/Lena/
Od samego rana każda komóra mojego ciała emanowała energią. Do ostatnich przygotowań zostały jeszcze 4 godziny. Musiałam trochę oczyścić umysł i zrelaksować się. Postanowiłam przejść się nad jezioro. Moje jezioro, a w sumie moje i chłopaków. Szłam powoli, patrząc w niebo. Zapowiadała się piękna pogoda. Doszłam spokojnie do jeziora i ze skrytki wyjęłam koc. Rozłożyłam go i położyłam się. Wpatrywałam się w niebo bez przyczyny. Nie wiem ile tak leżałam. Nagle usłyszałam jakiś szmer i zza drzew wyszedł Maciek. Jak znalazł to miejsce i skąd wiedział, że tu będę ?
- Nie pytaj. Jedz szybko, trzeba się zbierać. - Dopiero teraz zauważyłam, że w ręku trzyma koszyk. Trochę rozkojarzona wstałam i zajrzałam co dobrego mi przyniósł. Naleśniki! Mmm, dobre. Tak, teraz jestem pewna, że to robota Matthijsa. Już w drodze do mieszkania kończyłam śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni i zobaczyłam godzinę, stanęłam jak wryta. Miałam tylko 2 godziny! Szybko wzięłam sukienkę i pobiegłam do łazienki. Przebrałam się, rozwiązałam włosy i z pomarańczową burzą na głowie zbierałam wszystkie rzeczy z mieszkania. Maciek przypatrywał się mojej gonitwie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Za chwilę wychodzę, ogarnij się trochę, wiesz garnitur i te sprawy. - Rzuciłam w biegu zakładając buty. Chłopak stał jeszcze chwilę wpatrując się w szpilki.
- Proszę, nie zabij się w tych butach. - Spojrzał jeszcze raz z lekkim powątpiewaniem wyrysowanym na twarzy.
- Spokojnie. - Uśmiechnęłam się.- Nie w takich szpilkach się już chodziło. Dobra, ja lecę. Jak będziesz gotowy jedź z Matthijsem. Do zobaczenia.
Spojrzałam ostatni raz na rzeczy znajdujące się w torebce i wyszłam. Po 5 minutach już pomagałam Helen w przygotowaniach. Dziewczyna była zdenerwowana. Martwiła się, że coś pójdzie nie tak. Chwilę po mnie przyszła kuzynka Helen. Miała zrobić nam makijaż i ułożyć fryzury. Na pierwszy ogień poszła panna młoda. Po godzinie wyglądała olśniewająco. Stwierdziłam, że zostawię rozpuszczone włosy, więc do zrobienia został tylko delikatny makijaż. Po kolejnych 20 minutach byłyśmy gotowe. Pod domem czekał już ojciec Helen. Wsiadłyśmy do wcześniej przygotowanej limuzyny. Kiedy pod małym kościółkiem wyszłyśmy z samochodu, powitały nas głośnie brawa i krzyki. Helen nieśmiało pomachała wszystkim zebranym. Goście zawiwatowali głośniej.
- Już czas. - Panna młoda tylko kiwnęła głową. Razem ze swoim ojcem ruszyła do kościółka. Szłam za Helen w odległości ok. 4 metrów. Tuż przy wejściu zatrzymało mnie ciche chrząknięcie. Odwróciłam nieznacznie głowę. Libero z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wskazał kierunek. W miejscu wskazanym przez niego stał Ruben i Lottie. Łzy zebrały mi się pod powiekami. Wymruczałam tylko ciche "kurwa" i nie dając się ponieść emocjom weszłam do kościoła. Był pięknie przystrojony - nad sklepieniem wisiały wstążki, przy każdej ławie doczepiono mały bukiecik kwiatów. A przed ołtarzem stał Hendrik. Idealnie dopasowany garnitur sprawiał, że atakujący wyglądał jak książę. Panna młoda stojąca obok niego emanowała radością i wzruszeniem. Z pierwszych ławek było słychać odgłosy cichego pochlipywania. Kiedy stałam obok kuzyna Hendrika, Toma, który był drugim świadkiem, rozejrzałam się nieznacznie na boki. Oprócz rodzin pary, byli także wszyscy z klubu. Odetchnęłam z ulgą widząc Maćka w tłumie zebranych. Rozległ się dźwięk dzwonków, mamy i babcie Hendrika i Helen załkały głośniej. Cała ceremonia odbyła się zgodnie z planem. Po godzinie nowożeńcy wyszli z kościoła. Wszyscy składali im gratulacje i życzenia. Dyskretnie odeszłam w kierunku polskiego atakującego. Obok niego stał Matthijs. Wspólnie dotarliśmy do domu weselnego. Świętowanie rozpoczął walc w wykonaniu pary młodej. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że Hendrik tak dobrze tańczy. Kiedy świeżo upieczone małżeństwo zakończyło swój popis zdobywając gromkie brawa, większość gości również zaczęła tańczyć. Po półgodzinie podano przystawkę. Jako świadek zostałam usadzona blisko pary młodej, ale w towarzystwie Maćka. Po głównym daniu przyszedł czas na dalsze zabawy. Panna młoda rzucała bukietem, a pan krawatem. Złapałam bukiet, co oznaczało, że jestem pierwsza w kolejności do wyjścia za mąż. Krawat złapał Lowie. Wymieniliśmy spojrzenia. Chcąc nie chcąc musiałam z nim zatańczyć.
- Pozwoli pani ?
- Oczywiście.
Wydawał mi się zwodniczo miły. Ku mojej jeszcze większej desperacji, orkiestra zaczęła grać wolny kawałek.
/Lowie/
Widziałem, że niechętnie się zgodziła. Dzisiaj miałem wyjątkowo dobry dzień i nie denerwowała mnie tak jak zwykle. Kiedy orkiestra zaczęła grać powolny kawałek, Lena zarzuciła ręce na moją szyję. Objąłem ją delikatnie w pasie. Wyczułem zapach jej perfum - lekki, delikatny jaśmin. Kołysaliśmy się w takt piosenki. Zadrżała. Objąłem ją trochę mocniej. Co się ze mną dzieje ? Zabrzmiały ostatnie dźwięki i dziewczyna odeszła. Poczułem delikatne ukłucie w okolicy serca. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Były...smutne? Chyba tak. Kiwnęła w moją stronę głową. Wyszła.
/Miesiąc później/
/Lena/
Listopad. Zima. Śnieg. Z takich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk oznajmiający koniec odgrzewania jedzenia w mikrofalówce. Zeszłam z parapetu, wyciągnęłam spaghetti z kuchenki i zasiadłam do ćwiczeń. Zbliżał się koniec semestru. Egzaminy pozwalające skończyć mi 3 rok zbliżały się nieubłaganie. Przez ostatni czas nie mogłam się na niczym skupić. Dopadła mnie zimowa chandra. Ktoś wysyłał mi smsy z nieznanego numeru. Do tego miałam nawrót choroby. Do testów miałam dokładnie tydzień, w ciągu którego nie miałam zajęć. Wiedziałam jak go spędzę - leżąc w łóżku albo na hamaku i ucząc się. Szybko dokończyłam jedzenie. Zrobiłam sobie herbatę, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Hej Lenka. Wiem, że jesteś w domu. Przyjdź na halę.
- No dobra. Ale po co ? Halo ? Matthijs ?
Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Najchętniej poleżałabym ze słuchawkami na uszach, zapominając o całym świecie. Bez pośpiechu ubrałam się ciepło i wyszłam. W drzwiach budynku spotkałam Lowiego.
- Co tu robisz ?
Minęłam go bez słowa. Nie miałam siły na przegadywanie się z nim. Zostawiłam kurtkę przed drzwiami prowadzącymi na boisko.
/Lowie/
Poszła dalej. A dobra, niech idzie. Dzisiaj jeszcze tylko mi jej potrzeba. Miałem zły dzień. Wkurzało mnie dosłownie wszystko. Chłopaki postanowili zrobić Lenie niespodziankę akurat dzisiaj. A na dodatek akurat ja musiałem wszystko tłumaczyć trenerowi i jeszcze przynieść tort. Wróciłem na halę gdzie reszta kończyła śpiewać "sto lat" i podałem Hendrikowi tort. Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna jest jakaś inna. Nie miała tyle energii co zwykle, chodziła z opuszczoną głową. Przed nami udawała, że wszystko w porządku.
- Lowie, chcesz kawałek tortu ? A z resztą - każdy dostanie po kawałku.
Zjedliśmy rozmawiając na różne tematy. Ukradkiem zerkałem na Lenę. Ale dlaczego? Widziałem, że kiedy nikt nie patrz, ona przygryza policzki, jakby modliła się o koniec. W końcu trener zarządził kontynuację treningu. Dziewczyna wstała kierując się do wyjścia. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej znów się pojawiło. Już miałem iść ją przeprosić. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Przymknęła powieki pod którymi zalśniły łzy. Zrobiło mi się jej żal. Wyszła, a ja patrzyłem na zamykające się za nią drzwi. Nagle poczułem lekkie uderzenie piłki w plecy.
- Chodź już, gramy.
/Dwa tygodnie później/
/Lena/
Po egzaminach trochę odżyłam. W związku ze zbliżającymi się świętami kupiłam wszystkim najbliższym prezenty. Przy okazji nabyłam nowy sweter.
2 dni przed Wigilią postanowiłam gruntownie posprzątać mieszkanie. Zostawałam w nim sama na całe święta. W prawdzie Michał zapraszał mnie, ale powiedziałam, że będę u Hendrika i na odwrót. Nie miałam ochoty znosić tej atmosfery. Włączyłam na cały regulator muzykę, żeby zagłuszyć myśli i zabrałam się za sprzątanie. Po 6 godzinach padłam na hamak kompletnie nieżywa. Zjadłam jogurt, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się dość późno. Po porannej toalecie i śniadaniu wyszłam z mieszkania z kilkoma torbami w ręku. Postanowiłam odwiedzić najbliższych i wręczyć im prezenty. Po 15 minutach spokojnego marszu zapukałam do drzwi od domu Tuerlincxksa. Otworzyła mi Helen, szeroko się uśmiechnęła i zaprosiła do środka. Ciąża jej służyła - tryskała energią, była uśmiechnięta, jakby bez żadnych trosk. Hendrik widząc mnie wstał szybko i przytulił.
- Ej, udusisz mnie!
- Co ty tu jeszcze robisz ? Dlaczego nie ma cie w Polsce ?
- Samolot mam wieczorem. A wy jak widzę wyjeżdżacie ?
- Tak, mamy zaproszenie od babci. Szkoda, że nie możesz z nami pojechać.
- Od babci Lusi ? Pozdrówcie ją ode mnie. Ale nie po to tu przyszłam. Wszystkiego dobrego na święta. - Wręczyłam im dwie torby. Chwilę potem zastałam niecodzienny widok: Hendrik cieszył się jak dziecko.
- Jezu normalnie kocham cię Lenka! Skąd wiedziałaś, że do kolekcji brakuje mi tylko tej jednej płyty ?
- Przeczucie. - Uśmiechnęłam się. - A ty, Helen ? Co powiesz ?
- Dzięki za sweter, jest świetny. Ale śpioszki ? - Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- No co, przyda się.
Posiedziałam u nich jeszcze pół godziny i pożegnałam się. Poszłam w kierunku mieszkania Rubena. Było mi smutno, że całkowicie o mnie zapomniał. Zadzwoniłam. Drzwi uchyliły się. Widząc wytapetowaną twarz Lottie straciłam tą odrobinę dobrego humoru, który pozostał mi po wizycie u atakującego.
- Daj to Rubenowi. - I przekazałam jej torbę. Odeszłam zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Zostało mi ostatnie mieszkanie do odwiedzenia. Szłam nieobecna. Nagle wpadłam na kogoś.
- Jezu Lena nie strasz.
- Matthijs ?
- A kogo się spodziewałaś ?
- Właśnie do ciebie szłam.
- A ja do ciebie.
Roześmialiśmy się.
- Chodź, wracamy do mnie. - Złapałam przyjmującego za rękę i delikatnie pociągnęłam. Szliśmy powoli, rozkoszując się swoim towarzystwem. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu. Jak zwykle jeździłam w koszyku jak mała dziewczynka. W końcu weszliśmy do mieszkania, obładowani wszelakiego rodzaju torbami.
- Nie nabrudź mi tutaj. Wczoraj przez cały dzień sprzątałam mieszkanie.
Poukładałam zakupy, zrobiłam herbatę i usiadłam naprzeciwko Matthijsa.
- Lena, co się z tobą dzieje ?
- Nic.
- Mnie nie oszukasz. Widzę, że jesteś smutna, chociaż dobrze to kryjesz. Co jest ? - Usiadł obok mnie i objął. Oparłam głowę na jego ramieniu i pociągnęłam łyk herbaty. Nie wiedząc kiedy zaczęłam płakać. Przyjmujący siedział obok mnie, czekając spokojnie. Przytulił mnie mocniej i szeptał " Będzie dobrze".
- Właśnie nie będzie!
- Spokojnie, chodź i opowiedz mi wszystko. Nie pozwolę, żebyś tak siedziała przez całe święta.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać i powiedziałam mu co się dzieje. Zrobiło mi się lżej. Płacz oczyścił, pozostawiając tylko tępą pustkę.
- Zostaniesz ?
- Oczywiście. - Odszepnął. Nie wiedząc kiedy zasnęłam na jego ramieniu.
___________________
Witam! Troszkę krótszy niż zwykle, ale więcej się dzieje. Z przykrością zauważam, że pomimo dużej ilości wyświetleń, komentarzy brak. Dlatego zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Jeżeli pod tym rozdziałem będą CO NAJMNIEJ DWA komentarze, nie zrobię tego. W innym razie rozstaniemy się. Wszystko zależy od Was.
( Być może do następnego)
Co się dzieje z Leną? Czy coś wydarzyło się na weselu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam aguśka.
W następnych rozdziałach (o ile będą) wszystko się wyjaśni. Jak na razie to jest podsycenie ciekawości :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Usuńzapraszam na jedynkę na http://zaawalcz.blogspot.com/
Usuń