środa, 24 grudnia 2014

Epilog

/Lowie/

To, co powiedziała wstrząsnęło mną. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Było mi po prostu wstyd, że tak się zachowywałem. Od tamtej rozmowy pomiędzy mną a Leną wytworzyła się jakaś więź. Przez kolejny tydzień odwiedzałem ją w szpitalu. Postanowiłem, że po wyjściu zamieszka u mnie, w tamtym domu nie  czułaby się bezpiecznie.
Zabrałem ją ze szpitala. Kiedy niepewnie otwierała drzwi, uśmiechnąłem się zachęcająco.

/Lena/

Nie wiem, dlaczego mu powiedziałam. Nie wiem czy powinnam była to robić. Ale już za późno... Chciałam jak najszybciej zapomnieć o ostatnich 3 tygodniach. O tym. że zamieszkam z Lowiem dowiedziałam się po wypisie. Nie protestowałam. Z jednej strony ciągnęło mnie do niego, ale z drugiej miałam pewne obawy. Że wszystko się powtórzy...
Weszłam do przestronnej kuchni w jego mieszkaniu. Usiadłam na krześle i czekałam. Rozglądając się zauważyłam zdjęcie kobiety. Była bardzo podobna do Lowiego, miała ten sam uśmiech i oczy. Pewnie to jego matka. Moje rozważania przerwał ciepły głos.
- Chodź, pokażę ci gdzie co jest. Czuj się jak u siebie.
Pewnie chwycił mnie za rękę. Powoli wstałam. Najpierw skierowaliśmy się do salonu. Połowa jednej ze ścian była wyłożona oknami. Spodobało mi się to. Naprzeciw stały półki z medalami i statuetkami, bardzo podobne do tych w domu Hendrika. Na środku był stół otoczony kanapą i pufami. Ściany koloru jasnej zieleni dawały poczucie bezpieczeństwa.
Po zwiedzeniu reszty pomieszczeń został tylko jeden pokój. Jego pokój. Nie chciałam tam wchodzić. Powiedziałam, że jestem zmęczona i wróciłam do siebie. Kładąc się na łóżku miałam mętlik w głowie. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam...
Od mojego przyjazdu minął tydzień. Dziwny tydzień. Mało rozmawialiśmy, często siedzieliśmy przytuleni na kanapie w salonie, każde pogrążone w swoich myślach.
Pewnej nocy nie mogłam spać. Miałam przeczucie, że stanie się coś niezwykłego. Cicho wstałam i poszłam do kuchni. Po wypiciu szklanki soku brzoskwiniowego coś kazało mi udać się do salonu. Na parapecie (takim ,jak mój) siedział Lowie z twarzą w dłoniach. Płakał... Powoli podeszłam do niego i położyłam dłonie na barkach. Chłopak obrócił się, dopiero teraz zauważając mnie. Weszłam na parapet, usiadłam pomiędzy jego nogami i oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie w pasie i położył głowę na czubku mojej. Poczułam łzy moczące moje włosy...
- Co się dzieje ? Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić...
- Lena... Ja nie dam rady... Proszę pomóż mi...
Lowie rozpłakał się na dobre. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy. Niebiesko-szare, zwykle przepełnione chłodem, teraz smutne, na granicy rozpaczy...
Wyplątałam rękę z jego objęć i pogłaskałam kciukiem po policzku, czując kilkudniowy zarost. Libero przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
- Dzisiaj mija rok od śmierci mojej matki. Ona... zginęła w wypadku samochodowym. Ktoś brutalnie pozbawił mnie najważniejszej osoby w życiu, rozumiesz ?! Tamta dziewczyna... Lena, ona wyglądała bardzo podobnie do ciebie. Chciałem zemsty. Rozumiesz ? Tylko to się liczyło. Mama jako jedyna przejmowała się mną. Ojciec w ogólne mnie nie akceptował. Interesowały go tylko pieniądze. Przepraszam...
- Cii, nic nie mów.
- Ale...
- Wybaczyłam ci już w szpitalu.
Lowie delikatnie podniósł mnie i położył na swoich biodrach. Jedną ręką objęłam go a drugą wplotłam w jego jasnobrązowe włosy. Siedzieliśmy tak kilka godzin. Poczułam, że Lowie chwyta mnie pod kolanami i w pasie. Nic nie mówiąc przeniósł mnie do swojego pokoju, w którym byłam pierwszy raz.
- To Lily, moja mama. - Pokazał mi zdjęcie tej kobiety z kuchni.
- Jesteście bardzo podobni. Lowie... Nie smuć się. Ona by tego nie chciała.
- Chodźmy już spać.
Nim zdążyłam coś powiedzieć ułożył mnie pod kołdrą i sam położył się obok. Delikatnie objął mnie w pasie. Zamknęłam oczy i kładąc głowę na jego torsie życzyłam mu dobrej nocy. Pocałował mnie w czubek głowy i zasnęliśmy.

/Lowie/
Ona jest wyjątkowa. Jedyna. Niezastąpiona...
Kiedy wszedłem do domu po treningu na stole w kuchni zauważyłem kartkę pokrytą ładnym, drobnym pismem.
Lowie...
Przepraszam. Boję się... Boję się swoich uczuć.
Proszę, nie szukaj mnie.
Lena
To był impuls...

/Obserwator/

Chłopak wrzucił do torby parę ubrań, dokumenty, pieniądze. Trzymając w ręku skrawek kartki, wybiegł pospiesznie zamykając mieszkanie. W ciągu 20 minut był w samolocie do Łodzi. "Tylko tam ma rodzinę" myślał. Zmęczony emocjami zasnął. Kiedy samolot lądował chłopak obudził się. Jako pierwszy wybiegł z pokładu. Szybkim krokiem wszedł do jubilera. Z czerwonym pudełkiem w ręku złapał pierwszą taksówkę i podał adres.
Był spokojny. Czuł, że dzisiejszego dnia nigdy nie zapomni. Kiedy delikatnie uchylił czarną bramę zobaczył ją. Jego miłość. Siedziała na huśtawce, w białej sukience i wianku na marchewkowo rudych włosach, lekko bujana przez wiatr. Bezszelestnie podszedł od tyłu i zasłonił jej oczy. Była zdziwiona na jego widok, ale w oczach miała iskierki szczęścia. Chłopak klęknął przed nią i powiedział:
- Lena... Wyjdziesz za mnie ?
- Tak...


__________________________________
Koniec. Co więcej by napisać... Nie jestem do końca zadowolona z epilogu, ale nic lepszego już nie napiszę. Pisząc tę historię często miałam łzy w oczach. A pisząc te słowa wreszcie znalazły one swoje ujście. Dziękuję Wam. Bez Was ta historia nie miałaby sensu. Dziękuję za każde miłe słowo, komentarz. Nie wiem, czy wrócę do blogowego świata jako autorka. Jestem jednak otwarta na propozycje. Gdyby ktoś chciał jeszcze zostawić symboliczny komentarz, opinię o całej historii... Wiecie, co robić.

Do zobaczenia :"

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 12

/Lowie/

Mieszkanie dziewczyny było w opłakanym stanie. Porozrzucane rzeczy leżały wszędzie. Lena siedziała w całym tym bałaganie, przypatrując się ścianie z napisem "Ty będziesz następna suko ". Zadzwoniłem na policję a następnie podszedłem do dziewczyny.
- Wszystko w porządku ? Nic ci ni...
- Nie! Nic nie jest w porządku! Odczep się wreszcie ode mnie! - Lena wstała. Nie była w stanie się opanować. - Co a ci zrobiłam ? Nie wiesz jak to jest! Nigdy tego nie zrozumiesz! Nigdy nic podobnego cię nie spotka!
Dziewczyna wybiegła z mieszkania wprost pod samochód.
- Lena uważaj!
Było za późno. Kierowca samochodu odjechał. Podbiegłem do dziewczyny i usiadłem na zakrwawionym asfalcie. Przecież to moja wina... Drżącymi dłońmi wybrałem numer pogotowia. Łzy stanęły mi w oczach. 'Co ja zrobiłem?' Próbowałem ją ocucić...Bezskutecznie. Była taka drobna, cała blada. Jakby miała się rozsypać przez najlżejszy podmuch wiatru. Zrozumiałem, że to nie mogła być ONA. 'Była taka niewinna...To moja wina. To ja doprowadziłem ją do takiego stanu.' Łzy ukradkiem wypłynęły z kącików oczu. 'Muszę to odkręcić. Muszę się nią zaopiekować.' Usłyszałem wycie syreny. Pół minuty później przyjechało pogotowie. Delikatnie przenieśli ją na łóżko. Wstałem i urywanym głosem spytałem:
- Czy ona... Ona wyjdzie z tego ? Panie doktorze...
- Kim pan jest dla tej dziewczyny ? - Lekarz spojrzał na mnie znad okularów. Chwila niepewności ciągnąca się niczym wieczność...
- Jestem chłopakiem Leny. W okolicy nie ma bliższej rodziny. Proszę mi powiedzieć....
- Natychmiast musimy przetransportować ją do szpitala, tam będzie wiadomo więcej. Rozumiem, że jedzie pan z nami ?
- Oczywiście.
Siedziałem obok niej, kurczowo trzymając jej lodowato zimną dłoń. Miałem wrażenie, że niknie w oczach. Biłem się z myślami. 'Może wybaczy mi to kłamstwo... Ale ktoś musi się nią teraz zająć, ona nie może zostać sama po tym co jej zrobiłem.'  Dojechaliśmy do szpitala, gdzie od razu zabrali Lenę na jakieś badania. Kręciłem się w te i z powrotem przed recepcją. Pielęgniarka siedząca za biurkiem spojrzała na mnie i ciepło się uśmiechnęła.
- Proszę być dobrej myśli, nie z takich rzeczy się wychodzi. Trzeba mieć tylko wsparcie kogoś bliskiego.
Uspokoiły mnie słowa kobiety. Usiadłem na jednym z krzeseł i patrzyłem na ścianę. Nie zauważałem niczego dookoła. Byłem pogrążony w myślach, prawie w transie. Nagle ocknąłem się. Nade mną stało dwóch policjantów.
- Pan Stuer ? Chcielibyśmy pana przesłuchać w sprawie włamania do domu pani Leny van der Hooven. Jest pan w stanie teraz rozmawiać ?
- Tak. Czy musimy jechać na komisariat ? Chciałbym być przy Lenie.
- Myślę, że nie ma takiej konieczności. Siostro, czy znajdzie się jakiś wolny pokój ? Dosłownie na pół godziny.
Przeszliśmy do jednej z sal. Złożyłem zeznania, podałem adres mieszkania dziewczyny i wyszedłem. Na korytarzu stał lekarz prowadzący Lenę.
- Panie doktorze ! Wiadomo cokolwiek ? Czy to coś poważnego ?
- Na szczęście nie. Straciła dużo krwi, ma złamaną rękę. Niestety konieczna będzie operacja. Czy wyraża pan zgodę ?
- Oczywiście. - Lekarz podsunął mi jakiś papier. Szybko nabazgrałem podpis. - Panie doktorze, czy ja mogę ją zobaczyć ?
- Może pan, ale ona jest nieprzytomna. Leży za rogiem, pierwsze drzwi po lewo.
- Dziękuję.
Szybkim krokiem przeszedłem korytarz. Otworzyłem drzwi do sali. Lena leżała na białej pościeli. Prawie zlewała się z nią. Usiadłem obok jej łóżka i delikatnie wziąłem jej dłoń. Dalej była chłodna. Wyglądała tak krucho... Przypatrywałem się jej uważnie. Dopiero teraz zauważyłem jej długie, czarne rzęsy, schowane za opadającą grzywką. Mały, lekko zadarty nosek, blade policzki. Była naprawdę ładna, naturalna. Miała w sobie to coś.
Nagle skrzypnęły drzwi. Do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Niech pan idzie odpocząć. To był ciężki dzień. Zabieramy Lenę na blok operacyjny. Może pan przyjść jutro.
Posłuchałem doktora. Ostatni raz spojrzałem na nią.
- Proszę się nie martwić, dziewczyna jest pod dobrą opieką.
Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się do swojego mieszkania. Jedząc pospieszną kolację przypomniałem sobie, że przecież Hendrik nic nie wie o wypadku. Szybko wystukałem jego numer. Słyszałem w jego głosie wyraźną troskę o Lenę. Po rozmowie z atakującym wziąłem szybki prysznic i położyłem się, niemal od razu zasypiając. Słabo spałem, miałem koszmary. Śniło mi się, że dziewczyna umarła przeze mnie... Gwałtownie obudziłem się oblany zimnym potem. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał 7 rano. Szybko ubrałem się i prawie pobiegłem do szpitala.
Cicho wszedłem do sali. Lekarz obrzucił mnie wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Nic nie powiedział i wyszedł. Na łóżku Leny była kartka z napisem "Wszystko będzie dobrze. Operacja powiodła się." Po przeczytaniu łzy stanęły mi w oczach. Usiadłem obok niej. W pamięci rejestrowałem każdy szczegół jej wyglądu. Długie, rude włosy, teraz spięte na czubku głowy w koka, z którego delikatnie wysuwał się pojedynczy kosmyk. Zamknięte oczy, ledwie widoczne zmarszczki przy kącikach. Cienie pod nimi, przysłonięte rzęsami. Ciągle blade policzki, małe, wąskie usta w bladoróżowym kolorze. Zaniepokoiły mnie blizny na podbródku. Wziąłem jej zdrową rękę. Na nadgarstku i zgięciu łokcia miała podobne znamiona. Nie wiedziałem co o tym sądzić. W takim stanie siedziałem prawie pięć godzin. Byłem wyczerpany psychicznie. Cały czas obwiniałem się o ten wypadek. Nagle poczułem delikatny ruch jej zdrowej ręki. Szybko ocknąłem się i spojrzałem na Lenę. Niebieskie oczy tak przepełnione smutkiem...
- Nie chcę nikogo widzieć. Powiedz im, żeby nie przychodzili. I... Wyjdź.
Wyszedłem. Jednocześnie smutny i szczęśliwy. Po przyjściu do mieszkania po prostu położyłem się i zasnąłem. Nie wiem, ile wtedy spałem, bardzo długo. Pierwszy raz od paru dni zjadłem posiłek w całości. Wróciłem do szpitala, pomimo jej próśb. Nie mógłbym sobie potem wybaczyć, że zostawiłem ją samą.
Leżała zawinięta w kłębek. Nie zwróciła na mnie uwagi. Widziałem jak z jej oczu spływają pojedyncze łzy. Kucnąłem na podłodze, tak żeby mieć jej twarz przed swoimi oczami. Kiedy próbowałem zetrzeć łzy, powstrzymała mnie krótkim, lecz stanowczym ruchem ręki. Zaakceptowałem jej wybór. Usiadłem na podłodze naprzeciw niej. Nie wiedziałem, który raz z rzędu przyglądałem się jej. Byliśmy w jednej sali, ale w swoich światach. Po kilku godzinach wstałem, delikatnie pocałowałem Lenę w czoło i wyszedłem. W taki sam sposób spędziłem następne dwa dni. Trzeciego dnia nie mogłem już patrzeć na jej płacz. Delikatnie obróciłem jej głowę i wytarłem spływającą łzę. Nie odtrąciła mnie. Spojrzała tylko głęboko, dając mi coś do zrozumienia. Ból... Bił od niej ból, nie tylko fizyczny ale i psychiczny. Był tak duży, że w podświadomości odczułem go. Powoli wstałem z podłogi. Rzuciłem wzrokiem na łóżko. Było na tyle duże, że pomieściło dwie osoby. A właściwie półtora - Lena była taka krucha, drobna... Położyłem się obok niej i objąłem ramieniem. Na lewym barku poczułem niewielki ciężar jej głowy. Ciepłe łzy moczyły koszulkę. Nie zwracałem na nie uwagi. Otoczyłem ją drugą ręką. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Chciałem, żeby poczuła się bezpieczna. Wtuliła się mocniej. Leżeliśmy kilka godzin. Potem powoli wygrzebałem się z oplatających mnie nóg dziewczyny. Ponownie zawinęła się w kłębek.
- Wrócisz ?
- Wrócę. Obiecuję. Odpoczywaj.
W mieszkaniu położyłem się na łóżku i wbiłem spojrzenie w sufit, utwierdzając się w przekonaniu, że to nie mogła być ONA. Wstałem, zjadłem kolację i poszedłem pod prysznic. Po umyciu się coś mnie tknęło. Wróciłem do kuchni i przygotowałem jakieś jedzenie dla Leny. Ona musi teraz dużo jeść, musi wyzdrowieć. Z tą myślą zasnąłem.
Następnego dnia w szpitalu próbowałem ją karmić, ale zjadła tylko 3 brzoskwinie. Tak jak poprzedniego dnia, położyłem się obok. Dzisiaj nie płakała. Patrzyła smutno w tylko sobie znany punkt. Chciałem zostać z nią cały dzień.
- Zaraz wrócę.
Poszedłem do bufetu szpitalnego i zjadłem jakąś drożdżówkę. Wyszedłem na chwilę na zewnątrz i zauważyłem piękny jaśmin kwitnący przy wejściu. Nieświadomie zerwałem kilka gałązek. Z kwiatami w rękach ponownie wszedłem do sali. Kiedy Lena zobaczyła jaśmin, jakby ożywiła się. Gestem przywołała mnie. Wzięła jedną gałązkę i wsadziła nos pomiędzy płatki. Przymknęła oczy i z ledwo widocznym uśmiechem powąchała kwiat. Oddała mi łodyżkę. Na czubku nosa osiadł jej żółty pyłek. Delikatnie strąciłem go. Dziewczyna podniosła kącik ust i poklepała miejsce obok siebie. Odłożyłem jaśmin i usadowiłem się po prawej stronie łóżka. Lena wyłożyła swoje nogi na moje i oparła głowę na barku. Objąłem ją delikatnie. Dziewczyna bawiła się kosmykiem włosów. Widać było, że intensywnie zastanawia się nad czymś. Siedzieliśmy tak przez pół godziny. Nagle odezwała się. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to co usłyszę, zmieni całe moje zdanie o Lenie.
- Ja... Muszę Ci coś powiedzieć. Nie przerywaj mi, proszę. Od czego by zacząć... Pięć lat temu wydarzyło się coś co zmieniło całe moje życie. Które nie było cudowne i usłane różami. Pierwsze co pamiętam w całości to wizyta u lekarza. Miałam wtedy 5 lat. Pamiętam smutnego chłopaka siedzącego w poczekalni. Miał odrapane ręce, nogi, szyję... Ogólnie wszystko. Było mi go żal. A potem weszliśmy do gabinetu. I diagnoza - wyrok. Atopowe zapalenie skóry z uczuleniem. Pamiętam, że patrzyłam na zgięcia łokci i widziałam identyczne zadrapania co u tego chłopca. On chyba to widział bo tylko życzył mi szczęścia w życiu. Ale ono zupełnie nie trzymało się mnie. Po wizycie moi rodzice trzymali mnie na dystans. Chyba tylko próbowali być przy mnie. Z mojej perspektywy wyglądało to inaczej... Zupełnie jakby przestali mnie kochać. Z początku tego nie zauważałam, ale z czasem ciężko było to przeoczyć. Interesowali się tylko moją starszą siostrą. W szkole też nie było lekko. Praktycznie cały czas siedziałam sama. Zamknęłam się, nie dopuszczałam do siebie nikogo. Zresztą, i tak nikt się mną nie interesował. Tak żyłam przez 5 lat. Mając 10 lat wydarzyło się kolejne nieprzyjemnie wspominane przeze mnie wydarzenie. Kolejna wizyta u lekarza, kolejny wyrok. Astma. Rodzice stwierdzili, że dam sobie sama radę. Przecież mam już 10 lat. Interesowały ich tylko pieniądze z mojego stypendium, które dostawałam za dobre oceny. Ciągle słyszałam "Megi potrzebuje pieniędzy, ty nie " albo "Megi to, Megi tamto". Miałam tego serdecznie dosyć. W szkole było coraz gorzej. Otwarcie byłam obiektem żartów. Każde wyjście z domu równało się z kpinami na temat wyglądu. Wuefy kończyły się półgodzinnym dochodzeniem do siebie w szkolnej toalecie. W tym okresie odkryłam Green Day -  mój ulubiony zespół. Przemówiły do mnie teksty ich piosenek. Były przepełnione smutkiem, takie prawdziwe... Cały czas byłam sama. Ciężko było mi dojrzeć w ciągu kilku miesięcy. Ale musiałam. Wolałam jednak samotność niż fałszywe zainteresowanie. Nikt by mnie nie zrozumiał. Rodzice tylko potrafili krytykować. Kiedy miałam 12 lat bardzo poważnie zastanawiałam się nad samobójstwem. Wydawało mi się to najlepszą opcją. Miałam dość udawanej troski, litości. Czułam się osaczona. Fałszywi przyjaciele, "kochający" rodzice... Ciągle zdawałam sobie pytanie, dlaczego to wszystko musiało spotkać akurat mnie ? Czemu to nie mógł być ktoś inny ? Pół roku później zaczęłam się ciąć. Tak, to było głupie, ale dawało chwilową ulgę. Rodzice zwrócili na mnie uwagę, bo miałam gorsze oceny. Robili mi awantury, wyzywali. Wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę nigdy ich nie kochałam. Nigdy nie dostałam od nich żadnego wsparcia. Byli mi obcy. Chciałam uciec stamtąd. Przez kolejne pół roku planowałam wszystko. Niepostrzeżenie wynosiłam swoje ubrania, ważne dla mnie przedmioty. Dopięłam swego. Nadszedł dzień 13 urodzin. Dzień wyzwolenia. Po szkole szybko wróciłam do domu. Nie wiedziałam, że czeka mnie najgorsze. Od progu dopadli mnie rodzice. Zrobili mi kolejną awanturę. Dowiedzieli się. Byli w moim pokoju. Nie spodziewałam się jednak tego... Matka po prostu uderzyła mnie. To przeważyło. Wzięłam ostatnią torbę, wygarnęłam tamtym ludziom wszystko, co leżało mi na sercu i wybiegłam. Miałam swoją kryjówkę nad pobliską rzeką, w domku na drzewie. Było mi obojętne, co się stanie. Nie chciałam już żyć. Miałam ostatni raz słyszeć moją ulubioną piosenkę, wykonać ostatnie cięcie... Już stałam nad brzegiem rzeki. Łzy zamazywały mi obraz. W oddali było słychać jakieś krzyki. Nie zwracałam na nie uwagi. Ostatni raz unosiłam rękę z żyletką... I wtedy przybył On. Hendrik Tuerlinckx. Czułam za sobą jego obecność. Odwróciłam się i zamarłam. To co zobaczyłam w jego oczach... Troska, ból. Nie litość. Miłość... Wypuściłam żyletkę z dłoni, a on po prostu mnie przytulił. Staliśmy tak przez kilka sekund, które były najlepszymi w moim życiu. W oddali zobaczyłam dwóch chłopaków, Matthijsa i Rubena. Kiedy podeszli, widziałam, że są równie przejęci co Hendrik. Wiedziałam jedno - oni na pewno mnie nie zostawią. Mimo tego, że mieli kolejno 21, 20 i 18 lat, byli bardzo dojrzali. Razem z nimi pojechałam do Roeselare. Hendrikowi bez problemu sąd przyznał opiekę nade mną. Stopniowo wychodziłam na prostą. Cała trójka bezustannie troszczyła się o mnie. Czułam bijącą od nich miłość. Z czasem stali się dla mnie prawdziwą rodziną, jakiej nigdy wcześniej nie miałam... Byłam kochana, kochałam. Spełniłam swoje marzenia... I nagle wszystko się posypało. Hendrik został ojcem, Ruben miał dziewczynę. Matthijs... On był przy mnie, lecz czułam, że stanie się coś nieoczekiwanego. Niekoniecznie dobrego. Koszmary przeszłości ciągnęły się za mną przez ostatni rok. Twoje zachowanie... Tak, to bolało. Bardzo. A teraz... Ja nie wiem. Nie wiem, co będzie dalej...
Lena zamilkła. Ja też nie wiedziałem co powiedzieć. Przytuliłem ją mocniej, wyklinając się w myślach.
- Idź już, proszę. I ty i ja mamy dużo do przemyślenia...  


___________________________
Witajcie. Przepraszam za to wyżej. Dziękuję za komentarze. Do epilogu, który pojawi się w nieokreślonej przyszłości...


Knack Roeselare - filmik promocyjny na sezon 2014/2015

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 11

/Lena/

Do egzaminów zostało jeszcze tylko 19 godzin. Trochę się denerwowałam. Od czasu kłótni z Lowiem jestem w ponurym nastroju. Dlaczego Matthijs nie powiedział mi wcześniej ? Od dwóch dni praktycznie nie wychodziłam z domu, odcięłam się od świata. Wyłączyłam telefon, chciałam mieć święty spokój. Zegar wybił 15, wytrącając mnie z rozmyślań. Zjadłam jogurt brzoskwiniowy i poszłam spać.
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła i głuche dudnienie z mieszkania wyżej. Zerwałam się z łóżka i poszłam do kuchni. Pozbierałam szczątki szklanki i spojrzałam na zegar. Zaspałam ! Szybko ubrałam się, uczesałam i popędziłam na autobus. Wysiadłam przed doskonale znaną mi uczelnią. O dziwo nie byłam zdenerwowana. Spokojnym krokiem weszłam do gabinetu egzaminatorów...
Po trzech godzinach byłam świeżo upieczoną panią weterynarz. Ulżyło mi, cały stres związany ze studiami miałam za sobą. Byłam po prostu szczęśliwa. Pierwszy raz od trzech dni włączyłam telefon. 20 nieodebranych połączeń, które od razu usunęłam. Wróciłam do mieszkania, włączyłam muzykę i świętowałam swój sukces. Pierwszy raz od wielu dni nie martwiłam się niczym. Czułam się wspaniale. Około 16 zadzwonił Hendrik. Odebrałam i obiecałam, że przyjdę. O 16:30 byłam w mieszkaniu Tuerlinckxsów. Helen za miesiąc miała rodzić. Atakujący był w związku z tym trochę zestresowany, ale szczęśliwy. Ogólnie atmosfera tego mieszkania nie pozostawiała nic do życzenia.
- A jak twoje studia Lena ? Dajesz radę ?
- Od dziś możesz do mnie pani weterynarz. - Uśmiechnęłam się. - Rano zdałam egzaminy.
- Co dalej ? Masz jakieś plany ?
- Jeszcze nie. - Zamyśliłam się. - Na pewno polecę do Polski trochę odpocząć. A tak w ogóle to co się dzieje w klubie ?
- Za tydzień wyjeżdżamy na Antwerpi na finały. Mam nadzieję, że będziesz nam kibicować.
- Wątpisz ? - Uniosłam lekko brwi.
- Niee, upewniam się tylko. Wiesz, że Lowie na wczorajszym treningu zwichnął kostkę ?
- Dobrze mu tak... To znaczy nie ! Stop, wróć! Chodziło mi o to, że dobrze, że Stijnowi nic nie jest.
Kiedy to usłyszałam, poczułam cichy głosik mściwej satysfakcji...ale też jakby... zmartwienie ? O 19 wróciłam do mieszkania. Wykąpałam się i ciągle w świetnym nastroju obejrzałam "Goście, goście". Dawno nie śmiałam się tyle razy w tak krótkim czasie. Po seansie poszłam spać.
Kilka następnych dni spędziłam na gruntownym sprzątaniu każdego zakamarka mojego mieszkania. Świetny humor zaczynał mnie jednak opuszczać - znowu miałam dziwne sny, w dodatku odnalazłam rzeczy przypominające mi o przeszłości. W akcie desperacji wszystkie te przedmioty spłonęły nad "moim" jeziorkiem. Posiedziałam tam wpatrując się w nieruchomą taflę wody. Wszystkie szczęśliwe chwile migały mi przed oczami. Poczułam straszną pustkę... Brakowało mi Rubena, Matthijsa, naszych wygłupów i różnych przypałów. Postanowiłam, że po ich powrocie z Antwerpii porozmawiam z nimi.
Wróciłam do domu ze spokojem wewnętrznym, pogodzona z losem. Przeglądnęłam facebooka, wzięłam długą kąpiel i o 23 poszłam spać.
Następnego dnia Knack wyjeżdżał do Antwerpii. O 12 na rynku było oficjalne pożegnanie siatkarzy. Nie chciałam brać udziału w tej szopce, nie miałam na to nastroju. No i nie chciałam widzieć niektórych osób... Ostatnia noc była straszna - miałam kolejny dziwny sen. Coś o kłótni, wypadku... To było okropne. Otrząsając się z nocnych strachów wstałam i zjadłam szybkie śniadanie. O 11 wyszłam z mieszkania. Postanowiłam pożegnać się nieoficjalnie z Hendrikiem. Kiedy weszłam, przypomniały mi się wcześniejsze lata - za każdym razem wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Od rana atakujący biegał z różnymi częściami swojej garderoby po całym mieszkaniu. Atmosfera wyjazdu była wyczuwalna na każdym kroku. Jednak w tym chaosie Hendrik pamiętał o mnie i o Helen.
-  Helen, no leż...Nie dyskutuj, przecież nie wolno ci się przemęczać! Czekaj, nie ruszaj się, idę otworzyć. O, cześć Lenka, co tam u Ciebie ?
- Wszystko dobrze. - Minus jeden do uczciwości. - Denerwujesz się ?
- Nawet nie, pierwszy sezon był zdecydowanie gorszy niż ten. Myślałem, że przyjdziesz na oficjalne pożegnanie. Czy jest coś o czym nie wiem ?
- (Tak, aż za dużo.) Nie, wszystko w porządku. Przecież doskonale wiesz, że nie lubię tłumów. I właśnie dlatego przyszłam się pożegnać teraz. Nie cieszysz się ?
- Chodź tu głuptasie i nie opowiadaj niemądrych rzeczy. - Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Czułam się jak mała dziewczynka... Pierwszy raz od kilku dni.- Oczywiście, że się cieszę. Kibicuj nam z całych sił. Z twoim dopingiem na pewno wygramy, ba! Musimy wygrać!
- Dobra, dobra, już mi nie słódź. Pomóc ci w czymś ? Zresztą - po co pytam, jak co roku jesteś nieogarnięty i nie ma ci kto pomóc. Czego jeszcze nie spakowałeś ?
- Na piętrze mam koszulę z kołnierzykiem, koszulki do chodzenia i parę innych rzeczy. Za chwilkę ci je przyniosę, bo mi jakoś nie chcą się zmieścić do walizki.
Kiedy atakujący znosił ubrania, zerknęłam do ich wspólnej sypialni. Obok łóżka stało małe, białe łóżeczko dla dziecka. Nie wiedziałam dlaczego, ale rozczulił mnie ten widok. Będą dobrymi rodzicami.
Uporałam się ze stertą ubrań siatkarza, przekazałam życzenia szczęścia całej drużynie i wyszłam. Spacerowałam po okolicy do późnego popołudnia, nie myśląc o niczym. Z transu wyrwał mnie burczący brzuch - od śniadania praktycznie nic nie jadłam. Szybko dotarłam do domu, zjadłam ryż z jogurtem brzoskwiniowym i wykąpałam się. Postanowiłam napisać do Maćka, dawno nie rozmawialiśmy. Popisaliśmy trochę, opowiedziałam mu co się u mnie ostatnio działo i zapewniłam, że niedługo przyjadę.
Następnego dnia głównie kręciłam się bez celu po domu. O 18 zaczynał się finał. Czekałam z niecierpliwością na pierwszy gwizdek. Trochę denerwowałam przed meczem - bałam się, że któryś z moich przyjaciół będzie kontuzjowany. Jednak żadne czarne scenariusze nie sprawdziły się. Drużyna z Roeselare wygrała w trzech setach, w każdym Antwerpia nie przekroczyła granicy 20 punktów. Cieszyłam się do telewizora jak głupia, skakałam, tańczyłam. Obejrzałam ceremonię dekoracji i zmęczona padłam na łóżko, od razu zasypiając. Tej nocy miałam kolejny sen. Zapamiętałam szpital, jakieś urządzenia medyczne i siedzącego chłopaka. Miał twarz ukrytą w dłoniach, przez palce ciekły mu łzy. Wyglądał na ogólnie załamanego. Nagle obraz zamazał się i z masy kolorów zaczął odsłaniać się kolejny. Ten sam chłopak z jakąś dziewczyną siedział na huśtawce w pięknym ogrodzie. Był jednak trochę starszy. Nie pamiętam dalszej części, znów obraz się zamazał.
Rano obudziłam się dość wcześnie. Byłam rozkojarzona, średnio kontaktowałam. Przejrzałam ubrania i doszłam do wniosku, że nie mam się w co ubrać. Postanowiłam iść na zakupy. Było na tyle wcześnie, że zdążyłam się spokojnie ogarnąć. Chciałam iść do galerii handlowej w sąsiednim mieście. Wsiadłam do autobusu i po pół godzinie byłam na miejscu. Chodziłam od sklepu do sklepu, przeglądałam całe sterty ubrań, lecz nic nie znalazłam. Zrezygnowana wróciłam do Roeselare. Spokojnym krokiem szłam od dworca do mieszkania.
To, co zobaczyłam, wprawiło mnie w stan głębokiej rozpaczy. Drzwi od mieszkania były wyważone do wewnątrz. Na podłodze walały się moje ubrania, pamiątki. Notatki ze studiów były porozrywane. Jednak najbardziej dobiły mnie szczątki mojego pamiętnika. Z oczu zaczęły płynąć łzy. Weszłam do sypialni. Wszystko było z okropnym stanie. Zauważyłam również brak laptopa. Przeszłam do kuchni. Na płytkach leżały rozbite naczynia, porozrzucane sztućce. Zniknął mój ulubiony kubek, najważniejsza rzecz od Hendrika. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nagle na ścianie zauważyłam napis wymalowany czerwonym sprayem. "Ty będziesz następna, suko." Sparaliżowana strachem, usiadłam na podłodze i zadzwoniłam do atakującego. Łamiącym się głosem zaczęłam mówić:
- Heendrik, przyjedź, prooszę... Ktoś włamał się do mojego mieszkania...Ja...Jestem przerażona.
- Zaraz kogoś wyślę. Nie ruszaj się z stamtąd.

/Lowie/

Dzisiaj zdjęli mi gips. Pech chciał, że akurat przed finałem skręciłem kostkę. Na szczęście to nic poważnego. Wczoraj kibicowałem chłopakom przed telewizorem. Widząc ich radość z medalu i mnie poprawił się humor. W końcu byliśmy drużyną.
Moją popołudniową drzemkę brutalnie przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałem na komórkę i zmarszczyłem brwi. Wysłuchałem Hendrika i zamarłem w pół kroku. Co takiego ?! Zerwałem się z kanapy kończąc rozmowę, narzuciłem bluzę i jak najszybszym krokiem pognałem do Leny.

/Lena/
Siedziałam na podłodze nie wiedząc co robić. Byłam w totalnej rozsypce. Cisza panująca w mieszkaniu doprowadzała mnie do paniki. Przerwał ją czyjś donośny głos.
- Lena, jesteś tu ? Lena !
- Czego chcesz ? - Spojrzałam na libero ze świeżymi łzami w oczach.
- Wszystko w porządku ? Nic ci ni...
- Nie! Nic nie jest w porządku! Odczep się wreszcie ode mnie! - Wrzeszczałam nerwowo wstając. - Co ja ci zrobiłam ? Nie wiesz jak to jest ! Nigdy tego nie zrozumiesz! Nigdy nic podobnego cię nie spotka!
Wybiegłam z mieszkania. W oddali było słychać czyjś krzyk.
- Lena uważaj!
Ostatnie, co pamiętam to oślepiający błysk światła i ogromna fala bólu....


_________________________________
Kolejny rozdział za mną. Myślę, że następny będzie tym ostatnim. Wszystkie tajemnice zostaną ujawnione, zagadki rozwikłane. Przepraszam za długie oczekiwanie. Komentarze mile widziane.
Do następnego.


      

piątek, 5 września 2014

Rozdział 10

/Lena/

Święta minęły bardzo szybko. Tak samo sylwester, który spędziłam ze słuchawkami i butelką wódki. Odpuściłam na wszystkich frontach. Rano, a właściwie w południe obudziłam się z okropnym kacem i wyrzutami sumienia. Obiecałam mu... Niewiele myśląc wyjęłam następną butelkę i odpłynęłam.

/Matthijs/

Nie odezwała się. Znowu. Coś musiało być nie tak. Wziąłem zapasowe klucze do jej mieszkania, wsiadłem do samochodu i łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe pojechałem.
Po pół godzinie jazdy gwałtownie zahamowałem pod jej domem. Przeskakując po dwa stopnie dotarłem do mieszkania. Nie otworzyła.
Kiedy wszedłem doznałem szoku. W mieszkaniu było duszno, po podłodze walało się rozbite szkło. Znalazłem ją w sypialni. W strasznym stanie. Trzęsącymi się rękami zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechało dość szybko. Od razu wzięli ją na płukanie żołądka. Siedziałem przed salą przez godzinę, dwie, trzy. Wreszcie wyszedł lekarz.
- Czy ja...
- Tak, ale krótko. Jest bardzo słaba.
Zobaczyłem ją. Leżała, jakby martwa na śnieżnobiałej pościeli. Całe ręce, nogi i brzuch z szyją miała pozalepiane opatrunkami. Usiadłem na krześle i rozpłakałem się. Trzymałem jej bladą, zimną dłoń, obwiniając się w duchu. Nagle poruszyła się. Otworzyła oczy i szepnęła 'przepraszam'. Łza spływająca po policzku wsiąknęła w poduszkę.
Drzwi otworzyły się. Koniec wizyty. Pocałowałem ją w czoło i szepnąłem 'pamiętaj, że masz mnie'. Wróciłem do jej mieszkania, wywietrzyłem je i posprzątałem. Pod jej łóżkiem znalazłem zapisaną kartkę z zeszytu.

26.11
Koszmary z przed 5 lat wracają. ONA wraca. Źle śpię, cały czas śnią mi się okropne rzeczy. Mam dość tej wiecznie uśmiechniętej maski. ONA....

Nie mogłem dalej tego czytać. Położyłem kartkę na biurku i wyszedłem z mieszkania.

/Lena/

Znowu. Znowu to zrobiłam. A on i tak przy mnie był. Podziwiałam go.
Z rozmyślań wyrwała mnie kolejna fala bólu na całym ciele. Nie mogłam się ruszyć przez opatrunki, więc z irytacją przygryzłam wewnętrzną część policzka. Po godzinie przyszła pielęgniarka. Zmienili mi kroplówkę, dali jakieś leki. Zasnęłam.

W szpitalu przebywałam jeszcze tydzień. Codziennie odwiedzał mnie Matthijs. Nie pytał o nic, wspierał mnie. W dniu wypisu przyjechał po mnie. Lekarz widząc przyjmującego uśmiechnął się lekko.
- Proszę się nią dobrze opiekować.
- Już ja się o to postaram.
Wyszliśmy przed budynek.
- Matthijs, mamy wszystko ? Halo, ziemia do ciebie. - Cień przemknął po jego twarzy.
- Co? A tak, tak.
- Na pewno?
- Tak...nie byłem pewny, czy zakręciłem wodę w łazience. Chodź, jedziemy. Lekarz mnie zabije jak się przeziębisz teraz.

/Matthijs/

Wychodząc ze szpitala miałem złe przeczucie. Byłem pewny, że ktoś nas obserwuje. Nie chciałem jednak martwić Leny, która po tym "wypadku" jeszcze nie doszła do siebie. Postanowiłem, że przez tydzień będzie mieszkała u mnie, ktoś musi się nią zająć.
Lena rozpakowała się w międzyczasie mamrocząc coś o samodzielności i padła zmęczona na łóżko. Prawie siłą wepchnąłem w nią miskę gorącego rosołu. Kiedy pomagałem jej zmienić opatrunki, zadzwonił mój telefon. Z niemałym zaskoczeniem przyglądałem się wyświetlaczowi.
- Kto dzwoni ?
Zignorowałem pytanie Leny. Odrzuciłem połączenie i szybko odpisałem. Odpowiedź przyszła w ciągu kilkunastu sekund. "...na hali, o 14. Ok ?"
"Ok"
Odłożyłem telefon na szafkę i kontynuowałem przerwaną czynność. Lena spojrzała na mnie z irytacją w oczach. Delikatnie objąłem ją od tyłu.
- To nic ważnego. Rozluźnij się i nie denerwuj. Szkoda twojego zdrowia szczególnie teraz... - dobiegł mnie cichy szloch. - Ciii... Już spokojnie. Zmieniamy resztę opatrunków ?
Kiwnęła głową. Potem pokręciła się jeszcze trochę po mieszkaniu i położyła. Kiedy zasnęła, wyszedłem.

***
- ... stało ?
- Czemu cię to interesuje ? Daj jej spokój. Nie rozmawiaj z nią, nie pisz. I nie rób tego co dotychczas, naprawdę.
- Ale..
- Żadne "ale''. Ona już dość wycierpiała. Znacznie więcej niż ci się wydaje.
- Skąd wiesz ? Skąd ją znasz ? O co w ogóle chodzi ?!
- To pytanie do Leny, nie do mnie. Cześć.
- Cześć. Matthijs ? -Obróciłem się na pięcie. - Ja...przeproś ją ode mnie.
- Dobrze.

***

Pochodziłem jeszcze trochę po mieście. Musiałem przemyśleć parę spraw. Zrobiłem zakupy, wróciłem do mieszkania i zajrzałem do Leny. Dalej spała. Przygotowałem kolację i sprawdziłem facebooka. Pogadałem trochę na skype i postanowiłem się wykąpać. Oczywiście jak to ja, zapomniałem piżamy. Przemykając szybko w ręczniku do pokoju spotkałem Lenę.
- Oh, mógłbyś się ubrać. Nie jestem jeszcze w pełni sił na takie widoki.
- Taaak ? Dzisiaj jest strasznie ciepło. Może jednak zostanę w tym stroju ?
Dziewczyna zdjęła na chwilę rękę z oczu i przybiła face palm. Poszła do kuchni skąd było słychać jej śmiech. 
- Lenka, ja jednak coś założę na siebie. I proszę się nie śmiać.
- Przestań gadać i idź się ubierz. A tak na marginesie - masę już masz, teraz czas na rzeźbę. 
Pokręciłem głową słysząc kolejną salwę śmiechu.

/Lena/

Po tygodniu wszystko wróciło do normy - z powrotem byłam w swoim mieszkaniu, w pełni sił. Postanowiłam nie wracać do wcześniejszych zdarzeń. Żeby odciąć się od tego, co było, pojechałam na tydzień do Bełchatowa. Wspaniale było poczuć znów tą atmosferę. Oczywiście spotkałam się z Muzajem, powspominaliśmy nasze wygłupy i narobiliśmy wiele kolejnych. Przy okazji poznałam dziewczynę Maćka, Milenę. Bardzo sympatyczna, wysoka brunetka o brązowych oczach. Smutno mi było stamtąd wyjeżdżać. Ale studia same się nie skończą ! Pełna ochoty do pracy rozpoczęłam drugi, oby ostatni semestr. Nauki było bardzo dużo, z perspektywy czasu sama się dziwię, że dałam radę. Często odwiedzał mnie Matthijs. Razem robiliśmy wiele szalonych rzeczy, ogólnie - jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy, byliśmy prawie jak rodzeństwo.
W takiej sielance minęły mi 3 miesiące, nadszedł kwiecień. Nie czułam się już tak dobrze, ale ukrywałam to, nie chciałam, żeby Matthijs się martwił. Ostatnio znowu miałam koszmary, źle spałam. Za to studia szły mi nadzwyczaj dobrze. Na 20 kwietnia miałam zapowiedziane egzaminy. Tydzień przed nimi miałam cały wolny. Stwierdziłam, że przez pierwsze pół tygodnia przypomnę sobie wszystko, co ważne. Drugą połowę przeznaczyłam na odpoczynek. Postanowiłam iść na trening chłopaków. Zbliżał się koniec sezonu, przed nimi były jeszcze dwa mecze z Precurą. Cały trening przebiegał w ciszy i skupieniu. Kiedy zbierałam się do wyjścia, zawołał mnie Matthijs.
- Poczekaj na mnie przed wyjściem, proszę. Muszę ci coś powiedzieć.
Usiadłam na murku przed wyjściem i czekałam, bawiąc się końcówkami włosów. Po 5 minutach wyszedł. Był... spięty ? Chyba tak. Wstałam, lecz gestem kazał mi usiąść.
- Nie będę mógł teraz tak często przychodzić. - Odwrócił wzrok.
- Dlaczego ?
- Ja... - podniósł się o kilka centymetrów - ...chciałbym ci kogoś przedstawić.
Odwróciłam głowę. W naszym kierunku szła wysoka blondynka. Podeszła i pocałowała Matthijsa w policzek.
- Lena, poznaj Meg. Jesteśmy parą od 2 miesięcy.
- Ja...muszę już iść. Przepraszam was bardzo, egzaminy się zbliżają, muszę się uczyć. Cześć.
Szybkim krokiem odeszłam. Dlaczego mi nie powiedział ? Trochę się na nim zawiodłam. Do mieszkania wracałam przez park. Nagle ktoś mnie potrącił. Podniosłam głowę - oczywiście nie kto inny jak mój ulubiony Lowie.
- Cześć.
- Cześć.
- Coś się stało ? - Jaka odmiana, no patrzcie państwo.
- Czemu cię to interesuje ?
- Tak tylko pytam.
- Jako następny chcesz mi dokopać ? Proszę bardzo!
- O co ci znowu chodzi ? To nie moja wina, że jesteś życiowym nieudacznikiem! - A jednak nie odmiana.
- Niech cię szlag jasny trafi ! Ciebie i was wszystkich !
- I nawzajem !
  

___________
Wielki powrót :) Jeśli ktoś czyta, miło by było zostawić komentarz. Zbliżamy się do końca "Belgijskiej historii". Jakie chcecie zakończenie ? Czy mam założyć następnego bloga ? Piszcie w komentarzach.
Zastanawiam się nad założeniem bloga ze spisem opowiadań siatkarskich, proszę o Waszą opinię :) Do następnego.

poniedziałek, 1 września 2014

Wielki powrót !

Wracam. Rozdział pojawi się w piątek około godziny 19. Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda to proszę, niech zostawi komentarz. To bardzo motywuje i podnosi aktywność na blogu.
Do piątku :)

sobota, 7 czerwca 2014

Przepraszam

Przepraszam. Wiem, że zawiodłam. Na razie zawieszam bloga. Ale wrócę - tego jestem pewna. Do następnego postu...

niedziela, 25 maja 2014

Przerwa

W nadchodzącym tygodniu niestety nie będę mogła dodać następnego rozdziału. Chciałabym Was przeprosić za to. Jednocześnie przypominam o 2 komentarzach pod rozdziałem 9 - bez nich przerwa zamieni się w zawieszenie bloga. Ale macie dodatkowy tydzień :) Pozdrawiam wszystkie czytelniczki.

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 9

/Lena/

Od samego rana każda komóra mojego ciała emanowała energią. Do ostatnich przygotowań zostały jeszcze 4 godziny. Musiałam trochę oczyścić umysł i zrelaksować się. Postanowiłam przejść się nad jezioro. Moje jezioro, a w sumie moje i chłopaków. Szłam powoli, patrząc w niebo. Zapowiadała się piękna pogoda. Doszłam spokojnie do jeziora i ze skrytki wyjęłam koc. Rozłożyłam go i położyłam się. Wpatrywałam się w niebo bez przyczyny. Nie wiem ile tak leżałam. Nagle usłyszałam jakiś szmer i zza drzew wyszedł Maciek. Jak znalazł to miejsce i skąd wiedział, że tu będę ?
- Nie pytaj. Jedz szybko, trzeba się zbierać. - Dopiero teraz zauważyłam, że w ręku trzyma koszyk. Trochę rozkojarzona wstałam i zajrzałam co dobrego mi przyniósł. Naleśniki! Mmm, dobre. Tak, teraz jestem pewna, że to robota Matthijsa. Już w drodze do mieszkania kończyłam śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni i zobaczyłam godzinę, stanęłam jak wryta. Miałam tylko 2 godziny! Szybko wzięłam sukienkę i pobiegłam do łazienki. Przebrałam się, rozwiązałam włosy i z pomarańczową burzą na głowie zbierałam wszystkie rzeczy z mieszkania. Maciek przypatrywał się mojej gonitwie nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Za chwilę wychodzę, ogarnij się trochę, wiesz garnitur i te sprawy. - Rzuciłam w biegu zakładając buty. Chłopak stał jeszcze chwilę wpatrując się w szpilki.
- Proszę, nie zabij się w tych butach. - Spojrzał jeszcze raz z lekkim powątpiewaniem wyrysowanym na twarzy.
- Spokojnie. - Uśmiechnęłam się.- Nie w takich szpilkach się już chodziło. Dobra, ja lecę. Jak będziesz gotowy jedź z Matthijsem. Do zobaczenia.
Spojrzałam ostatni raz na rzeczy znajdujące się w torebce i wyszłam. Po 5 minutach już pomagałam Helen w przygotowaniach. Dziewczyna była zdenerwowana. Martwiła się, że coś pójdzie nie tak. Chwilę po mnie przyszła kuzynka Helen. Miała zrobić nam makijaż i ułożyć fryzury. Na pierwszy ogień poszła panna młoda. Po godzinie wyglądała olśniewająco. Stwierdziłam, że zostawię rozpuszczone włosy, więc do zrobienia został tylko delikatny makijaż. Po kolejnych 20 minutach byłyśmy gotowe. Pod domem czekał już ojciec Helen. Wsiadłyśmy do wcześniej przygotowanej limuzyny. Kiedy pod małym kościółkiem wyszłyśmy z samochodu, powitały nas głośnie brawa i krzyki. Helen nieśmiało pomachała wszystkim zebranym. Goście zawiwatowali głośniej.
- Już czas. - Panna młoda tylko kiwnęła głową. Razem ze swoim ojcem ruszyła do kościółka. Szłam za Helen w odległości ok. 4 metrów. Tuż przy wejściu zatrzymało mnie ciche chrząknięcie. Odwróciłam nieznacznie głowę. Libero z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wskazał kierunek. W miejscu wskazanym przez niego stał Ruben i Lottie. Łzy zebrały mi się pod powiekami. Wymruczałam tylko ciche "kurwa" i nie dając się ponieść emocjom weszłam do kościoła. Był pięknie przystrojony - nad sklepieniem wisiały wstążki, przy każdej ławie doczepiono mały bukiecik kwiatów. A przed ołtarzem stał Hendrik. Idealnie dopasowany garnitur sprawiał, że atakujący wyglądał jak książę. Panna młoda stojąca obok niego emanowała radością i wzruszeniem. Z pierwszych ławek było słychać odgłosy cichego pochlipywania. Kiedy stałam obok kuzyna Hendrika, Toma, który był drugim świadkiem, rozejrzałam się nieznacznie na boki. Oprócz rodzin pary, byli także wszyscy z klubu. Odetchnęłam z ulgą widząc Maćka w tłumie zebranych. Rozległ się dźwięk dzwonków, mamy i babcie Hendrika i Helen załkały głośniej. Cała ceremonia odbyła się zgodnie z planem. Po godzinie nowożeńcy wyszli z kościoła. Wszyscy składali im gratulacje i życzenia. Dyskretnie odeszłam w kierunku polskiego atakującego. Obok niego stał Matthijs. Wspólnie dotarliśmy do domu weselnego. Świętowanie rozpoczął walc w wykonaniu pary młodej. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że Hendrik tak dobrze tańczy. Kiedy świeżo upieczone małżeństwo zakończyło swój popis zdobywając gromkie brawa, większość gości również zaczęła tańczyć. Po półgodzinie podano przystawkę. Jako świadek zostałam usadzona blisko pary młodej, ale w towarzystwie Maćka. Po głównym daniu przyszedł czas na dalsze zabawy. Panna młoda rzucała bukietem, a pan krawatem. Złapałam bukiet, co oznaczało, że jestem pierwsza w kolejności do wyjścia za mąż. Krawat złapał Lowie. Wymieniliśmy spojrzenia. Chcąc nie chcąc musiałam z nim zatańczyć.
- Pozwoli pani ?
- Oczywiście.
Wydawał mi się zwodniczo miły. Ku mojej jeszcze większej desperacji, orkiestra zaczęła grać wolny kawałek.

/Lowie/

Widziałem, że niechętnie się zgodziła. Dzisiaj miałem wyjątkowo dobry dzień i nie denerwowała mnie tak jak zwykle. Kiedy orkiestra zaczęła grać powolny kawałek, Lena zarzuciła ręce na moją szyję. Objąłem ją delikatnie w pasie. Wyczułem zapach jej perfum - lekki, delikatny jaśmin. Kołysaliśmy się w takt piosenki. Zadrżała. Objąłem ją trochę mocniej. Co się ze mną dzieje ? Zabrzmiały ostatnie dźwięki i dziewczyna odeszła. Poczułem delikatne ukłucie w okolicy serca. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Były...smutne? Chyba tak. Kiwnęła w moją stronę głową. Wyszła.

/Miesiąc później/

/Lena/

Listopad. Zima. Śnieg. Z takich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk oznajmiający koniec odgrzewania jedzenia w mikrofalówce. Zeszłam z parapetu, wyciągnęłam spaghetti z kuchenki i zasiadłam do ćwiczeń. Zbliżał się koniec semestru. Egzaminy pozwalające skończyć mi 3 rok zbliżały się nieubłaganie. Przez ostatni czas nie mogłam się na niczym skupić. Dopadła mnie zimowa chandra. Ktoś wysyłał mi smsy z nieznanego numeru. Do tego miałam nawrót choroby. Do testów miałam dokładnie tydzień, w ciągu którego nie miałam zajęć. Wiedziałam jak go spędzę - leżąc w łóżku albo na hamaku i ucząc się. Szybko dokończyłam jedzenie. Zrobiłam sobie herbatę, kiedy zadzwonił telefon. Odebrałam.
- Hej Lenka. Wiem, że jesteś w domu. Przyjdź na halę.
- No dobra. Ale po co ? Halo ? Matthijs ?
Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Najchętniej poleżałabym ze słuchawkami na uszach, zapominając o całym świecie. Bez pośpiechu ubrałam się ciepło i wyszłam. W drzwiach budynku spotkałam Lowiego.
- Co tu robisz ?
Minęłam go bez słowa. Nie miałam siły na przegadywanie się z nim. Zostawiłam kurtkę przed drzwiami prowadzącymi na boisko.

/Lowie/

Poszła dalej. A dobra, niech idzie. Dzisiaj jeszcze tylko mi jej potrzeba. Miałem zły dzień. Wkurzało mnie dosłownie wszystko. Chłopaki postanowili zrobić Lenie niespodziankę akurat dzisiaj. A na dodatek akurat ja musiałem wszystko tłumaczyć trenerowi i jeszcze przynieść tort. Wróciłem na halę gdzie reszta kończyła śpiewać "sto lat" i podałem Hendrikowi tort. Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna jest jakaś inna. Nie miała tyle energii co zwykle, chodziła z opuszczoną głową. Przed nami udawała, że wszystko w porządku.
- Lowie, chcesz kawałek tortu ? A z resztą - każdy dostanie po kawałku.
Zjedliśmy rozmawiając na różne tematy. Ukradkiem zerkałem na Lenę. Ale dlaczego? Widziałem, że kiedy nikt nie patrz, ona przygryza policzki, jakby modliła się o koniec. W końcu trener zarządził kontynuację treningu. Dziewczyna wstała kierując się do wyjścia. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej znów się pojawiło. Już miałem iść ją przeprosić. Podniosłem głowę i spojrzałem w jej oczy. Przymknęła powieki pod którymi zalśniły łzy. Zrobiło mi się jej żal. Wyszła, a ja patrzyłem na zamykające się za nią drzwi. Nagle poczułem lekkie uderzenie piłki w plecy.
- Chodź już, gramy.

/Dwa tygodnie później/

/Lena/

Po egzaminach trochę odżyłam. W związku ze zbliżającymi się świętami kupiłam wszystkim najbliższym prezenty. Przy okazji nabyłam nowy sweter.
2 dni przed Wigilią postanowiłam gruntownie posprzątać mieszkanie. Zostawałam w nim sama na całe święta. W prawdzie Michał zapraszał mnie, ale powiedziałam, że będę u Hendrika i na odwrót. Nie miałam ochoty znosić tej atmosfery. Włączyłam na cały regulator muzykę, żeby zagłuszyć myśli i zabrałam się za sprzątanie. Po 6 godzinach padłam na hamak kompletnie nieżywa. Zjadłam jogurt, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się dość późno. Po porannej toalecie i śniadaniu wyszłam z mieszkania z kilkoma torbami w ręku. Postanowiłam odwiedzić najbliższych i wręczyć im prezenty. Po 15 minutach spokojnego marszu zapukałam do drzwi od domu Tuerlincxksa. Otworzyła mi Helen, szeroko się uśmiechnęła i zaprosiła do środka. Ciąża jej służyła - tryskała energią, była uśmiechnięta, jakby bez żadnych trosk. Hendrik widząc mnie wstał szybko i przytulił.
- Ej, udusisz mnie!
- Co ty tu jeszcze robisz ? Dlaczego nie ma cie w Polsce ?
- Samolot mam wieczorem. A wy jak widzę wyjeżdżacie ?
- Tak, mamy zaproszenie od babci. Szkoda, że nie możesz z nami pojechać.
- Od babci Lusi ? Pozdrówcie ją ode mnie. Ale nie po to tu przyszłam. Wszystkiego dobrego na święta. - Wręczyłam im dwie torby. Chwilę potem zastałam niecodzienny widok: Hendrik cieszył się jak dziecko.
- Jezu normalnie kocham cię Lenka! Skąd wiedziałaś, że do kolekcji brakuje mi tylko tej jednej płyty ?
- Przeczucie. - Uśmiechnęłam się. - A ty, Helen ? Co powiesz ?
- Dzięki za sweter, jest świetny. Ale śpioszki ? - Wybuchnęła głośnym śmiechem.
- No co, przyda się.
Posiedziałam u nich jeszcze pół godziny i pożegnałam się. Poszłam w kierunku mieszkania Rubena. Było mi smutno, że całkowicie o mnie zapomniał. Zadzwoniłam. Drzwi uchyliły się. Widząc wytapetowaną twarz Lottie straciłam tą odrobinę dobrego humoru, który pozostał mi po wizycie u atakującego.
- Daj to Rubenowi. - I przekazałam jej torbę. Odeszłam zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Zostało mi ostatnie mieszkanie do odwiedzenia. Szłam nieobecna. Nagle wpadłam na kogoś.
- Jezu Lena nie strasz.
- Matthijs ?
- A kogo się spodziewałaś ?
- Właśnie do ciebie szłam.
- A ja do ciebie.
Roześmialiśmy się.
- Chodź, wracamy do mnie. - Złapałam przyjmującego za rękę i delikatnie pociągnęłam. Szliśmy powoli, rozkoszując się swoim towarzystwem. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu. Jak zwykle jeździłam w koszyku jak mała dziewczynka. W końcu weszliśmy do mieszkania, obładowani wszelakiego rodzaju torbami.
- Nie nabrudź mi tutaj. Wczoraj przez cały dzień sprzątałam mieszkanie.
Poukładałam zakupy, zrobiłam herbatę i usiadłam naprzeciwko Matthijsa.
- Lena, co się z tobą dzieje ?
- Nic.
- Mnie nie oszukasz. Widzę, że jesteś smutna, chociaż dobrze to kryjesz. Co jest ? - Usiadł obok mnie i objął. Oparłam głowę na jego ramieniu i pociągnęłam łyk herbaty. Nie wiedząc kiedy zaczęłam płakać. Przyjmujący siedział obok mnie, czekając spokojnie. Przytulił mnie mocniej i szeptał " Będzie dobrze".
- Właśnie nie będzie!
- Spokojnie, chodź i opowiedz mi wszystko. Nie pozwolę, żebyś tak siedziała przez całe święta.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać i powiedziałam mu co się dzieje. Zrobiło mi się lżej. Płacz oczyścił, pozostawiając tylko tępą pustkę.
- Zostaniesz ?
- Oczywiście. - Odszepnął. Nie wiedząc kiedy zasnęłam na jego ramieniu.

___________________
Witam! Troszkę krótszy niż zwykle, ale więcej się dzieje. Z przykrością zauważam, że pomimo dużej ilości wyświetleń, komentarzy brak. Dlatego zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Jeżeli pod tym rozdziałem będą CO NAJMNIEJ DWA komentarze, nie zrobię tego. W innym razie rozstaniemy się. Wszystko zależy od Was.
( Być może do następnego)

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 8

/Lowie/

Kolejny identyczny dzień. Dobrze, że przynajmniej rozpoczął się sezon. Zgrywałem się z resztą drużyny. Efekty były - w lidze ze słabszymi zespołami grałem w pierwszej szóstce. Dzisiejszy trening  przeprowadzaliśmy bez Tuerlinckxsa, który z niewiadomych powodów nie przybył. Tak samo jak van der Hooven, ale z jej nieobecności nie rozpaczałem jakoś. Nie lubiłem jej, a nawet więcej - nie znosiłem. Na szczęście jedna moja znajoma po kursie fotograficznym chętnie zajmie jej miejsce. Nim spostrzegłem, skończyliśmy ćwiczenia z piłką. Trener wyjątkowo pozwolił zorganizować ognisko integracyjne, które było zaplanowane na dzisiejszy wieczór. Postanowiłem, że pójdę - z tego co wiem ma tam być Lena, więc zrobię jej na złość. Ciekawe kogo dzisiaj wyrwie - van Hirtuma czy Tuerlinckxsa ? W szatni wszyscy zmawiali się na ognisko. Padła nawet propozycja przemycenia jakichś procentów. Po ustaleniu innych szczegółów, rozeszliśmy się. Założyłem słuchawki i spokojnie szedłem sobie do mieszkania. W oddali zobaczyłem idącą powoli parę. Gdzieś już ich widziałem. Po dokładniejszym przyglądnięciu się z mściwą satysfakcją stwierdziłem, że to Lena i Hendrik. Zarówno dziewczyna, jak i atakujący, byli ubrani i eleganckie ubrania. Szli spokojnym krokiem śmiejąc się z sobie tylko znanych spraw. Postanowiłem przerwać im tę sielankę: szybko wybrałem numer do Tuerlickxsa i obserwowałem ich zachowanie. Dziewczyna wyraźnie straciła humor, głos Hendrika w słuchawce był pozbawiony emocji. Po krótkiej rozmowie w której przypomniałem siatkarzowi o ognisku, odeszli dalej. Szybko doszedłem do swojego mieszkania gdzie wykonałem jeszcze jeden telefon.
- Cześć Lottie. Pamiętasz moją propozycję ? Zrobimy tak... Owiniesz go sobie wokół palca. Taak, zemsta będzie piękna. Dzięki. Do środy.
 Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się. Cały czas zastanawiałem się, skąd wracała ta dwójka. Otrząsając się z zamyślenia wziąłem bluzę z szafy, klucze, słuchawki i wyszedłem. Do miejsca rozpalenia ogniska miałem około 15 minut. Po drodze spotkałem  Tomasa i Arno. Razem szliśmy przez miasteczko, nad którym powoli zapadała noc. Na miejscu byli już Joppe, Eemi, Pieter, Stijn, drugi Stijn i Gertjan. Chwilę później przyszedł Hendrki ze swoją dziewczyną. W tle grała muzyka, wszyscy się dobrze bawili. Z uwagą obserwowałem przybycie następnych osób. Ostatni na miejsce dotarli Verhanneman i van Hirtum z Leną po środku. Nie zwróciła ma mnie uwagi. Ze swoją obstawą dosiadła się do Tuerlinckxsa. Śmiała się najgłośniej ze wszystkich. Wziąłem sobie piwo i ze skupieniem patrzyłem na całą zgraję. Nagle Lena wraz z kolejnym wybuchem śmiechu usiadła na kolanach Matthijsa. Ten tylko uśmiechnął się nieznacznie. Impreza powoli zamieniała się w popijawę. Stijn szturchnął mnie, przeciągając za stolik z alkoholem. Schowaliśmy wszystkie butelki i przybiliśmy żółwika. Po kolejnej godzinie Lena była całkowicie pijana. Reszta zaczęła się zbierać do domów. Dziewczyna zasnęła na kolanach Matthijsa z lekkim uśmiechem na twarzy.

/Lena/

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu, z bolącą głową i suchym językiem. Ostrożnie obróciłam głowę. Poznałam to miejsce - mieszkanie Matthijsa. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Powoli usiadłam i rozejrzałam się. Tak, to była sypialnia Matthijsa. Z kuchni dochodziły dźwięki porannej (a właściwie południowej) krzątaniny. Chwilę później przyjmujący przyszedł do swojego pokoju. Nie wyglądał najgorzej - miał lekki zarost, trochę potargane włosy i nieco zaspane oczy.
- Wyspana ?
- Bardzo. I tak, świetnie się czuję, nie pytaj.
- Ile ci przynieść tabletek ?
- Dwie. Jak się tu znalazłam ?
- Byłaś w takim stanie, że zasnęłaś mi na kolanach złotko. - W tym momencie przed oczami mignęło mi całe ognisko do momentu, w którym zaczęłam się śmiać z Lowiego i usiadłam Matthijsowi na kolanach. 'No pięknie, pięknie'. 
- Aha. To ja już nie mam pytań. I... przepraszam. Nie gniewasz się ? - Przyjmujący spojrzał na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy po czym zaczął się śmiać. Rozluźniłam się, wstałam. Przechodząc do kuchni, nagle zamarłam. ZAJĘCIA! Szybko otrząsnęłam się, dobiegłam do pomieszczenia i wepchnęłam całą kanapkę do buzi. Przeżuwając biegałam w tę i z powrotem po całym mieszkaniu przyjmującego zbierając swoje rzeczy. Kiedy wpadłam do kuchni po drugą kanapkę, Matthijs przytrzymał mnie.
- Co ty wyprawiasz ? O której masz te zajęcia ?
- O 15.
- Uspokój się i popatrz która godzina. - W tym całym zamieszaniu nawet nie przyszło mi do głowy coś tak oczywistego jak sprawdzenie godziny. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam wielkie oczy. Była dopiero 10! Usiadłam na blacie i odetchnęłam głęboko. Obok mnie przyjmujący zwijał się ze śmiechu. Byłam na niego zła - kto normalny ma zegar przestawiony o 4 godziny do przodu ?! W dodatku ta wredota nic mi nie powiedziała.
- No to... jedz spokojnie Lena, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - Matthijs wyszczerzył się. - Smacznego.
Bez pośpiechu dojadłam kanapkę, która - trzeba przyznać - była wyborna. Zastanawiam się nad przeprowadzką do przyjmującego - przynajmniej będę miała dobre posiłki za darmo. W nieco lepszym stanie wróciłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic. Po 40 minutach wyszłam w ręczniku do sypialni, żeby znaleźć ubrania na zajęcia. Akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Nie wiedziałem że od dziś przyjmujesz gości w takim stroju. - Ruben jak zwykle adekwatnie do sytuacji skomentował to co widzi, a ja zarumieniłam się lekko. - Mogę wejść ?
- No jak musisz. Rozgość się, za 5 minut wrócę już w normalnym stroju.
Wyjęłam z szafy rajstopy, szorty, podkoszulek i sweterek. Przebrałam się w łazience i zrobiłam niedbałego koka. Kiedy uznałam, że wyglądam przyzwoicie, wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na przeciwko przyjmującego.
- Czemu zawdzięczam twą obecność ?
- A nudziło mi się i tak sobie przyszedłem.
- Za dwie i pół godziny mam zajęcia.
- No to cię odwiozę. Jestem w lepszym stanie niż ty. - Wystawił mi język. - Ok ?
- Ok, ok. A..... bardzo wczoraj się zbłaźniłam ?
- Jakby ci to powiedzieć..... - Przyjmujący zastanawiał się w pełnym skupieniu. - No coś ty, pilnowaliśmy cię.
- Osz ty wredny człowieku! Wiesz jakiego miałam stracha ?
- Nie.
- To się ciesz.
- Jak tam wizja 3 roku studiów ?
- Nijak. Z jednej strony cieszę się, z drugiej...
- Z drugiej ?
- Nie wiem co dalej. Nie wiem czy znajdę pracę, czy będę musiała wyjechać. Zbyt dużo nie wiem. - Schowałam twarz pomiędzy kolanami. - Kurwa!
- Spokojnie, poradzisz sobie. Pamiętaj, że masz mnie, Hendrika, Matthijsa, rodzinę w Polsce. Wszystko będzie dobrze. - Ruben usiadł obok mnie i pogłaskał po plecach. - Uszy do góry. A jak nic nie wypali to zawsze możesz zrobić kurs fotograficzny i naciągać się z nami przez całe życie.
Uśmiechnęłam się trochę. Ruben zawsze przedstawiał fakty pod innym kątem - tym lepszym, bardziej znośnym.
- A zrobisz coś dla mnie ? - Przyjmujący kiwnął głową. - Zjadłabym kisiel. Co ty na to ?
- Chodź, nie wiem czy mam takie zdolności.
Przygotowaliśmy sobie po kubku kisielu i pograliśmy w karty. Kiedy dochodziła 14:30, zaczęliśmy się zbierać. Wzięłam torbę z książkami, wsiadłam do samochodu Rubena. Po 20-minutowej podróży wysiadłam i udałam się do dużego gmachu uczelni. Skierowałam się w stronę schodów prowadzących na 3 piętro, do gabinetu profesora Dieryncka. Wygładziłam ubrania, przejrzałam się w lusterku i weszłam. Profesor Dierynck był mężczyzną w średnim wieku, średniego wzrostu. Miał szaroniebieskie oczy, które uważnie patrzyły znad okularów. Wyglądał dokładnie tak samo, jak w dniu w którym zostałam do niego przydzielona. Jak to się stało ? A no tak: jako najlepsza uczennica, w połowie pierwszego roku trafiłam na próbną lekcję prowadzoną przez tego pana. I zostałam. W ciągu jednego roku przerobiłam dwa lata studiów i przy takim samym zacięciu jak dotychczas w ciągu tego roku skończę studia.
- Dzień dobry panie profesorze.
- Dzień dobry pani Leno. Proszę usiąść. Dzisiaj sprawdzimy, co zapamiętała pani z ubiegłego roku.
Przez kolejną godzinę zadawał mi różne pytania. W większości odpowiadałam dobrze - przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy nagle profesor zamilkł, trochę się przestraszyłam.
- Doskonale pani Leno. Doskonale. Wszystko pani pamięta więc już dzisiaj zaczniemy następną lekcję.
Do 19 miałam wykład i ćwiczenia. Potem wsiadłam do metra i w ciągu 10 minut byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic i usiadłam na hamaku. Włączyłam telewizor i przeskakiwałam z kanału na kanał. Nagle trawiłam na polski kanał sportowy. Puścili mecz Skry i Jastrzębskiego Węgla. Obejrzałam piękne, pięciosetowe spotkanie, po którym poszłam spać.
Kiedy się obudziłam szybko wstałam i ubrałam się. Musiałam dzisiaj oficjalnie zrezygnować ze stanowiska fotografa Knack Roeselare. Nie wyrobiłabym ze studiami i fotografią jednocześnie. Bez zbytniego pośpiechu weszłam do gabinetu prezesa gdzie doznałam szoku. Spotkałam tam Lowiego Stuera z jakąś blondyną z toną tuszu na rzęsach. Libero przerwał w połowie zdania, spojrzał na mnie wzrokiem mordercy po czym kontynuował.
- ... więc ma wszystkie potrzebne umiejętności. W dodatku jest bardzo miła i na pewno dobrze dogada się z zawodnikami. - Odwrócił głowę i spojrzał z drwiną w oczach.
Przeszłam ignorując wszystkich i położyłam wypowiedzenie na biurku. Wyszłam głośno trzaskając drzwiami. Miałam jeszcze chwilę czasu, więc postanowiłam poinformować chłopaków o nowym nabytku zarządu. Na boisku rozciągali się wszyscy oprócz Stuera. Trenera jeszcze nie było. Usiadłam sobie na trybunach dokładnie na przeciwko Matthijsa i ruchem głowy poprosiłam żeby przyszedł. Kiedy się zjawił opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam.
- Podejrzane. To wszystko jest zbyt grubo szyte. Jak myślisz ? - Jakim cudem akurat znajoma Stuera będzie fotografem ? Wyczuwałam jakiś podstęp.
- Zobaczymy co kombinują. Cicho, idą. Jezu jaka tandeta. - Matthijs skrzywił się z niesmakiem.
Obok Lowiego i tamtej laski szedł menadżer. Trener zwołał całą kadrę, a potem przedstawił nową panią fotograf.
- To jest Lottie Callens, od dzisiaj będzie fotografem.
- Dlaczego? A co z Leną ? - Spytał Eemi. Hendrik tylko spojrzał ze zrozumieniem.
- A ja ze względu na studia nie mogę być waszym fotografem Eemi. Ale nie przejmuj się, jestem pewna, że Lottie doskonale sobie poradzi. - Rzuciłam jej swój najbardziej kpiący uśmiech numer 3 i odeszłam na trybuny po torebkę. Udając, że czegoś szukam, kątem oka widziałam jak Lottie poznaje się ze wszystkimi. Podchodząc do Rubena udała, że potknęła się. Przyjmujący rzucił się na ratunek łapiąc ją w pasie. Zmrużyłam oczy widząc jak Lottie się wdzięczy. Nie chcąc psuć sobie humoru wyszłam z hali tylnym wyjściem. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam najostrzejsze kawałki jakie miałam. Chodziłam bez celu po mieście jeszcze pół godziny. Potem wsiadłam do metra i pojechałam na zajęcia.

/Miesiąc później/

Jezu to już jutro! Strasznie denerwowałam się przed ślubem Hendrika. Na szczęście wczoraj przyjechał Maciek, który będzie towarzyszył mi na podczas ceremonii i wesela. Za godzinę zaczyna się wieczór panieński. Na szczęście udało mi się wykręcić - w końcu jako świadek muszę być jutro przytomna. Razem z Maćkiem przygotowałam szybki i smaczny obiad - spaghetti. Z Muzajem nie dało się nudzić - albo mówił albo robił coś śmiesznego. Błyskawicznie nawiązał nić porozumienia z chłopakami z Belgii, a ich odpały były niezapomniane. Niestety to co dobre szybko się kończy - musiałam iść na zajęcia. Ogólnie studia szły mi bardzo dobrze, perspektywa wcześniejszego końca była obiecująca. Maciek został z Matthijsem, który zrezygnował z wieczoru kawalerskiego. SPECJALNIE DLA MNIE. Coś musi się dziać. Jakby się zastanowić to w ciągu ostatnich dwóch tygodni zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie. Oczywiście nie jako para tylko jako przyjaciele. Ku mojemu zmartwieniu Ruben dał się nabrać na sztuczki tej wytapetowanej cyzi. Od dwóch tygodni podobno są parą. Od tego czasu praktycznie z nim nie rozmawiałam. Od Hendrika dowiedziałam się, że przyjmujący i ten plastik razem idą na ślub i wesele. Myślałam, że ją rozszarpię. Powstrzymał mnie Maciek. I dobrze, że to zrobił, bo w tym momencie prawdopodobnie siedziałabym w więzieniu i byłoby po całej ceremonii.
Zajęcia minęły mi na intensywnych ćwiczeniach. Uczyłam się prawidłowego rozcinania zwierzęcia. Nie dostarczyło mi to zbyt przyjemnych wrażeń estetycznych, ale przynajmniej nie było skomplikowane. Kiedy weszłam do mieszkania, zastałam ciekawy widok: duet M&M usiłowała zrobić coś co miało być ciastem. Jak na razie cała kuchnia była w mące, atakujący miał jajka we włosach a przyjmujący był oblepiony masłem. Cała scena wyglądała tak komicznie, że trudno było się nie śmiać. Nie byłam nawet zła o brudną kuchnię. Przebrałam się szybko i pomogłam chłopakom przy robieniu ciasta. Potem Matthijs wrócił do siebie, Maciek oglądał telewizję a ja poszłam się wykąpać. Poczekałam atakującego i po życzeniu dobrej nocy rozeszliśmy się do spania.

____________________
Od razu chcę Was przeprosić za opóźnienie (jeżeli ktokolwiek to czyta, to proszę, niech cokolwiek napisze w komentarzu). Tak, zawaliłam. I pewnie rozdział jest średni. Proszę o Wasze opinie w komentarzach.
- Co sądzicie o dotychczasowej postawie Lowiego wobec Leny ?
Do następnego.

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7

/Lena/

Przygotowania do roku akademickiego ruszyły pełną parą. Po zjedzeniu szybkiego śniadania wyszłam z mieszkania chcąc kupić podręczniki do 3 roku weterynarii. Przez pół dnia obeszłam całe miasto a podręczniki znalazłam w ostatniej księgarni. Zmęczona i bez sił poszłam do domu Hendrika i Helen. Dziewczyna atakującego akurat była w salonie.
- Cześć Lena! Dawno cię tu nie widziałam. Stało się coś ?
- Kupowałam podręczniki do weterynarii. Jestem wykończona, od samego rana biegałam w tę i z powrotem. Ale opowiadaj co u was! Wszystko w porządku ? - Helen uśmiechnęła się nieznacznie.- No mów!
- Poczekamy na Hendrika, akurat mieliśmy cię do nas zaprosić na obiad w ten weekend. Powinien za jakieś 10 minut przyjść.
W oczekiwaniu na Tuerlinckxsa rozmawiałyśmy na inne tematy. Kiedy przyszedł, Helen podała obiad. Zjedliśmy luźno rozmawiając. Pomogłam Hendrikowi posprzątać po posiłku i usiedliśmy wszyscy w salonie.
- No mówcie co u was. - Para spojrzała po sobie z uśmiechami na twarzach. W końcu atakujący odezwał się:
- Helen jest w ciąży...- nie zdążył dokończyć, ponieważ moją radość wyraziłam głośnym piskiem. Uściskałam serdecznie brunetkę i zaczęłam zadawać masę pytań.
- Który to miesiąc ? Dlaczego tak się wam zachciało dziecka po 5 latach razem ? Chłopczyk czy dziewczynka ? No mówcie do jasnej cholery!
- Spokojnie, spokojnie. Nie znamy płci, to 2 miesiąc.- Helen odpowiadała z iskierkami radości w oczach. - Jest jeszcze jedna sprawa. Czy zgodzisz się być świadkiem na naszym ślubie ?
Zaniemówiłam. Wstałam i przytuliłam najpierw dziewczynę a potem chłopaka. Ledwo powstrzymując łzy kiwnęłam głową.
- Wreszcie się zdecydowaliście. Po 5 latach! Moje kochane głupki!
Porozmawialiśmy jeszcze z pół godziny, potem pożegnałam się i poszłam do swojego mieszkania. Posprzątałam trochę i z nudów zadzwoniłam do Maćka.
- Cześć Maciuś! Co u ciebie ?
- Cześć Lenka, no średnio u mnie.
- Dlaczego ? Stało się coś ?
- Kontuzja barku. Cały sezon z głowy. Kurwa!
- Nie zanieczyszczaj powietrza. No i co mam ci powiedzieć ? Kurcze szkoda. Boli ?
- Trochę. Operację mam za 2 dni. No trudno, przeżyję. Mów, co u ciebie.
- Nic ciekawego w sumie. W przyszłym tygodniu zaczynam 3 roku studiów, Hendrik i Helen biorą ślub i zostaną rodzicami. Na razie jestem fotografem w klubie. No właśnie - znasz jakiś sposób na skuteczne zagięcie osoby, która cię nie lubi ?
- Dlaczego o to pytasz ? - Opowiedziałam mu całą historię o Stuerze. - Gościu ma ból dupy. Po prostu jest zazdrosny o twoje kontakty z resztą i tyle. Olej go, myślę, że wtedy da ci spokój.
Po prawie godzinnej rozmowie z atakującym postanowiłam dalej czytać "Wiedźmina". Wciągnęła mnie ta seria. W czasie czytania w mojej głowie powoli powstawał pewien plan. Kiedy dotarłam na ostatnią stronę, wiedziałam już co zrobić. Dochodziła 21, zjadłam kolację, wykąpałam się i położyłam. Sen przyszedł nadspodziewanie szybko.
Rano obudził mnie budzik. Wstałam o 7, ubrałam się, zjadłam śniadanie i nie spiesząc się poszłam w kierunku hali. Czekałam pod gabinetem prezesa z którego wyszedł nie kto inny jak Lowie. Ignorując jego drwiące spojrzenie, weszłam do środka. Pan prezes lubił mnie, znał mnie już 5 lat. Po szybkiej rozmowie, która skończyła się na moją korzyść, wyszłam z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Sama zrezygnowałaś czy cię wyrzucili ? - Stał nonszalancko oparty o ścianę i mówił z wyraźną pogardą.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie mam coś w głowie. I cieszę się, że nie będę musiała widzieć cię przez cały tydzień. - Przeszłam obok niego wytrącając mu jabłko z ręki. - Upadło ci coś dziecko. - Zostawiłam go z grymasem wściekłości na twarzy, sama śmiejąc się w duchu. Upojona swoim triumfem zerknęłam na zegarek. Jak na skrzydłach pobiegłam do Tuerlinckxsa (a właściwie już Tuerlinckxsów) i wtajemniczyłam parę w mój plan. Stwierdzili, że jest równie szalony jak ja. Nie przejęłam się gderaniem atakującego i spytałam Helen. Ona natomiast powiedziała, że to dobry pomysł. Co więcej - poprosiła nawet, żebym przy okazji zaprosiła go na ślub. Wspólnie postawiłyśmy atakującego przed faktem dokonanym - jadę do Polski odwiedzić niejakiego Macieja.

/Maciek/

Kiedy byłem w szpitalu, codziennie ktoś z klubu przyjeżdżał zamienić przynajmniej parę słów. Podnosiło mnie to na duchu. Dzisiaj miał przyjechać Winiar. Dochodziła 14, a jego nie było. Nudziło mi się trochę. Zacząłem grać na telefonie. Nagle moją uwagę przykuł hałas dochodzący zza drzwi. Do mojej sali wpadła cała drużyna z ... Leną. Zdziwiłem się - nic nie mówiła, że ma zamiar przyjechać. Nim spostrzegłem dziewczyna obejmowała mnie lekko a ja pogłaskałem ją po włosach. W zamian rozczochrała moją misternie układaną przez pół godziny grzywkę. Już miałem ją połaskotać, ale sprytnie schowała się za Michała.
- I tak cię widzę gadzie.
- To znaczy, że nic ci się nie stało z oczami. Też się cieszę, że cię widzę.
Potem wyszła gdzieś, zostawiając lekki zapach jaśminu. Pogadałem z chłopakami, spytałem o treningi itp.
- Wiedzieliście, że Lena przyjedzie ?
- Nie, weszła w połowie treningu z torbą w ręce i spytała czy ją przyjmiemy. Oczywiście zapanował huraoptymizm, wszyscy się cieszyli i Miguel stwierdził, że trening nie ma sensu. Nawet nie był zły. - Mariusz jako opanowany kapitan tych wariatów spisywał się doskonale.
 - Wiecie na ile przyjechała ?
- Kilka dni, w przyszłym tygodniu we wtorek zaczyna studia - Winiar rzeczowo wyjaśnił. - Nie przejmuj się młody, tylko zdrowiej. Lena ci nie ucieknie - zaśmiał się razem z resztą.
Dziewczyna niespodziewanie wróciła. Widząc roześmianą zgraję, lekko wygięła wargi do góry. Znowu rozczochrała mi grzywkę, ale nie byłem zły. Mrugnąłem porozumiewawczo a kiedy odpowiedziała, usłyszałem jej cichy, lecz nie znoszący sprzeciwu;
- Panowie zbieramy się, chory musi odpocząć. Jutro się zobaczycie.
Przybiłem piątki z chłopakami, uśmiechnąłem się do Leny i zostałem sam z lekkim zapachem jaśminu. Oddałem się rozmyślaniom. Od zawsze chciałem grać w Skrze. Uwielbiałem ten klub, nadal uwielbiam. Kiedyś na samą myśl o spotkaniu siatkarza Skry dostawałem nagłej chęci grania - i tak się wszystko zaczęło. Rodzice zapisali mnie do klubu, zacząłem grać, a to sprawiało mi wielką radość. Kiedy dostałem propozycję ze Skry, nie wahałem się ani chwili, pomimo matury. Rodzice są tacy dumni. Ale czegoś, a raczej kogoś mi brakuje. Szukam miłości, ale ona mi ucieka. Może kiedyś...
Rozważania przerwał dźwięk sms'a. Popatrzyłem na wyświetlacz telefonu - Lena. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej zawsze towarzyszyło temu imieniu.
Jak się czujesz, gadzie ? :P
Bardzo cię boli ten bark ?
Szybko wystukałem odpowiedź.
Nie jest najgorzej, rudy gadzie.
;P
Lena. Coś do niej czułem, wyraźnie,ale...

/Hendrik/

Młoda pojechała do Polski i tyle ją było widać. Trochę się o nią martwiłem - Ruben powiedział mi co nieco. Szczerze nie miałem teraz do niej głowy - ślub, ciąża Helen wypełniały każdą wolną chwilę, napawając radością. Ale nie mogłem o Lence zapominać. Przed treningiem zostałem w szatni i zadzwoniłem do niej. Niestety jak na złość w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Lowie. Zignorowałem go i dalej czekałem aż Lena odbierze.

/Lowie/

Ledwo zdążyłem na trening. Kiedy wszedłem do szatni, zastałem tam Tuerlinckxsa dzwoniącego do kogoś. Nagle odezwał się do swojego rozmówcy.
- Jak tam w Polsce młoda ? - Rozmawiali po holendersku. Atakujący słuchał uważnie, po czym odezwał się. - W sumie to daj mi Winiara do telefonu, jeśli chce rozmawiać.
Gdzieś już obiło mi się o uszy takie przezwisko. Zapamiętując je, słuchałem dalej.
- ... nie wypodrywaj w tej Polsce całej drużyny, dziewczyno. - Hendrik śmiał się do słuchawki. - Dobra, odezwij się potem Lena. Paa.
Lena. Jak ja jej nie cierpię. Grrrr.. Szybko wyszedłem z szatni próbując oczyścić umysł przed treningiem. Dzisiaj były ćwiczenia z piłką, skupienie się przyszło z niewielkim trudem. Z niechęcią zerknąłem na drugiego libero, Stijna. Przede mną jeszcze wiele lat treningu, ale jestem w stanie grać na najwyższym poziomie. I tak w tym wieku gram zdecydowanie ponad przeciętnie - talent. Podniósłszy własną samoocenę, skupiłem się na przyjmowaniu zagrywki flotem.

/Lena/

Miło było znowu wrócić do Polski, zobaczyć tych kochanych głupków, Dagę, Olisia i całą resztę. Poczułam się jak w domu - ciepła fala rozchodziła się po całym ciele. Dagmara podała obiad, który był taki pyszny, że aż zjadłam 2 razy tyle co zwykle. Kiedy Winiarscy dowiedzieli się o obecnych wydarzeniach z Belgii, byli naprawdę ucieszeni. Co więcej, rozmawiając przez telefon z Hendrikiem, Michał sam wystąpił z propozycją rozmowy. Winiar na początku był spięty, potem jednak rozluźnił się. Dobrze dogadywał się z atakującym. Kiedy oddał mi telefon, poszłam do swojego pokoju na piętrze. Odpoczęłam trochę i napisałam do Maćka. Odpisał bardzo szybko. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego ulubione przezwisko na mnie: rudy gad. Nie miałam mu tego za złe - to było miłe. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami zaczęłam rozmyślać o młodym atakującym. Czułam coś do niego, ale... Nie wiedziałam co.
Odczuwając skutki podróży w postaci zmęczenia, poszłam się wykąpać. Daga wiedziała co lubię - przygotowała mi wszystko, czego potrzebowałam do odprężającej kąpieli. Odświeżona i w dobrym nastroju zasnęłam.
Obudził mnie tupot stópek Oliego po płytkach na korytarzu. Zaciekawiona spojrzałam na zegarek - była dopiero 6. Ciekawość wzięła górę - wstałam i poszłam za młodym Winiarskim. Zastałam go w kuchni, przy szafce i garnkami.
- Co kombinujesz Oli ?
- Ciocia, bo tata ma dzisiaj urodziny i chcę zrobić mu niespodziankę. Pomożesz mi ? Proooszę ciociu.
- Dobrze, co mam robić ?
- Ja obudzę tatę a ty przygotuj kanapki. - Iskierki radości w oczach małego były bardzo rozczulające. Cmoknęłam go w czółko, wyciągnęłam dwie duże pokrywki i poczochrałam włoski. Przygotowałam cały talerz kanapek. Nagle z góry dobiegł mnie dźwięk uderzających o siebie pokrywek. Wybiegłam kilka stopni i zobaczyłam radośnie podskakującego Olisia z dwoma pokrywkami w małych rączkach. To wyglądało tak komicznie. Potem z sypialni wyszedł Michał i wziął małego na ręce. Podeszłam do niego i nie wiedząc co powiedzieć, po prostu się przytuliłam. Dołączyła jeszcze do nas Dagmara i całą grupką zjedliśmy śniadanie. Michał jadąc na poranny trening, podwiózł mnie do szpitala, w którym miał mieć zabieg Maciek. Spytałam się pielęgniarki gdzie leży atakujący i poszłam w tamtym kierunku. Chłopak chyba był zaskoczony moją wizytą.
- Musimy porozmawiać... - Przez kolejne pół godziny opowiadałam mu o swoich uczuciach. Co ciekawe, kiedy mnie słuchał, na jego twarzy często widziałam lekki uśmiech. Kiedy skończyłam, chłopak opowiedział mi o swoich uczuciach i byłam mile zaskoczona. Nie dając mu skończyć przytuliłam go i wepchnęłam się na jego łóżko.
- No to jak wszystko sobie wyjaśniliśmy, trzeba coś wymyślić, żeby lekarz powiedział ci coś o zabiegu. Co powiesz, jakbyś na jeden dzień została moją dziewczyną ?
- Ok, ale tylko na jeden dzień. Sztama. - Przybiliśmy żółwika. W tym momencie wszedł lekarz z wiadomością, że Maciek musi już iść na zabieg. Mrugnęliśmy do siebie porozumiewawczo i rozstaliśmy się. Po 3 godzinach czekania z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Odetchnęłam z ulgą na wieść, że wszystko przebiegło w porządku. Poczekałam kolejne 2 godziny, aż Maciek się wybudzi. Czuł się dobrze. Pogadaliśmy jeszcze godzinę, a potem pożegnałam się z atakującym. Pozostałe dwa dni, które spędziłam w Bełchatowie, minęły bardzo szybko. Żegnając się ze wszystkimi, wsiadłam do powrotnego samolotu do Belgii. Po 2 godzinach lotu byłam  z powrotem w swoim mieszkaniu. Ostatkami sił rozpakowałam walizkę i poszłam się wykąpać. Prawie przysypiając zjadłam szybką kolację i położyłam się do własnego łóżka. Kiedy tylko głową dotknęłam poduszki, zasnęłam spokojnym, głębokim snem.         

_________________________________
Witam wraz z kolejnym rozdziałem. Jak spędzacie majówkę ? Dziękuję za coraz większą liczbę komentarzy, motywują do dalszego pisania.
MISTRZ, MISTRZ BEŁCHATÓW :D
JEŻELI CZYTASZ - PROSZĘ, SKOMENTUJ :)
Do następnego :)

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 6

/Lena/

Obudziłam się później niż zwykle - o godzinie 7:30. Nie wiem dlaczego, ale dalej byłam zmęczona. Przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór. Łzy popłynęły najpierw pojedynczo, potem całym strumieniem. Nie byłam w stanie ich powstrzymać. Na korytarzu usłyszałam tupot małych, bosych stópek po płytkach. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się. Oliwier wgramolił się na łóżko i położył główkę na moich kolanach.
- Ciociu, dlaczego płaczesz ? Coś się stało ?
- Nie, nic Oli. Mógłbyś mi przynieść chusteczki ?
Młody Winiarski wrócił po chwili z dużą paczką chusteczek i Dagmarą. Żona Michała przytuliła mnie, uspakajając. Kiedy doprowadziłam się do porządku, Daga popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Chodź na śniadanie. Musimy cię czymś zająć.
Posłusznie wstałam, przetarłam oczy i zeszłam do salonu. Michał i Oli już jedli. Kiedy dosiadłam się, Michał puścił mi oczko a Oli podał "uśmiechniętą" kanapkę. Poczochrałam małemu włoski i z lekkim uśmiechem zaczęłam spożywać śniadanie. Po skończonym posiłku razem z Dagmarą posprzątałyśmy, Oli poszedł pobawić się do kolegi, a Michał wybył na trening.
- Co powiesz na to, żebyśmy zrobiły wspólnie obiad?
- Jestem za. Czekaj, mam pomysł: znam świetny przepis na murzynka, mogłybyśmy go podać na deser!
Dagmara przyjęła mój pomysł z dużym entuzjazmem. Podczas przygotowywania potraw rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Z Dagmarą świetnie się rozumiałyśmy, co więcej - pani Winiarska traktowała mnie jak młodszą siostrę. Kiedy obiad był gotowy, ciasto w piecu a my byłyśmy całe w mące, wybiła 13. Daga poprosiła, żebym poszła po Oliego, więc musiałam się umyć i przebrać. Po szybkim prysznicu, w dobrym humorze wyszłam po młodego Winiarskiego. Po drodze spotkałam Maćka, porozmawialiśmy chwilę. Kiedy wróciłam z Olim, zastałam Michała w salonie. Zjedliśmy wszyscy obiad, po którym wyszliśmy na spacer. Idąc pomiędzy Winiarskimi z ich synem na rękach, poczułam co to jest szczęście i miłość. Pierwszy raz, pośród swojej prawdziwej rodziny.

Dwa tygodnie później

Stałam obok Hendrika i reszty drużyny w oczekiwaniu na nowych graczy. Po około 5 minutach trener, Emile Rousseaux wyszedł z gabinetu prezesa z jakimś chłopakiem, na oko w moim wieku.
- To Lowie Stuer, młody libero. Poznajcie się.
Nie wiedziałam dlaczego, ale od początku Lowie denerwował mnie. Przywitał się z chłopakami, a gdy doszedł do mnie, rzucił drwiącym głosem:
- Z tego co wiem to jest klub męski, nie pomyliło ci się coś ? - Miałam ochotę uderzyć go w policzek, ale uspokoiłam się.
- Jestem klubowym fotografem, ale mam nadzieję, że nie długo.
- Ja też. - Zerknęłam na Hendrika, który również nie wyglądał na zachwyconego. Lowie też to zrobił i widząc minę Tuerlincxsa zmieszał się wyraźnie.- Przepraszam.
Widziałam, że nie zrobił tego szczerze. Nie odpowiedziawszy nic, gwałtownie obróciłam się na pięcie, uderzając libero końcówką warkocza. Ten tylko syknął z bólu, kiedy dostał w rękę trzema metalowymi zawieszkami. Usiadłam na krzesełkach obok boiska i patrzyłam jak trener rozdaje stroje na nowy sezon. Dzisiaj miał się odbyć pierwszy trening. Zawodnicy przebrali się, ja przygotowałam aparat. Klub szukał nowego fotografa, ale na razie przejęłam tę funkcję, przynajmniej do czasu. Cały czas byłam zła na Stuera, irytował mnie swoim zachowaniem. Na boisku zachowywał się tak, jakby nikt nigdy nie mógł mu dorównać. Słabo przyjmował, jeszcze gorzej bronił.
Po zakończeniu treningu spakowałam aparat do torby i zostawiłam w gabinecie prezesa. Wychodząc z hali, usłyszałam głos Stuera.
- ... w porządku, z wyjątkiem niejakiej pani fotograf. - Umilkł na chwilę, a ja stanęłam za nim w bezpiecznej odległości. - Jakaś totalna porażka. Niska, ruda, pewnie jeszcze nic nie umie.
Te słowa rozwścieczyły mnie jeszcze bardziej. Nie bacząc na konsekwencje, podeszłam do libero i z całej siły uderzyłam go w twarz. Ten przerwał rozmowę, trzymając się za policzek. Popatrzył na mnie wściekły. Oddaliłam się, żegnając go wyciągniętym środkowym palcem.
Doszłam do swojego mieszkania i włączyłam muzykę na cały regulator. Ciągle byłam zdenerwowana na Stuera. Zadzwoniłam do Michała i opowiedziałam mu wszystko. Winiarski wysłuchawszy mnie, zamilkł na parę chwil.
- Nie daj się obrażać - rzekł w końcu.- Jeżeli coś takiego się powtórzy, idź na policję. I pamiętaj - masz mnie, Dagę, swoich przyjaciół z Belgii i całą Skrę. Jeżeli trzeba będzie, to ja sobie porozmawiam z tym idiotą.
Rozmowa z Michałem uspokoiła mnie, lecz przyniosła melancholijny nastrój. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Przed oczami miałam całe dzieciństwo, potem szkołę. Czułam się coraz gorzej. Oddychałam szybko łykając łzy. W końcu uspokoiłam się, wstałam i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki, do wanny nalałam jaśminowego płynu i zapaliłam świeczki tego samego zapachu. Kiedy wanna wypełniła się po brzegi, zanurzyłam się i zamknęłam oczy. Rozkoszując się zapachem jaśminu, leżałam przykryta pianą. Myślałam o wszystkim, co się dzisiaj zdarzyło. Kiedy woda wystygła, wyszłam i przebrałam się w piżamę. Była 19, więc bez namysłu napisałam do Rubena.

Przyjdziesz ?

Odpowiedź nadeszła w ciągu kilkunastu sekund.

To co zwykle ?

Tak. - Odpisałam. 
Kilka minut później chłopak przyszedł z reklamówką z lodami toffi. Bez słowa do odtwarzacza DVD włożyłam płytę z filmem "Ósmoklasiści nie płaczą". Przyniosłam dwie łyżki, usiadłam na dużym fotelu obok Rubena i włączyłam film. Oparłam głowę o klatkę piersiową przyjaciela i po raz tysięczny oglądałam film. Doskonale pamiętałam cały film, szczególnie momenty w których łzy same cisnęły mi się do oczu. Ruben przytulał mnie wtedy i wycierał policzki. Kiedy film się skończył, przyjmujący zapytał łagodnie:
- Co się stało ? - Byłam na tyle spokojna, że opowiedziałam mu wszystko beznamiętnym głosem. Gdy skończyłam, przyjmujący był oburzony zachowaniem Lowiego. - Jeżeli zrobi coś takiego jeszcze raz, to przyjdź do mnie natychmiast. 
- Proszę, nie rób nic głupiego. I nie mów Hendrikowi ani Matthijasowi, nie chcę, żeby się martwili. 
- Na pewno ?
- Tak. - Uśmiechnęłam się lekko. - Zresztą wiesz, jak Stuer chce wojny, to będzie ją miał. Już ja się o to postaram.
Ruben zaśmiał się cicho. Powspominaliśmy trochę, kiedy dochodziła 23, przyjmujący zaczął się zbierać.
- Jak chcesz, możesz zostać na noc. Zawsze mi zimno pod tą kołdrą i tak pusto jakoś. - Pomrugałam chwilę i już wiedziałam, że chłopak sprzeciwia się tylko dla zabawy. 
- No dobra, zostaję. - Uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że masz jeszcze gdzieś mój podkoszulek ?
Kiedy szukałam ubrań Rubena, ten poszedł wziąć prysznic. Gdy je znalazłam, zostawiłam wraz z karteczką, że idę spać. Jakieś 20 minut później chłopak zamknął cicho drzwi do pokoju i położył się obok mnie. Poczułam jego rękę, przyciągającą mnie do niego. Nie protestowałam, ułożyłam się wygodnie i zasnęłam.

/Ruben/

Było mi żal Leny. Tyle razy dostała po dupie od życia i ciągle dostaje. Długo nie mogłem zasnąć, miałem natłok myśli. Przez głowę przewijał mi się cały obraz znajomości z Leną:  od poznania, różnych zawirowań aż do teraz. Od zawsze wszystkim się przejmowała, była młodziutka lecz dojrzalsza od wielu dorosłych. Moje rozmyślania przerwało ciche westchnienie dziewczyny. Spała obok, jej długie, rude włosy odstawały we wszystkich kierunkach. Oddychała miarowo, ręce miała włożone pod głową. Wziąłem jeden z długich kosmyków i obwijałem go wokół palca. Z uśmiechem na twarzy przypomniałem sobie, jak mając 14 lat Lena przez miesiąc przekonywała Hendrika żeby pozwolił jej zafarbować włosy. Kiedy zobaczył efekt, był nieco zdziwiony ale ogólnie spodobało mu się. Od 4 lat nie zmieniła koloru ani raz, twierdząc, że rudy najbardziej odpowiada jej charakterowi. I tak rzeczywiście było - kiedy ktoś z nią zadzierał, odpowiadała gwałtownie nie pozostawiając żadnych złudzeń. Oczywiście wszystkie "ataki" pozostawały w duszy, obciążając Lenkę coraz bardziej aż do momentu takiego jak dzisiaj. Oglądanie filmu, jedzenie lodów i wspólny sen - po takiej "kuracji" zawsze wracała do życia jeszcze silniejsza niż przedtem. Wszystkie myśli zaowocowały zmęczeniem. Zasnąłem.

/Lena/

Obudziłam się czując na sobie jakiś ciężar. Odwróciłam głowę i zobaczyłam śpiącego Rubena. Niewiele myśląc wzięłam markera i dorysowałam chłopakowi kilka niezbędnych elementów. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam przyjmującemu w MMSie. Potem szybko lecz w miarę cicho pobiegłam do łazienki. Po minucie za drzwiami usłyszałam:
- Zamorduję cię Lena! Zobaczysz, nie dostaniesz prezentu na urodziny! Gdzie jesteś cholero ?!
Trzęsłam się ze śmiechu. Wiedziałam, że Ruben nic mi nie zrobi ani nie będzie zły. Powoli uchyliłam drzwi od łazienki i ostrożnie się rozejrzałam. Nigdzie nie widziałam przyjmującego, od jakiś 3 minut było zdecydowanie za cicho. Wyszłam, zajrzałam do sypialni i poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Tylko nie bij prooooszę!
- Nie, spokojnie, mam lepszą broń - i zaczął mnie łaskotać. Wczorajszy zły humor zniknął bez śladu. Kiedy powygłupialiśmy się do końca przy robieniu gofrów na śniadanie, zadzwonił mój telefon. Byłam zdziwiona widząc, że trener do mnie dzwoni w dodatku o 8 rano! Chcąc nie chcąc odebrałam. Ruben przypatrywał się jak rozmawiam z trenerem, a widząc mój cwany uśmiech wycofał się szybko do kuchni.
- Co tym razem ?
- Zobaczysz.
- Ale powiedz noo!
- Nie, zobaczysz na hali. Zbieraj się powoli, o 9 zbiórka. I powiedz Matthijasowi.
Zjedliśmy gofry, przyjmujący poszedł do siebie się ogarnąć tak samo jak ja. Ubrałam się, wzięłam torbę i wyszłam. Kiedy weszłam na halę, byli tam już prawie wszyscy. Ignorując drwiące spojrzenie Stuera, podeszłam do Rubena i cmoknęłam go na powitanie w policzek. 'Jeden zero dla mnie, panie Stuer'  pomyślałam widząc wściekłą minę młodego libero. Po 10 minutach czekania wszyscy dotarli.
- Dzisiejszy dzień razem z całym zarządem postanowiliśmy poświęcić na nakręcenie filmiku promującego drużynę. Czy wszyscy mają swoje stroje? To świetnie.
Każdemu z chłopaków trener wręczył kartkę ze wszystkimi scenami do filmiku. Większa część była już gotowa, oprócz 2 scen na końcu. Przez cały dzień uśmiech nie schodził mi z twarzy - nagrywanie filmiku było świetne. Chłopacy musieli między innymi szaleć w autobusie, udawać że śpiewają, biegać na bieżni i tym podobne. Kilka razy cała ekipa musiała się przenosić do różnych sklepów. Kiedy byliśmy na hipermarkecie, wpadłam na kilka pomysłów scenek do filmiku. Przypomniałam sobie zakupy w Polsce, z Maćkiem i Michałem. Trener i prawie wszyscy zawodnicy podeszli do pomysłu wożenia się wózkami bardzo entuzjastycznie. Zgadnijcie kto nie był zadowolony - jedyny, ukochany, niezapomniany niejaki Lowie Stuer. Pomimo jego protestów scenka została nakręcona zgodnie z moją wizją. To samo stało się kiedy wróciliśmy na halę nagrywać ostatnią scenę. Nikt nie miał zabawnego pomysłu. Nagle w mojej głowie wykluł się zupełnie szalony pomysł, nie wiedziałam co na to powiedzą chłopaki. Podeszłam do Hendrika i powiedziałam mu o swojej wizji. Najpierw był zaskoczony, a potem zaczął się śmiać na głos. Kiedy reszta drużyny dowiedziała się o pomyśle, przyjęli to ze śmiechem i dystansem do samych siebie. Efekt wyszedł więcej niż zadowalający.
- Myślę, że coś z tego będzie. Dobra robota panowie i Lena - trener spojrzał na mnie i całą drużynę, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Idźcie do domów, wypocznijcie. Jutro o 10 trening.
Rozeszliśmy się. Wracałam do mieszkania razem z Matthijsem i Rubenem. Tak jak dawniej. Śmialiśmy się do rozpuku, po drodze jedliśmy watę cukrową i rozmawialiśmy. Nagle Matthijsa olśniło.
- Co powiecie na grilla ? Takiego całą drużyną ?
- Ciekawe czy Emile by się zgodził. Znając was po takim grillu przez 2 dni nie będziecie w stanie wstać z łóżek.
- Oj tam, oj tam, wyolbrzymiasz Lena. - Matthijs urzekł mnie swoim uśmiechem nr. 9.
- Taaaak ? A pamiętasz może coś takiego jak impreza integracyjna na koniec sezonu reprezentacyjnego ?
- To było dawno i nie prawda. - Przyjmujący trochę się speszył.
- No nie wiem, nie wiem. Pogadajcie z Emile, może się zgodzi, w końcu to jeszcze początek sezonu.
Rozeszliśmy się do swoich mieszkań. Po intensywnym dniu wzięłam prysznic, zjadłam kolację i układając się wygodnie w fotelu czytałam książkę. Będąc w Bełchatowie, Michał z Maćkiem i resztą zapakowali mi całą sagę o wiedźminie. Po polsku. Okazało się, że książka jest bardzo wciągająca, w dodatku napisana lekkim i zrozumiałym językiem. Około 22 poszłam spać. W głowie miałam barwną wizję wiedźmina Geralta zabijającego strzygę.  

______________________
Witam z kolejnym rozdziałem. Czekam na wasze opinie, których jest jak na lekarstwo.
Jeżeli czytasz, to proszę, zostaw po sobie komentarz, nawet może być to emotikona.
Dziękuję za uwagę, kłaniam w pas. Do następnego :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 5

/Lena/

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające przez okno. Leniwie przeciągnęłam się i wstałam. Telefon wskazywał godzinę 5:30. Wygrzebałam w walizce rurki, niebieską bluzkę i czarne trampki. Po związaniu włosów sięgających bioder, wzięłam torbę, założyłam okulary przeciwsłoneczne i zeszłam do kuchni. Zostawiłam Winiarskim karteczkę i wyszłam. Dom Michała znajdował się w odległości 20 minut spacerowania od krańców Bełchatowa. Włożyłam słuchawki do uszu i przy dźwiękach piosenek mojego ulubionego zespołu, Green Day, powoli, spacerowym krokiem, zwiedzałam miejscowość. Zajęło mi to około 2 godziny. Dochodząc do niedużej piekarni, zauważyłam starszą panią z trzema skrzynkami drożdżówek na rękach. Wtedy odezwał się mój żołądek, domagając się śniadania. Nagle staruszce wypadła jedna drożdżówka, lecz dzięki mojej szybkiej reakcji nie zdążyła dolecieć do ziemi.
- Dziękuję ci moje dziecko. Ostatnio wszystko wypada mi z rąk. Pomożesz babci ?
- Oczywiście. Proszę mi dać te skrzynki, zaniosę je pani do środka.
- Dziecko drogie, jaka tam ze mnie pani, mów mi babciu Krysiu.
Pomogłam pani Krysi wnieść drożdżówki do małego sklepiku. Już chciałam wyjść z pomieszczenia, kiedy babcia zatrzymała mnie i poczęstowała swoimi wypiekami. Siedziałyśmy razem na zapleczu zajadając się smakołykami.
- Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc.
- To drobiazg.
- Jak masz na imię dziecko? Ile masz lat? Nigdy wcześniej nie widziałam cię w Bełchatowie.
- Nazywam się Lena, mam 18 lat. Nie mogła mnie pani widzieć wcześniej, ponieważ na co dzień mieszkam w Belgii.
- Wielkie nieba! Po cóż przyjechałaś tutaj taki kawał drogi?
- Przyjechałam do rodziny, mój wujek pracuje tu.
- Co robisz w mieście o takiej wczesnej godzinie? Zupełnie jak mój wnuczek.
- Zwiedzałam miasteczko, teraz jest jeszcze cisza i spokój.- Usłyszałam dzwoneczek przy drzwiach sklepiku, a babcia Krysia poszła obsłużyć pierwszego klienta.
- Cześć babciu! - Już znałam ten głos.
- O wilku mowa! Lenuś chodź, poznasz mojego wnuczka! - Przeszłam przez materiałową zasłonę, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Maćka, który był nieco zaskoczony widząc mnie.
- Babciu Krysiu ale my już się znamy. Cześć Lena. - Chłopak przywitał się całusem w policzek, zaskakując mnie.
- Wielkie nieba! Jaki ten świat jest mały! Dzieci, ale skąd wy się znacie?
- Mój wujek gra razem z Maćkiem w drużynie.
- Jak nazywa się twój wujek Lenka ?
- Michał Winiarski.
- Aaa pan Michał! To jest ten z tymi błękitnymi oczami, prawda Maciuś? A tak w ogóle to gdzie się wybierasz z samego rana, powiesz starej babuni?
- Tak babciu, dobrze pamiętasz. - Maciek uśmiechnął się pod nosem. - Idę na trening, mam na 9.
- Oj dzieci, dzieci. Masz drożdżówkę, żebyś nie chodził głodny po tym treningu. Lenuś, pozdrów pana Michała ode mnie i przekaż mu to.- Poprosiła babcia Krysia, wręczając mi średniej wielkości pakunek.
- Babciu, muszę już iść. Lena, idziesz ze mną na halę? - Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- No pewnie, zostawcie starą babcię samą.
- Nie dramatyzuj, Lena jeszcze kiedyś do ciebie wpadnie, prawda?
- Oczywiście, proszę się nie martwić. Do widzenia pani Krysiu!
- Do widzenia dzieci. Maciuś tylko bądź grzeczny i zachowuj się jak dżentelmen!
- Dobrze babciu. - Mina Muzaja była bezcenna. Idąc pod rękę wyszliśmy z niewielkiego sklepiku i kierowaliśmy się w stronę hali Energia.
- Masz bardzo fajną babcię. - Zerknęłam z ukosa na Maćka a ten tylko uśmiechnął się szerzej.
- Miła i kochana, ale uparta. Jak ją poznałaś?
- Wstałam sobie rano i postanowiłam zwiedzić Bełchatów. Obeszłam spokojnie całe miasto i zobaczyłam twoją babcię niosącą skrzynki z drożdżówkami do sklepiku. Spadła jej jedna i złapałam ją zanim wylądowała na ziemi. Pomogłam pani Krysi, potem przyszedłeś ty a resztę już znasz.
- A Winiar wie, że jesteś tutaj ?
- Jak wstał to wie.

/Michał/

Wchodząc do kuchni zauważyłem jakiś liścik na stole. Przeczytałem i zacząłem się śmiać jak głupi.
- Z czego się tak śmiejesz ? - Daga powitała mnie całusem w policzek.
- Przeczytaj.- Mówienie podczas napadu głupawki jest strasznie trudne.
-"Poszłam w miasto, wrócę trzeźwa ale nie wiem kiedy, nie martwcie się i śpijcie dobrze, Lena.
PS. Ale jakbym jednak coś piła to przyjedziecie, prawda ? :P" Ja nie wiem co ta dziewczyna ma we łbie, ale jest świetna.
- Prawda ? Moja krew. - Wypiąłem dumnie pierś. - Lena okropnie przypomina mi trochę Igłę i trochę mnie. Co o tym sądzisz kochanie ?
- Co do Igły to się zgodzę...chociaż nie, Lena jest chudsza. A co do ciebie to raczej nie, bo młoda jest bardziej odpowiedzialna niż ty.
- Taak ?
- No widzisz, to się dowiedziałeś. A teraz poproszę śniadanie.
- Jak mi pomożesz to będzie.
- Żartowałam. Ogarnij się trochę, przygotuj na trening. Zrobię śniadanie.
Zgodnie ze zdaniem Dagmary przygotowałem się do treningu. Kiedy schodziłem na śniadanie Oli właśnie się obudził.
- Cześć tata! Gdzie jest mama ?
- Cześć mały! Chodź na śniadanie, mama jest w kuchni.
Wziąłem synka na ręce i wspólnie zeszliśmy na posiłek. Po śniadaniu Oli stwierdził, że pobawiłby się z Arkiem, synkiem Mariusza. Nie mogłem się oprzeć urokowi mojego jednorodzonego, sorry. Zadzwoniłem do Mariusza.
- Cześć Mariusz ! Zabierasz dzisiaj Arka na trening ?
- Siema Winiar! Jestem już na hali, razem z Arkiem. Czemu pytasz ?
- Młody chce się pobawić z Arkiem.
- Ok, nie będą się nudzić przynajmniej. A i jeszcze jedno - przyjeżdżaj szybko na halę.
- Coś się stało?
- Nie, tylko będziesz miał niespodziankę. A z resztą - jak przyjedziesz to zobaczysz.
Rozłączyłem się, pogoniłem Olisia żeby się przebrał z piżamy w normalne ubrania i już mogliśmy jechać, gdyby nie to, że znowu zapomniałem torby, a co gorsza - nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
- Daguś, słoneczko moje najmilsze! Wiesz może gdzie zostawiłem torbę ?
- Jest na górze. I nie słoneczkuj mi tutaj tylko leć po nią, spóźnisz się na trening.
- Tak jest, pani kapitan.
- No wreszcie dyscyplina. - Dagmara uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek na do widzenia.

/Maciek/

Przez całą drogę do hali gadałem z Leną. Bardzo polubiłem tę dziewczynę, pomimo tego, że znaliśmy się zaledwie jeden dzień. Nie gwiazdorzyła, była sympatyczna i miała świetne pomysły. Kiedy doszliśmy na halę, do treningu zostało jeszcze nieco ponad pół godziny. Był już Mariusz ze swoim synkiem, Daniel, Wojtek, Facu i Nico. Weszliśmy na halę i powitały nas gwizdy.
- Kiedy ślub? Mogę być świadkiem? - Włodi musiał wiedzieć wszystko jako pierwszy.
- Dobrze się czujesz? Nie masz przez przypadek gorączki? A może zapomniałeś mózgu z domu ? Wiem: idź do szatni i sprawdź czy cię tam nie ma.- Lena zagięła Włodarczyka w tak spektakularny sposób, że aż reszta zaczęła się śmiać i klaskać. Chwilę później Mariusz prosił, żebyśmy się uciszyli, bo chce spokojnie porozmawiać przez telefon. Kiedy nasz kapitan słuchał swojego rozmówcy, jego synek podszedł przywitać się z Leną. Przyglądałem się temu z pewnej odległości. Zwróciłem szczególną uwagę na zachowanie dziewczyny - wzięła małego na ręce i dała mu lizaka. Oczami wyobraźni już widziałem ją idącą ze swoim dzieckiem na spacer. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Leny.
- Nad czym tak myślisz ?
- A tak tylko. - Uśmiechnąłem się.- Jak masz jeszcze jednego lizaka to ja też poproszę.
- Poszukam, ale musisz potrzymać młodego. - Przekazała mi pod opiekę małego Wlazłego i zaczęła grzebać w torbie mrucząc cicho pod nosem. - Jest! Brzoskwiniowo-pomarańczowy może być?
- No pewnie, dzięki.
- Ale podzielisz się? A po co ja się pytam, musisz się podzielić!
- Ok, jedz sobie spokojnie. Akurat się przebiorę.

/Lena/

Kiedy Mariusz rozmawiał przez telefon, jego synek przyszedł się przywitać. Był małą kopią Wlazłego - takie same oczy, dołki na policzkach.
- Ceść plosę pani.
- Cześć mały. Co tam ?
- Tata kazal mi się psywitać.
- To bardzo miło z jego strony. Lubisz lizaki ?
- Tak plosę panią.
- Mów mi ciocia Lena. Lubisz jak mama nosi cię na rękach?
- Baldzo ciociu!
- No to chodź! - Kiedy mały siedział mi na rękach, dałam mu lizaka. Kątem oka widziałam, że Maciek przygląda mi się. Udając, że nie wiedziałam o czynie siatkarza, podeszłam do niego.
- Nad czym tak myślisz? - Udzielił wymijającej odpowiedzi, a następnie spytał, czy mam jeszcze lizaki. Przekazałam mu Arka na ręce i szukałam słodyczy. Kiedy znalazłam, wręczyłam lizaka Maćkowi z pytaniem czy mogę trochę mu zjeść. Wyrażając zgodę, poszedł do szatni. Gdy zniknął mi z oczu, szybko rozpakowałam lizaka i razem z młodym Wlazłym poszłam na trybuny obserwować trening. Nagle z korytarzy prowadzących do szatni wybiegł Oliwier a za nim Michał.
- Tu jesteś! A myślałem że będę musiał szukać cię gdzieś w rowie przy drodze. Mariusz to ją miałeś na myśli mówiąc o niespodziance ? - Starszy Wlazły tylko przytaknął z uśmiechem. Arek i Oli prosili, żebym się z nimi pobawiła. Nie mogłam im odmówić, byli tacy słodcy z proszącymi oczkami. Wzięłam piłkę i zaczęłam odbijać z chłopakami. Jak na swój wiek radzili sobie świetnie, w końcu od czego ma się tatę siatkarza. Po pewnym czasie młodym znudziło się odbijanie i postanowili pobawić się w berka. Wciągnęli mnie w swoje zabawy, jednak po godzinie biegania byłam wykończona. Usiadłam na trybunach i przyglądałam się trenującym siatkarzom. Jeszcze nie byli do końca zgrani, ale ostro ćwiczyli i w meczach treningowych każdy grał na 100 procent. Po półgodzinie trening dobiegł końca. Już chciałam wyjść, kiedy zatrzymał mnie Michał.
- Daga prosiła, żebym zrobił zakupy. Idziesz do domu czy jedziesz ze mną i Olim do sklepu ?
- Jadę z wami.
Poczekałam na Michała i pojechaliśmy do sklepu. Do naszej trójki dołączył jeszcze Maciek. Wzięliśmy 2 wózki i ruszyliśmy na podbój sklepowych półek. Oli stwierdził, że bolą go nogi i Michał posadził go w wózku.
- Ejj, ja też tak chcę! - Michał zaczął się śmiać. - Maciuś, ty wiesz że ja cię kocham prawda ?
- Naprawdę ? Nie wiedziałem.
- A wiesz, że straaaasznie bolą mnie nogi. Za chwilę nie będę mogła ustać. Zlituj się.
- No to wsiadaj maleńka. - Cwaniacki uśmiech na twarzy Maćka nie wróżył niczego dobrego. Usadowiłam się wygodnie na całej długości wózka i przymknęłam oczy. Nagle poczułam, że coś ląduje na moim brzuchu. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam chipsy paprykowe i colę. Rozejrzałam się ukradkiem i otworzyłam jedno i drugie. Zajadając się w najlepsze nie zauważyłam, że Maciek wrócił z kolejnymi produktami w rękach. Niewiele myśląc siatkarz rzucił we mnie dużym grapefruitem, który złapałam w ostatniej chwili. Takim sposobem szybko zrobiliśmy zakupy i rozeszliśmy się w dwie strony: Maciek do swojego domu, a ja, Michał i Oli do domu Winiarskich. W mieszkaniu nie było jeszcze Dagmary, więc postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę w postaci obiadu. Kiedy żona Winiara wróciła, zjedliśmy i rozsiedliśmy się wygodnie w salonie. Oliwier poszedł do swojego pokoju poczytać, a Michał spytał się mnie, czy opowiem im, co się ze mną działo przez całe 17 lat.
- Na prawdę chcesz wiedzieć ? - Ciężko mi było o tym opowiadać, nie chciałam tego robić. Jednak zdecydowałam, że Winiarscy powinni wiedzieć. - No dobrze, ale to będzie długa opowieść.

***

- ... a teraz przyjechałam tutaj. No i to chyba tyle. - Zakończyłam swoją 6-godzinną opowieść, wycierając ostatnie łzy z policzków. Nagle Dagmara wstała i usiadła obok mnie. - Jesteś wspaniałą dziewczyną i pamiętaj, że u nas zawsze znajdziesz wsparcie. - Przytuliła mnie bardzo mocno i rozpłakałyśmy się obie.


__________________
Witajcie! Ten rozdział dedykuję mojej kochanej kuzynce, Kaśce, którą proszę o komentarz. Ta sama prośba tyczy się również każdej osoby, która przeczytała ten rozdział. Proszę, napisanie komentarza zajmuje minutę, góra dwie, a jest bardzo motywujące. Do następnego :) .