czym kontynuował.
- ... więc ma wszystkie potrzebne umiejętności. W dodatku jest bardzo miła i na pewno dobrze dogada się z zawodnikami. - Odwrócił głowę i spojrzał z drwiną w oczach.
Przeszłam ignorując wszystkich i położyłam wypowiedzenie na biurku. Wyszłam głośno trzaskając drzwiami. Miałam jeszcze chwilę czasu, więc postanowiłam poinformować chłopaków o nowym nabytku zarządu. Na boisku rozciągali się wszyscy oprócz Stuera. Trenera jeszcze nie było. Usiadłam sobie na trybunach dokładnie na przeciwko Matthijsa i ruchem głowy poprosiłam żeby przyszedł. Kiedy się zjawił opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam.
- Podejrzane. To wszystko jest zbyt grubo szyte. Jak myślisz ? - Jakim cudem akurat znajoma Stuera będzie fotografem ? Wyczuwałam jakiś podstęp.
- Zobaczymy co kombinują. Cicho, idą. Jezu jaka tandeta. - Matthijs skrzywił się z niesmakiem.
Obok Lowiego i tamtej laski szedł menadżer. Trener zwołał całą kadrę, a potem przedstawił nową panią fotograf.
- To jest Lottie Callens, od dzisiaj będzie fotografem.
- Dlaczego? A co z Leną ? - Spytał Eemi. Hendrik tylko spojrzał ze zrozumieniem.
- A ja ze względu na studia nie mogę być waszym fotografem Eemi. Ale nie przejmuj się, jestem pewna, że Lottie doskonale sobie poradzi. - Rzuciłam jej swój najbardziej kpiący uśmiech numer 3 i odeszłam na trybuny po torebkę. Udając, że czegoś szukam, kątem oka widziałam jak Lottie poznaje się ze wszystkimi. Podchodząc do Rubena udała, że potknęła się. Przyjmujący rzucił się na ratunek łapiąc ją w pasie. Zmrużyłam oczy widząc jak Lottie się wdzięczy. Nie chcąc psuć sobie humoru wyszłam z hali tylnym wyjściem. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam najostrzejsze kawałki jakie miałam. Chodziłam bez celu po mieście jeszcze pół godziny. Potem wsiadłam do metra i pojechałam na zajęcia.

/Miesiąc później/

Jezu to już jutro! Strasznie denerwowałam się przed ślubem Hendrika. Na szczęście wczoraj przyjechał Maciek, który będzie towarzyszył mi na podczas ceremonii i wesela. Za godzinę zaczyna się wieczór panieński. Na szczęście udało mi się wykręcić - w końcu jako świadek muszę być jutro przytomna. Razem z Maćkiem przygotowałam szybki i smaczny obiad - spaghetti. Z Muzajem nie dało się nudzić - albo mówił albo robił coś śmiesznego. Błyskawicznie nawiązał nić porozumienia z chłopakami z Belgii, a ich odpały były niezapomniane. Niestety to co dobre szybko się kończy - musiałam iść na zajęcia. Ogólnie studia szły mi bardzo dobrze, perspektywa wcześniejszego końca była obiecująca. Maciek został z Matthijsem, który zrezygnował z wieczoru kawalerskiego. SPECJALNIE DLA MNIE. Coś musi się dziać. Jakby się zastanowić to w ciągu ostatnich dwóch tygodni zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie. Oczywiście nie jako para tylko jako przyjaciele. Ku mojemu zmartwieniu Ruben dał się nabrać na sztuczki tej wytapetowanej cyzi. Od dwóch tygodni podobno są parą. Od tego czasu praktycznie z nim nie rozmawiałam. Od Hendrika dowiedziałam się, że przyjmujący i ten plastik razem idą na ślub i wesele. Myślałam, że ją rozszarpię. Powstrzymał mnie Maciek. I dobrze, że to zrobił, bo w tym momencie prawdopodobnie siedziałabym w więzieniu i byłoby po całej ceremonii.
Zajęcia minęły mi na intensywnych ćwiczeniach. Uczyłam się prawidłowego rozcinania zwierzęcia. Nie dostarczyło mi to zbyt przyjemnych wrażeń estetycznych, ale przynajmniej nie było skomplikowane. Kiedy weszłam do mieszkania, zastałam ciekawy widok: duet M&M usiłowała zrobić coś co miało być ciastem. Jak na razie cała kuchnia była w mące, atakujący miał jajka we włosach a przyjmujący był oblepiony masłem. Cała scena wyglądała tak komicznie, że trudno było się nie śmiać. Nie byłam nawet zła o brudną kuchnię. Przebrałam się szybko i pomogłam chłopakom przy robieniu ciasta. Potem Matthijs wrócił do siebie, Maciek oglądał telewizję a ja poszłam się wykąpać. Poczekałam atakującego i po życzeniu dobrej nocy rozeszliśmy się do spania.

____________________
Od razu chcę Was przeprosić za opóźnienie (jeżeli ktokolwiek to czyta, to proszę, niech cokolwiek napisze w komentarzu). Tak, zawaliłam. I pewnie rozdział jest średni. Proszę o Wasze opinie w komentarzach.
- Co sądzicie o dotychczasowej postawie Lowiego wobec Leny ?
Do następnego.

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7

/Lena/

Przygotowania do roku akademickiego ruszyły pełną parą. Po zjedzeniu szybkiego śniadania wyszłam z mieszkania chcąc kupić podręczniki do 3 roku weterynarii. Przez pół dnia obeszłam całe miasto a podręczniki znalazłam w ostatniej księgarni. Zmęczona i bez sił poszłam do domu Hendrika i Helen. Dziewczyna atakującego akurat była w salonie.
- Cześć Lena! Dawno cię tu nie widziałam. Stało się coś ?
- Kupowałam podręczniki do weterynarii. Jestem wykończona, od samego rana biegałam w tę i z powrotem. Ale opowiadaj co u was! Wszystko w porządku ? - Helen uśmiechnęła się nieznacznie.- No mów!
- Poczekamy na Hendrika, akurat mieliśmy cię do nas zaprosić na obiad w ten weekend. Powinien za jakieś 10 minut przyjść.
W oczekiwaniu na Tuerlinckxsa rozmawiałyśmy na inne tematy. Kiedy przyszedł, Helen podała obiad. Zjedliśmy luźno rozmawiając. Pomogłam Hendrikowi posprzątać po posiłku i usiedliśmy wszyscy w salonie.
- No mówcie co u was. - Para spojrzała po sobie z uśmiechami na twarzach. W końcu atakujący odezwał się:
- Helen jest w ciąży...- nie zdążył dokończyć, ponieważ moją radość wyraziłam głośnym piskiem. Uściskałam serdecznie brunetkę i zaczęłam zadawać masę pytań.
- Który to miesiąc ? Dlaczego tak się wam zachciało dziecka po 5 latach razem ? Chłopczyk czy dziewczynka ? No mówcie do jasnej cholery!
- Spokojnie, spokojnie. Nie znamy płci, to 2 miesiąc.- Helen odpowiadała z iskierkami radości w oczach. - Jest jeszcze jedna sprawa. Czy zgodzisz się być świadkiem na naszym ślubie ?
Zaniemówiłam. Wstałam i przytuliłam najpierw dziewczynę a potem chłopaka. Ledwo powstrzymując łzy kiwnęłam głową.
- Wreszcie się zdecydowaliście. Po 5 latach! Moje kochane głupki!
Porozmawialiśmy jeszcze z pół godziny, potem pożegnałam się i poszłam do swojego mieszkania. Posprzątałam trochę i z nudów zadzwoniłam do Maćka.
- Cześć Maciuś! Co u ciebie ?
- Cześć Lenka, no średnio u mnie.
- Dlaczego ? Stało się coś ?
- Kontuzja barku. Cały sezon z głowy. Kurwa!
- Nie zanieczyszczaj powietrza. No i co mam ci powiedzieć ? Kurcze szkoda. Boli ?
- Trochę. Operację mam za 2 dni. No trudno, przeżyję. Mów, co u ciebie.
- Nic ciekawego w sumie. W przyszłym tygodniu zaczynam 3 roku studiów, Hendrik i Helen biorą ślub i zostaną rodzicami. Na razie jestem fotografem w klubie. No właśnie - znasz jakiś sposób na skuteczne zagięcie osoby, która cię nie lubi ?
- Dlaczego o to pytasz ? - Opowiedziałam mu całą historię o Stuerze. - Gościu ma ból dupy. Po prostu jest zazdrosny o twoje kontakty z resztą i tyle. Olej go, myślę, że wtedy da ci spokój.
Po prawie godzinnej rozmowie z atakującym postanowiłam dalej czytać "Wiedźmina". Wciągnęła mnie ta seria. W czasie czytania w mojej głowie powoli powstawał pewien plan. Kiedy dotarłam na ostatnią stronę, wiedziałam już co zrobić. Dochodziła 21, zjadłam kolację, wykąpałam się i położyłam. Sen przyszedł nadspodziewanie szybko.
Rano obudził mnie budzik. Wstałam o 7, ubrałam się, zjadłam śniadanie i nie spiesząc się poszłam w kierunku hali. Czekałam pod gabinetem prezesa z którego wyszedł nie kto inny jak Lowie. Ignorując jego drwiące spojrzenie, weszłam do środka. Pan prezes lubił mnie, znał mnie już 5 lat. Po szybkiej rozmowie, która skończyła się na moją korzyść, wyszłam z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Sama zrezygnowałaś czy cię wyrzucili ? - Stał nonszalancko oparty o ścianę i mówił z wyraźną pogardą.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie mam coś w głowie. I cieszę się, że nie będę musiała widzieć cię przez cały tydzień. - Przeszłam obok niego wytrącając mu jabłko z ręki. - Upadło ci coś dziecko. - Zostawiłam go z grymasem wściekłości na twarzy, sama śmiejąc się w duchu. Upojona swoim triumfem zerknęłam na zegarek. Jak na skrzydłach pobiegłam do Tuerlinckxsa (a właściwie już Tuerlinckxsów) i wtajemniczyłam parę w mój plan. Stwierdzili, że jest równie szalony jak ja. Nie przejęłam się gderaniem atakującego i spytałam Helen. Ona natomiast powiedziała, że to dobry pomysł. Co więcej - poprosiła nawet, żebym przy okazji zaprosiła go na ślub. Wspólnie postawiłyśmy atakującego przed faktem dokonanym - jadę do Polski odwiedzić niejakiego Macieja.

/Maciek/

Kiedy byłem w szpitalu, codziennie ktoś z klubu przyjeżdżał zamienić przynajmniej parę słów. Podnosiło mnie to na duchu. Dzisiaj miał przyjechać Winiar. Dochodziła 14, a jego nie było. Nudziło mi się trochę. Zacząłem grać na telefonie. Nagle moją uwagę przykuł hałas dochodzący zza drzwi. Do mojej sali wpadła cała drużyna z ... Leną. Zdziwiłem się - nic nie mówiła, że ma zamiar przyjechać. Nim spostrzegłem dziewczyna obejmowała mnie lekko a ja pogłaskałem ją po włosach. W zamian rozczochrała moją misternie układaną przez pół godziny grzywkę. Już miałem ją połaskotać, ale sprytnie schowała się za Michała.
- I tak cię widzę gadzie.
- To znaczy, że nic ci się nie stało z oczami. Też się cieszę, że cię widzę.
Potem wyszła gdzieś, zostawiając lekki zapach jaśminu. Pogadałem z chłopakami, spytałem o treningi itp.
- Wiedzieliście, że Lena przyjedzie ?
- Nie, weszła w połowie treningu z torbą w ręce i spytała czy ją przyjmiemy. Oczywiście zapanował huraoptymizm, wszyscy się cieszyli i Miguel stwierdził, że trening nie ma sensu. Nawet nie był zły. - Mariusz jako opanowany kapitan tych wariatów spisywał się doskonale.
 - Wiecie na ile przyjechała ?
- Kilka dni, w przyszłym tygodniu we wtorek zaczyna studia - Winiar rzeczowo wyjaśnił. - Nie przejmuj się młody, tylko zdrowiej. Lena ci nie ucieknie - zaśmiał się razem z resztą.
Dziewczyna niespodziewanie wróciła. Widząc roześmianą zgraję, lekko wygięła wargi do góry. Znowu rozczochrała mi grzywkę, ale nie byłem zły. Mrugnąłem porozumiewawczo a kiedy odpowiedziała, usłyszałem jej cichy, lecz nie znoszący sprzeciwu;
- Panowie zbieramy się, chory musi odpocząć. Jutro się zobaczycie.
Przybiłem piątki z chłopakami, uśmiechnąłem się do Leny i zostałem sam z lekkim zapachem jaśminu. Oddałem się rozmyślaniom. Od zawsze chciałem grać w Skrze. Uwielbiałem ten klub, nadal uwielbiam. Kiedyś na samą myśl o spotkaniu siatkarza Skry dostawałem nagłej chęci grania - i tak się wszystko zaczęło. Rodzice zapisali mnie do klubu, zacząłem grać, a to sprawiało mi wielką radość. Kiedy dostałem propozycję ze Skry, nie wahałem się ani chwili, pomimo matury. Rodzice są tacy dumni. Ale czegoś, a raczej kogoś mi brakuje. Szukam miłości, ale ona mi ucieka. Może kiedyś...
Rozważania przerwał dźwięk sms'a. Popatrzyłem na wyświetlacz telefonu - Lena. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej zawsze towarzyszyło temu imieniu.
Jak się czujesz, gadzie ? :P
Bardzo cię boli ten bark ?
Szybko wystukałem odpowiedź.
Nie jest najgorzej, rudy gadzie.
;P
Lena. Coś do niej czułem, wyraźnie,ale...

/Hendrik/

Młoda pojechała do Polski i tyle ją było widać. Trochę się o nią martwiłem - Ruben powiedział mi co nieco. Szczerze nie miałem teraz do niej głowy - ślub, ciąża Helen wypełniały każdą wolną chwilę, napawając radością. Ale nie mogłem o Lence zapominać. Przed treningiem zostałem w szatni i zadzwoniłem do niej. Niestety jak na złość w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Lowie. Zignorowałem go i dalej czekałem aż Lena odbierze.

/Lowie/

Ledwo zdążyłem na trening. Kiedy wszedłem do szatni, zastałem tam Tuerlinckxsa dzwoniącego do kogoś. Nagle odezwał się do swojego rozmówcy.
- Jak tam w Polsce młoda ? - Rozmawiali po holendersku. Atakujący słuchał uważnie, po czym odezwał się. - W sumie to daj mi Winiara do telefonu, jeśli chce rozmawiać.
Gdzieś już obiło mi się o uszy takie przezwisko. Zapamiętując je, słuchałem dalej.
- ... nie wypodrywaj w tej Polsce całej drużyny, dziewczyno. - Hendrik śmiał się do słuchawki. - Dobra, odezwij się potem Lena. Paa.
Lena. Jak ja jej nie cierpię. Grrrr.. Szybko wyszedłem z szatni próbując oczyścić umysł przed treningiem. Dzisiaj były ćwiczenia z piłką, skupienie się przyszło z niewielkim trudem. Z niechęcią zerknąłem na drugiego libero, Stijna. Przede mną jeszcze wiele lat treningu, ale jestem w stanie grać na najwyższym poziomie. I tak w tym wieku gram zdecydowanie ponad przeciętnie - talent. Podniósłszy własną samoocenę, skupiłem się na przyjmowaniu zagrywki flotem.

/Lena/

Miło było znowu wrócić do Polski, zobaczyć tych kochanych głupków, Dagę, Olisia i całą resztę. Poczułam się jak w domu - ciepła fala rozchodziła się po całym ciele. Dagmara podała obiad, który był taki pyszny, że aż zjadłam 2 razy tyle co zwykle. Kiedy Winiarscy dowiedzieli się o obecnych wydarzeniach z Belgii, byli naprawdę ucieszeni. Co więcej, rozmawiając przez telefon z Hendrikiem, Michał sam wystąpił z propozycją rozmowy. Winiar na początku był spięty, potem jednak rozluźnił się. Dobrze dogadywał się z atakującym. Kiedy oddał mi telefon, poszłam do swojego pokoju na piętrze. Odpoczęłam trochę i napisałam do Maćka. Odpisał bardzo szybko. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego ulubione przezwisko na mnie: rudy gad. Nie miałam mu tego za złe - to było miłe. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami zaczęłam rozmyślać o młodym atakującym. Czułam coś do niego, ale... Nie wiedziałam co.
Odczuwając skutki podróży w postaci zmęczenia, poszłam się wykąpać. Daga wiedziała co lubię - przygotowała mi wszystko, czego potrzebowałam do odprężającej kąpieli. Odświeżona i w dobrym nastroju zasnęłam.
Obudził mnie tupot stópek Oliego po płytkach na korytarzu. Zaciekawiona spojrzałam na zegarek - była dopiero 6. Ciekawość wzięła górę - wstałam i poszłam za młodym Winiarskim. Zastałam go w kuchni, przy szafce i garnkami.
- Co kombinujesz Oli ?
- Ciocia, bo tata ma dzisiaj urodziny i chcę zrobić mu niespodziankę. Pomożesz mi ? Proooszę ciociu.
- Dobrze, co mam robić ?
- Ja obudzę tatę a ty przygotuj kanapki. - Iskierki radości w oczach małego były bardzo rozczulające. Cmoknęłam go w czółko, wyciągnęłam dwie duże pokrywki i poczochrałam włoski. Przygotowałam cały talerz kanapek. Nagle z góry dobiegł mnie dźwięk uderzających o siebie pokrywek. Wybiegłam kilka stopni i zobaczyłam radośnie podskakującego Olisia z dwoma pokrywkami w małych rączkach. To wyglądało tak komicznie. Potem z sypialni wyszedł Michał i wziął małego na ręce. Podeszłam do niego i nie wiedząc co powiedzieć, po prostu się przytuliłam. Dołączyła jeszcze do nas Dagmara i całą grupką zjedliśmy śniadanie. Michał jadąc na poranny trening, podwiózł mnie do szpitala, w którym miał mieć zabieg Maciek. Spytałam się pielęgniarki gdzie leży atakujący i poszłam w tamtym kierunku. Chłopak chyba był zaskoczony moją wizytą.
- Musimy porozmawiać... - Przez kolejne pół godziny opowiadałam mu o swoich uczuciach. Co ciekawe, kiedy mnie słuchał, na jego twarzy często widziałam lekki uśmiech. Kiedy skończyłam, chłopak opowiedział mi o swoich uczuciach i byłam mile zaskoczona. Nie dając mu skończyć przytuliłam go i wepchnęłam się na jego łóżko.
- No to jak wszystko sobie wyjaśniliśmy, trzeba coś wymyślić, żeby lekarz powiedział ci coś o zabiegu. Co powiesz, jakbyś na jeden dzień została moją dziewczyną ?
- Ok, ale tylko na jeden dzień. Sztama. - Przybiliśmy żółwika. W tym momencie wszedł lekarz z wiadomością, że Maciek musi już iść na zabieg. Mrugnęliśmy do siebie porozumiewawczo i rozstaliśmy się. Po 3 godzinach czekania z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Odetchnęłam z ulgą na wieść, że wszystko przebiegło w porządku. Poczekałam kolejne 2 godziny, aż Maciek się wybudzi. Czuł się dobrze. Pogadaliśmy jeszcze godzinę, a potem pożegnałam się z atakującym. Pozostałe dwa dni, które spędziłam w Bełchatowie, minęły bardzo szybko. Żegnając się ze wszystkimi, wsiadłam do powrotnego samolotu do Belgii. Po 2 godzinach lotu byłam  z powrotem w swoim mieszkaniu. Ostatkami sił rozpakowałam walizkę i poszłam się wykąpać. Prawie przysypiając zjadłam szybką kolację i położyłam się do własnego łóżka. Kiedy tylko głową dotknęłam poduszki, zasnęłam spokojnym, głębokim snem.         

_________________________________
Witam wraz z kolejnym rozdziałem. Jak spędzacie majówkę ? Dziękuję za coraz większą liczbę komentarzy, motywują do dalszego pisania.
MISTRZ, MISTRZ BEŁCHATÓW :D
JEŻELI CZYTASZ - PROSZĘ, SKOMENTUJ :)
Do następnego :)