środa, 24 grudnia 2014

Epilog

/Lowie/

To, co powiedziała wstrząsnęło mną. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Było mi po prostu wstyd, że tak się zachowywałem. Od tamtej rozmowy pomiędzy mną a Leną wytworzyła się jakaś więź. Przez kolejny tydzień odwiedzałem ją w szpitalu. Postanowiłem, że po wyjściu zamieszka u mnie, w tamtym domu nie  czułaby się bezpiecznie.
Zabrałem ją ze szpitala. Kiedy niepewnie otwierała drzwi, uśmiechnąłem się zachęcająco.

/Lena/

Nie wiem, dlaczego mu powiedziałam. Nie wiem czy powinnam była to robić. Ale już za późno... Chciałam jak najszybciej zapomnieć o ostatnich 3 tygodniach. O tym. że zamieszkam z Lowiem dowiedziałam się po wypisie. Nie protestowałam. Z jednej strony ciągnęło mnie do niego, ale z drugiej miałam pewne obawy. Że wszystko się powtórzy...
Weszłam do przestronnej kuchni w jego mieszkaniu. Usiadłam na krześle i czekałam. Rozglądając się zauważyłam zdjęcie kobiety. Była bardzo podobna do Lowiego, miała ten sam uśmiech i oczy. Pewnie to jego matka. Moje rozważania przerwał ciepły głos.
- Chodź, pokażę ci gdzie co jest. Czuj się jak u siebie.
Pewnie chwycił mnie za rękę. Powoli wstałam. Najpierw skierowaliśmy się do salonu. Połowa jednej ze ścian była wyłożona oknami. Spodobało mi się to. Naprzeciw stały półki z medalami i statuetkami, bardzo podobne do tych w domu Hendrika. Na środku był stół otoczony kanapą i pufami. Ściany koloru jasnej zieleni dawały poczucie bezpieczeństwa.
Po zwiedzeniu reszty pomieszczeń został tylko jeden pokój. Jego pokój. Nie chciałam tam wchodzić. Powiedziałam, że jestem zmęczona i wróciłam do siebie. Kładąc się na łóżku miałam mętlik w głowie. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam...
Od mojego przyjazdu minął tydzień. Dziwny tydzień. Mało rozmawialiśmy, często siedzieliśmy przytuleni na kanapie w salonie, każde pogrążone w swoich myślach.
Pewnej nocy nie mogłam spać. Miałam przeczucie, że stanie się coś niezwykłego. Cicho wstałam i poszłam do kuchni. Po wypiciu szklanki soku brzoskwiniowego coś kazało mi udać się do salonu. Na parapecie (takim ,jak mój) siedział Lowie z twarzą w dłoniach. Płakał... Powoli podeszłam do niego i położyłam dłonie na barkach. Chłopak obrócił się, dopiero teraz zauważając mnie. Weszłam na parapet, usiadłam pomiędzy jego nogami i oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie w pasie i położył głowę na czubku mojej. Poczułam łzy moczące moje włosy...
- Co się dzieje ? Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić...
- Lena... Ja nie dam rady... Proszę pomóż mi...
Lowie rozpłakał się na dobre. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. Niebiesko-szare, zwykle przepełnione chłodem, teraz smutne, na granicy rozpaczy...
Wyplątałam rękę z jego objęć i pogłaskałam kciukiem po policzku, czując kilkudniowy zarost. Libero przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
- Dzisiaj mija rok od śmierci mojej matki. Ona... zginęła w wypadku samochodowym. Ktoś brutalnie pozbawił mnie najważniejszej osoby w życiu, rozumiesz ?! Tamta dziewczyna... Lena, ona wyglądała bardzo podobnie do ciebie. Chciałem zemsty. Rozumiesz ? Tylko to się liczyło. Mama jako jedyna przejmowała się mną. Ojciec w ogólne mnie nie akceptował. Interesowały go tylko pieniądze. Przepraszam...
- Cii, nic nie mów.
- Ale...
- Wybaczyłam ci już w szpitalu.
Lowie delikatnie podniósł mnie i położył na swoich biodrach. Jedną ręką objęłam go a drugą wplotłam w jego jasnobrązowe włosy. Siedzieliśmy tak kilka godzin. Poczułam, że Lowie chwyta mnie pod kolanami i w pasie. Nic nie mówiąc przeniósł mnie do swojego pokoju, w którym byłam pierwszy raz.
- To Lily, moja mama. - Pokazał mi zdjęcie tej kobiety z kuchni.
- Jesteście bardzo podobni. Lowie... Nie smuć się. Ona by tego nie chciała.
- Chodźmy już spać.
Nim zdążyłam coś powiedzieć ułożył mnie pod kołdrą i sam położył się obok. Delikatnie objął mnie w pasie. Zamknęłam oczy i kładąc głowę na jego torsie życzyłam mu dobrej nocy. Pocałował mnie w czubek głowy i zasnęliśmy.

/Lowie/
Ona jest wyjątkowa. Jedyna. Niezastąpiona...
Kiedy wszedłem do domu po treningu na stole w kuchni zauważyłem kartkę pokrytą ładnym, drobnym pismem.
Lowie...
Przepraszam. Boję się... Boję się swoich uczuć.
Proszę, nie szukaj mnie.
Lena
To był impuls...

/Obserwator/

Chłopak wrzucił do torby parę ubrań, dokumenty, pieniądze. Trzymając w ręku skrawek kartki, wybiegł pospiesznie zamykając mieszkanie. W ciągu 20 minut był w samolocie do Łodzi. "Tylko tam ma rodzinę" myślał. Zmęczony emocjami zasnął. Kiedy samolot lądował chłopak obudził się. Jako pierwszy wybiegł z pokładu. Szybkim krokiem wszedł do jubilera. Z czerwonym pudełkiem w ręku złapał pierwszą taksówkę i podał adres.
Był spokojny. Czuł, że dzisiejszego dnia nigdy nie zapomni. Kiedy delikatnie uchylił czarną bramę zobaczył ją. Jego miłość. Siedziała na huśtawce, w białej sukience i wianku na marchewkowo rudych włosach, lekko bujana przez wiatr. Bezszelestnie podszedł od tyłu i zasłonił jej oczy. Była zdziwiona na jego widok, ale w oczach miała iskierki szczęścia. Chłopak klęknął przed nią i powiedział:
- Lena... Wyjdziesz za mnie ?
- Tak...


__________________________________
Koniec. Co więcej by napisać... Nie jestem do końca zadowolona z epilogu, ale nic lepszego już nie napiszę. Pisząc tę historię często miałam łzy w oczach. A pisząc te słowa wreszcie znalazły one swoje ujście. Dziękuję Wam. Bez Was ta historia nie miałaby sensu. Dziękuję za każde miłe słowo, komentarz. Nie wiem, czy wrócę do blogowego świata jako autorka. Jestem jednak otwarta na propozycje. Gdyby ktoś chciał jeszcze zostawić symboliczny komentarz, opinię o całej historii... Wiecie, co robić.

Do zobaczenia :"